Zasadniczo nie widzę zbyt wielu mankamentów "Gran Torino" ale mierzi mnie strasznie jeden fakt. Poznajemy głównego bohatera jako oschłego, niemal socjopatycznego weterana wojny wietnamskiej, który nienawidzi imigrantów i nagle, nie wiadomo skąd wykazuje wielką empatię w stosunku do ludzi, co do których był tak bardzo uprzedzony (scena gdy broni dziewczynkę). Zdaję sobie sprawę iż mozna to tłumaczyć na wiele sposobów, szczególnie jeśli podejdziemy do tego od psychologicznej strony ale w filmie ten motyw wygląda jak totalny absurd. Nikt nawet nie próbował wyjaśnić tej zmainy jaka zaszła w głównym bohaterze. A jako, że jest to bardzo istotny punkt filmu, moja ocena dla niego to jedynie 5/10.
jest to skomplikowane ponieważ walt jest rasista możne bardziej żyje stereotypami to nic ze dziewczyna była zółta ale była jego sąsiadką to nic ze ich nie lubił (chodzi o ich pochodzenie) ale tez nie lubił smoluchów z 2 stron konfliktu wybrał jedna z która miał bliższe relacje i tyle.
rozumiem co masz na myśli, z tym że jego coraz bardziej pozytywne, wręcz ciepłe relacje z sąsiadami imigrantami w żaden sposób nie jest związany z jego postacią i nic w tym filmie tych polepszających się relacji nie tłumaczy. tak to widzę.
nie zapominajmy że własny syn próbował umieścić go w domu starców i niedawno stracił żonę a sąsiedzi kolorowi czy nie okazali mu dużo wsparcia film jest świetny 10/10 z czystym sumieniem na starość często zmieniamy poglądy i stajemy się bardziej bogobojni jak trwoga to do boga i tyle
No tak był rasistą, tylko też nie do końca pochłonięty swoim poglądem, gdyż jednak zauważył że jego skośnoocy sąsiedzi nie są tacy źli jak ich z góry oceniał i można się z nimi przyjaźnić po ich głębszym poznaniu. Zauważyć też można że do wszystkich innych ciągnął jednak z odrazą i ich nienawidził. Zresztą Walt co też można zauważyć pomagał słabszym i stawał w ich obronie i nie ważne było jakiej jest rasy.
w pewnym momencie filmu powiedział nawet "mam więcej wspólnego z żółtkami niż z własną rodziną". od momentu tego grila zaczął inaczej na nich patrzeć. Usłyszał wcześniej nawet, że walczyli na wojnie po stronie amerykanów.
W wojnie koreańskiej, a nie wietnamskiej jak już.
Był nietolerancyjny dla wszystkich nacji. Wyśmiewał irlandczyków, włochów itp. ,ale nie pałał do nich nienawiścią.
Taki typ, myślę,że nie był rasistą,a widząc podejście sąsiadów do jego osoby zrozumiał,że ma z nimi lepsze stosunki niż z rodziną.
jeśli chodzi o scenę ratowania to zwróć uwagę na ogólny stosunek Walta do kobiet. Zgorszył się gdy Sue przeklnęła nie mógł patrzeć na Thao, ale jak matka powiedziała że Thao musi odpracować swoje winy to się zgodził. W sensie, że jej nie odmówił. Kazał im zejść z trawnika, ale nie celował już w nich bronią etc. Myślę, że przemiana zaczęła się właśnie od Sue-polubił ją a potem jakoś poszło ;)
Jak każdy żołnierz - najważniejsza byłą dla niego dyscyplina, którą tamte czarne obwiesie niszczyły. Awersje rasowe były drugorzędnymi priorytetami.
w mojej ocenie empatia przebudziła się nie dla tego, że postanowił porzucić rasizm, tylko dlatego, że nie cierpił zła i nie potrafił patrzeć na to jak się ktoś znęca nad słabszym - dlatego się postawił
A nie pomyślałeś o tym że u Walta wygrał staromodny charakter konserwatysty-dżentelmena i to że ona była żółta miało mniejsze znaczenie od tego że kiedy paru gości atakuje samotną kobietę to facet nie stoi obok i się patrzy tylko śpieszy z pomocą?
Dysonans.
W scenie w której Walt wstaje i idzie z Sue na imprezę do jej domu moim zdaniem własnie o niego chodziło. Ja w pierwszej chwili pomyślałem "Wtf?!" Ale po chwili, a teraz już jestem o tym przekonany - w moim odbiorze filmu - to był kluczowy moment.
