PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=476580}
8,2 444 tys. ocen
8,2 10 1 443685
7,6 80 krytyków

Gran Torino
powrót do forum filmu Gran Torino

Hmm... Zrobić film o białym emerycie, rasiście, który pomaga żółtkom to chyba tylko Eastwood może.

Początek filmu powoduje uśmiech od ucha do ucha - Walta Kowalskiego można przyrównać do jednoosobowego połączenia duetu Lemmon/Matthau ze "Dwóch zgryźliwych tetryków", jego riposty potrafiłyby doprowadzić do szału chyba każdego, ale im dalej w film, tym bardziej widać, że tylko on jeden zachował swoje wartości - wszystko wokół degeneruje się i niszczeje, a on po prostu trwa - w czasach gdy Ameryka budowała się i w czasach, gdy wygrywała wojny (Korea 1950-53). I tu uśmiech zamiera na ustach, bo z każdą chwilą widać, że takich ludzi zaczyna brakować - z zasadami, których nie łamią choćby świat się walił i palił.
Jego kontakty z rodziną to chyba najprawdziwszy obraz tego, jak się traktuje starych ludzi - własny syn zajęty pracą ma go gdzieś, tępawa wnuczka beztrosko planuje co zrobi z jego rzeczami, niespecjalnie się z tym kryjąc. Dopiero starcie z panoszącymi się na jego trawniku chuliganami nieco otwiera go na sąsiadów, żółtków - oczywiście skomentowanych we własnym, jadowitym stylu (określeń typu "chinks" i "gooks" to jak tych, no, pań nieciężkiej proweniencji i obyczajów w naszych "Psach").
Co gorsza dla Walta, okazuje się, że z tymi żółtkami ma więcej wspólnego niż ze swoją własną rodziną. Genialna scena, w której po wizycie u sąsiadów wzbrania się przed przynoszonymi rzeczami, do momentu w którym wyczuwa aromat potrawy, którą sąsiadka upichciła. Pomaga młodemu Hmongowi, staje przeciwko gangom i pokazuje genialne aktorstwo - słowa o układaniu zapór z ciał, zamiast z worków z piaskiem i późniejsze starcie z trzema czarnuchami (to słowo nasuwa się samo) pokazują, że nie jest to zwykły stary człowiek - widać, że nie da sobie w kaszę pluć, a jednocześnie nie jest to już "Brudny Harry". Walt wie, że do końca jest mu już bardzo blisko i nie ma co zgrywać bohatera - jednak zakończenie to już majstersztyk, Walt znajduje swojego wroga ale nie atakuje, jego dni się kończą. Porządkuje więc swoje sprawy i załatwia wszystko zgodnie ze swoim planem, zaskakującym acz do bólu logicznym.

I podsumować można to chyba tylko cytatem z Sin City: "An old man dies, a young girl lives. Fair trade."