PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=345700}

Granice namiętności

The Edge of Love
2008
6,7 15 tys. ocen
6,7 10 1 15294
6,3 3 krytyków
Granice namiętności
powrót do forum filmu Granice namiętności

W końcu obejrzałam ten film! I nie żałuje. Film ma swój klimat i atmosfere, której głownym czynnikiem sa krajobrazy Walii i poezja Dylana Thomasa. Nie wiem dlaczego producenci wskazywali na gre Keiry i Sienny jako na najmocniejszą stronę filmu. Dla mnie były srednie: Keira grała jakby jej nie było, co jakis czas powtarzając "Come back, I love", co niektórym zapewne kojarzyło sie z "Pokutą", natomiast Sienna jak zwykle paliła fajki i wybuchała wsciekłoscią. Jednak przyznaje ze obie wygladały pieknie w stylistyce lat 40-stych O wiele ciekawsze wydały mi sie postacie męskie. Cillian Murhy jak zwykle zagrał świetnie i wygladał bardzo przystojnie :) Ale i tak moim najwiekszym odkryciem jest tu Matthew Rhys jak Dylan Thomas. Wcześniej widziałam go w "Miłośc i inne nieszcześcia". Totalnie mnie zaskoczył. Bardzo pozytywnie. Może postrzegam ten film zbyt powierzchownie, ale to klasyczny melodramat z fabułą zawartą w miłosnym "popaprańcu" jak z "Closer". Nie na aktorstwo zwracałam tu uwagę ale na piekne zdjęcia,scenariusz i muzykę (świetna piosenka "Careless talk" w wykonaniu Beth Rowley). Zwłaszcza sceny recytacji wierszy Thomasa są godne uwagi. "The edge of love" nie jest jakimś kamieniem milowym w historii kinematografii ale naprawde chciałabym zeby w końcu pokazał sie na ekranach polskich kin. Ten sentymentalny urok przedwojennej bohemy, czerwonych szminek jak z pożółkłych fotografii jest w tym filmie piekny. POLECAM

Co sie tyczy "kontrowersyjnej" sceny miłosnej - nie wiem czy topless Keiry to był dobry pomysł. Gdyby miała na sobie biustonosz można by było odróznic jej ciało od ciała pana Murphego :)

ocenił(a) film na 9
fido_3

Wyznam,iż przypadła mi do gustu Twoja recenzja.Niewiele w niej ujawniłaś z treści filmu( i słusznie!),jednak czytający już może sobie wyrobić jakieś zdanie w tym temacie.Brawo.
Mam podobne odczucia i choc reprezentuję płeć brzydką-w filmie podobały mi się bardziej męskie postaci i role,niźli kobiece.Cillian zachwycił mnie(jak zresztą w wielu innych swoich obrazach),niezły był również Matthew.
Pozytywne drgania duszy wzbudzały piękne krajobrazy,muzyka i klimat,których potęgę wzmacniał duży ekran(miałem okazję obejrzeć film w stolicy Anglii)oraz czar ciemnej kinowej sali.
Co zaś się tyczy sceny miłosnej,to chyba lekka przesada z tą jej "kontrowersyjnością".Nie dopatrzyłem się żadnego przegięcia w temacie pokazania miłości 2 bohaterów.A to,że Keira ma piegi,zamiast biustu,to juz inna sprawa...

Attos

Nie mogę się z Wami zgodzić jeśli chodzi o grę aktorską. Postacie męskie w filmie były owszem efektowne, ale nieskomplikowane, natomiast dziewczyny miały do odegrania o wiele trudniejsze charaktery, musiały pokazać na ekranie całą gamę uczuć, które targały nimi w tych skomplikowanych relacjach damsko-męskich i damsko-damskich. I wyszło świetnie.
Co do sceny miłosnej to nawet nie zauważyłam tego biustu, zwracałam uwagę na ich dłonie.

ocenił(a) film na 10
antosia

Cóż,ja nie mogę zgodzić sie z Twoją opinią.Owszem, panie grały nieźle/zdecydowanie lepiej wypadła Sienna/,ale poza efektownym wyglądem,co było zasługą charakteryzatorów,kostiumologów i całej rzeszy odpowiedzialnych za te sprawy ludzi ,obie nie zachwyciły mnie specjalnie.
Średnio wypadła równiez postać Dylana. Najciekawiej wybrnął ze swojego zadania William-Cillian. Sceny jego zazdrości,niepewności,zwątpienia,wysiłku o przetrwanie na polu walki zachwycały autentycznością i maestrią.Nie po raz pierwszy Murphy udowodnił,że potrafi grać i to rozmaite postaci.No i wyglądał zniewalająco...
A temat? Można go zawrzeć w zdaniu: wpływ wojny na ludzkie losy i uczucia.
Koniec trochę mnie rozczarował.Spodziewałam się czegoś bardziej zaskakującego,nawet z negatywem w tle,tj."złym" zakończeniem.
Cudowna muzyka,zdjęcia,krajobrazy i klimat tamtych czasów.
Jesli zas idzie o scenę miłosną,to delikatna,bardzo plastyczna/wielkie brawa dla operatora/-dzięki czemu aktorzy nie musieli grać całym sobą,gdyż nakładające się na siebie obrazy i sposób filmowania sprawiały wrażenie ruchu,wielkich emocji w łóżku,a ręce..rzeczywiście grały tu pierwsze skrzypce.Nie po raz pierwszy Cillian "gra dłońmi" swoje miłosne uniesienia.Wystarczy obejrzec choćby :"Jak Harry stał się drzewem".
Zdecydowanie bardziej podoba mi się :" Edge of Love",niż "Pokuta",choć ten drugi zawiera więcej elementów zaskakujących widza.