Bo właściwie, czy my musimy mieć wszystko uzasadnione? Jakie to ma w tym kontekście znaczenie, dlaczego? Mogło zdecydować masę czynników. Ale dla mnie równie przekonujący jest na poziomie - po prostu. Wstał, poszedł, stało się.
Ludzie zmieniają się czasem bardzo późno, czasem po jakiś przejściach, a czasem siedzą sobie spokojnie na werandzie i nagle coś się zmienia. Świadomość, moment, Życie po prostu.
Jestem świeżo po obejrzeniu filmu. Wróciłem do domu koło pierwszej w nocy i...włączyłem go jeszcze raz. Jest w nim tak wiele mnie, że właściwie go nie oglądałem chyba, ale odczuwałem. Dla mnie poziom emocji był monstrualny. Właściwie w większości bohaterów, wydarzeń czy momentów odnajdywałem siebie lub swe życie.
Wierze, że człowiek może się zmienić. Dopóki żyje. Czasem stanie się coś z pozoru nieistotnego i nagle spływa na nas świadomość. Kim się było, kim się jest, co powinno się zrobić. W życiu jest taka masa czynników, że czasem po prostu robimy błędy. Jeśli mamy sposobność, by je dostrzec i naprawić, mamy szczęście. Bo życie to jedna całość, tylko składająca się z różnych etapów i odcinków.
To faktycznie może nieco dziwić... ale spójrzmy na to z perspektywy relacji z rodziną Wata. Nikogo z rodziny nie obchodziło, co się zieje z podstarzałym weteranem. Co innego sąsiedzi. Trochę natarczywie (ale skutecznie) wciągnęli go do swojej rodziny. Przestali być "kolorowi" a stali się z czasem rodziną, którą Walt stracił po śmierci żony (synowie i wnuki to tylko by samochodzik chcieli). Tutaj należy dopatrywać się przemiany.
zgadzam się z przedmówcami, to jest rzeczywiście całkiem nieźle pokazane - stary żołnierz mimo swojej twardości jednak potrzebuje człowieka, troski, której rodzina mu nie daje. Stąd jakby ulega życzliwości sąsiadów.
Ale też ta życzliwość rodzi się stąd, że staje on w obronie atakowanej dziewczyny.I tu żadne uprzedzenie rasowe nie mają znaczenia, ponad nimi jest prawość i zasady. Uprzedzenia mogą dotyczyć miłości do trawnika, codziennych upodobań, ale w sprawach zasadniczych nie mają znaczenia - nie stanowią o tym, jakie jest serce tego człowieka. Rasizm, czy raczej uprzedzenia rasowe, stanowią jedynie powierzchowną warstwę jego osobowości. To co na wierzchu jest, owszem, bardziej widoczne, ale też mylące.
Ja po przeczytaniu opisu, że Kowalski to taki rasista spodziewałem się właśnie nietolerancji i takich tam. Oczywiście główny bohater był nietolerancyjny, ale nie na tle rasowym. Miał gdzieś kolor skóry, jemu chodziło tylko o zasady. A to, że nazywał czarnych smoluchami, albo azjatów żółtkami to tylko wynikało z charakteru Walta :D Obronił dziewczynę dlatego, że jest dobrym człowiekiem tylko trochę zrzędliwym.
Po obejrzeniu filmu mogę powiedzieć, że Walt nigdy nie był rasistą (no może lekkim ksenofobem ;) )
Był weteranem wojny koreańskiej, a to duża różnica. Amerykanie byli tam sojusznikami Koreańczyków z Południa i nie raz walczyli z nimi ramię w ramię, więc na pewno nie żywił do "żółtych" nienawiści.
nie wiem czy wall jest rasista wydaje mi sie ze stał sie taki na wojnie widzieliscie jak zachowywał sie wsrod kolegów sympatyczny z poczuciem humoru. scena jak broni azjatke pokazuje bohaera jakim jest naprawde człowiekiem, dla niego liczy sie wiecej chyba co kto ma w głowie jaki ma charakter dopiero potem kolor skóry. clint jest nie smiertelny ten jego wyraz twarzy vs asfalty ktore stawiaja nie droge a kloca w majty, film jest naprawde bardzo dobry mozna pisac jeszcze godz o nim.