...bezsensowne całopalenie, przed pobraniem szpiku - spopielenie komórek macierzystych - jak dla
mnie totalnie bez sensu - mógł sie spalić (jeśli koniecznie chciał) po uratowaniu życia synowi - a ten z
kolei stał jak baran w milczeniu zamiast go powstrzymać i wytlumaczyć "o co kaman"...Poza tym filmik
niezły, klimatyczny, owiany specyficzną aurą tajemniczości...
Czyli cudowny film z happy end'em "i choć był samotny żył długo i szczęśliwie" B-)
i obaj ze swoim wcześniakiem żyli sobie szczęśliwie aż do śmierci przez jakieś dwa miesiące...
Film.. popieprzony. Z durnym zakończeniem.
Ok... fabuła się rozwijała do dość przewidywalnego wyjaśnienia wątpliwości ..aż tu nagle brzdęk kończymy film jakąś durnowatą sceną, która nie wiadomo po co miałaby być i czemu służyć i jakie przesłanie nieść.
Przepraszam - ale dlaczego akurat dwa miesiące ??? Może nie czegoś nie łapię, ale po przeszczepie szpiku można spokojnie pożyć jak nie kilkadziesiąt, to co najmniej kilkanaście lat, wcześniactwo w obecnych czasach również nie jest wyrokiem śmierci...
Dwa miesiące tylko jako znak krótkiego życia....(bez względu na czas) Skoro potrzebował kuracji szybko to dziecko musiałby mieć czas dorosnąć, aby zostać dawcą. W związku z tym uznałem to za mało prawdopodobne. Więc przeznaczeniem bohatera jest śmierć w niedługim czasie.
Ale przecież dawcą szpiku mial być jego ojciec, a nie dziecko...A ten zamiast dać sobie pobrać trochę szpiku wolał bezsensownie sie spalić razem ze zmumufikowaną małżonką...
No dalej nie łapię Twojego toku myślenia....No przecież pytam - dlaczego się do swojego ojca nie odezwał i o ten szpik nie poprosił tylko bezmyślnie patrzył jak on się spala...
napisałeś: "nie byl samotny - miał wcześniaka w inkubatorze..."
Ja na to, że i tak długo nie pożyją (razem), bo ojciec (dziadek dla wcześniaka) się spalił, więc doktorek wkrótce umrze bo szpiku od dzieciaka nie zdąży pobrać.
Zacznijmy od tego, że ten jego ojciec był trochę przerażający i pewnie gościa trochę zamurowało. Po drugie serio wyglądał Ci na gościa któremu się powie "wiesz bo ja umieram a Ty w zasadzie jesteś moim ojcem i potrzebuje żebyś oddał dla mnie szpik" a on na to "spoko loko nie ma problemu juz lece" Zakładając, że on wgl zrozumiałby co się do niego mówi a odpowiedzieć to już najpewniej by nie umiał. On był w zamknięciu nie wiadomo ile czasu pewnie z 40 lat. Poza tym już zaczął wchodzić w te płomienie to co miał wyciągnąć go za fraka stamtąd? Wiedział też, że bez tego umrze, więc zapewne doszedł do wniosku, że daruje sobie tych miesięcy spędzonych w szpitalu i męczarniach. Zarówno psychicznych jak i pewnie fizycznych (przyznam, że nie znam się na tym za specjalnie). Podsumowując jak dla mnie film warty obejrzenia właśnie ze względu na końcówkę. Akcja bardzo zaskakująco się rozwija i jak dla mnie sama spotkanie z prawdziwym ojcem oraz to co się potem stało jest bardzo artystyczne i ciekawe.
Zgadzam się. "Ojciec" czyli facet który torturował ludzi, był, zamknięty od świata i już pewnie poważnie chory psychicznie miał oddać komuś szpik kostny. Pewnie nawet nie wiedział co to jest a swoje dziecko widział drugi raz w życiu.
Duzo rzeczy sie tu kupy nie trzyma... Zmumifikowana mamusia zachowana jak 20stka, synchronizacja przybycia faceta do klasztoru z tym calym rytualem pogrzebu... Hm.
Moim zdaniem Davidowi odechciało się żyć, gdy poznał tajemnicę swojego pochodzenia. On zresztą też był jakiś taki nieczuły, o swoim dziecku mówił, że to 6 miesięczny płód!
Ależ ostatnie zdanie- główny bohater mówi do swojego syna wczesniaka -spoglądając w oczy syna jak ojciec jego prawdziwy spojrzał w jego oczy...ten jedyny raz...genialne zakończenie..... Musiał wydostać się z płonącej jaskini bo spojrzal w oczy syna a mógł to zrobić dopiero po paru miesiacach-wczesniak ekstremalny wszak- czyli i przeżyć musieli obaj....i wczesniactwo i białaczkę....