Tarantino tym filmem ostatecznie udowodnił, że "Pulp fiction" to było przypadkowe arcydzieło, a Quentin to człowiek jednego filmu.
"Deathproof" to totalne nieporozumienie. Jeszcze pierwsza nowela może ujść w tłoku. Ratuje ją świetny jak za dawnych lat Kurt Russell, który od dawna grywał kiepskie role w kiepskich filmach. Kilka scen jest faktycznie ciekawie pomyślanych. Ale to wszystko na co stać Tarantino. Przemoc, seks, głupie teksty i duża porcja nudy - ot i wszystko co jest w tym filmie. Akcja się dłuży niemiłosiernie, wiele scen jest przegadanych. A druga połowa filmu to już prawdziwa żenada. Opowiada o bandzie feministek-pasztetów (Quentin wziął chyba najbrzydsze panienki w USA) jak ścigają Kurta i rozwalają mu czachę, mając z tego świetny ubaw. Ekstra nie? ale tylko dla kinowych prymitywów. Zwykła tendencyjna kaszana. Nie ma tu nie tylko błyskotliwości merytorycznej, ale już nawet formalnej, obecnej we wszystkich poprzednich filmach Mr T.
Nasuwa się pytanie. Po co to robić? Żeby pokazać, że Quentin zna dobrze kino klasy C? Po co oddaje hołd tandecie? Tylko dla samego hołdowania? W Pulp fiction nie tylko oddawał hołd tandecie, lecz Quentin stworzył w nim niezwykle spójny i przekonujący obraz współczesnej kultury. W "Death proof" nie ma już nic z tamtego Tarantino.
Najgorszy jest jednak finał filmu. tak obrzydliwej promocji feminizmu i wulgarności u kobiet jeszcze nie widziałem. Mogłaby to być przerysowany obraz dzisiejszej agresywnej kobiecości. Byłoby tak, gdyby Tarantino nie upajał się tą sceną. Ale on się upaja, co czuje się na ekranie.
Nowy film Tarantino został zrobiony dla ludzi prymitywnych, których interesuje jedynie wulgarne głupie teksty, wszechobecna krew i seks. Tarantino stoczył się na same dno. Gorzej już nie można. Robiąc film o tandecie w tandetnym stylu można łatwo stać się tandeciarzem. Tarantino niestety nim został. Zastanawiające jak łatwo można zniszczyć własną legendę...
Do wszystkich fanów bezkrytycznych fanów Tarantino mam radę. Porównajcie "Pulp fiction'' i "Grindhouse". To dzieła dwóch różnych reżyserów. Szkoda, ze Clint Eastwood przyznał Złotą Palmę w Cannes dla Pulp fiction. Dzisiaj wyraźnie widać, że bardziej należała się Kieślowskiemu za "Trzy kolory: Czerwony''.
myślisz, że taka "feministka" Jessica Alba albo Hally Berry, dała by radę utrzymać się na masce? ;p
a co do końcowej sceny, to wydaje mi się, że byłaby bardziej przekonywująca gdyby wzieła w niej udział Kazimiera Szczuka ;)
film może i jest słaby, ale powiem szczerze - "Pulp fiction" mnie na kolana też nie powala, więc : WHATEVER
Ja widze olbrzymią róznicę między Pulp fiction a Deatproof. Pulpa miała doskonały scenariusz, rezyserię, aktorstwo. Deathproof tego wszytskiego nie ma.
sranie w banie. jestem wybredny, widzialem mase badziewia, ktorego powyzszy kijem by nie tknal i mam porownanie. milo mnie zaszkoczyl, da sie ogladac. fajny film.
DEATH PROOF w założeniu miał być jednak tandetny. Mi DEATH PROOF dał przede wszystkim dobrą rozrywkę, w fajnym klimacie. Dialogi czasem durne i prostackie(nieprzypadkowo), a akcja faktycznie wolno posuwa się do przodu, ale to wszystko wynika z konwencji jaką narzucił sobie QT.
''Przemoc, seks, głupie teksty i duża porcja nudy - ot i wszystko co jest w tym filmie''
Zgadza się, ale to GRINDHOUSE czego oczekiwałes? Dialogi głupie, ale dla mnie bardzo zabawne, znakomicie ''sprzedawane'' przez te dupeczki.
''Nie ma tu nie tylko błyskotliwości merytorycznej, ale już nawet formalnej, obecnej we wszystkich poprzednich filmach Mr T.''
Formalnej???? Fidelio czy ty przespałes przypadkiem pościg z Zoe Bell na masce, tu zaczynam podejrzewac że obejrzałes film po raz pierwszy na kompie, co jest ogromnym błędem. Ponadto jeśli w scenie występuje Stuntman Mike, wszystko jest ''błystotliwością merytoryczną'':)))
''Nasuwa się pytanie. Po co to robić? Żeby pokazać, że Quentin zna dobrze kino klasy C? Po co oddaje hołd tandecie? Tylko dla samego hołdowania? W Pulp fiction nie tylko oddawał hołd tandecie, lecz Quentin stworzył w nim niezwykle spójny i przekonujący obraz współczesnej kultury. W "Death proof" nie ma już nic z tamtego Tarantino. ''
Dla fanów i dla siebie! Jeśli popatrzysz na filmwebie, na imdb, nawet u krytyków na RTomatoes, to zobaczysz że jednak duża ilosc osób jest zachwycona filmem, podobnie jest z KILL BILLEM.
''Nowy film Tarantino został zrobiony dla ludzi prymitywnych, których interesuje jedynie wulgarne głupie teksty, wszechobecna krew i seks. Tarantino stoczył się na same dno. Gorzej już nie można. Robiąc film o tandecie w tandetnym stylu można łatwo stać się tandeciarzem. Tarantino niestety nim został. Zastanawiające jak łatwo można zniszczyć własną legendę... ''
Przesada, wielka przesada! QT nigdzie sie nie stoczył, jest jeszcze młody i nie martw się i ciebie jeszcze zachwyci kiedyś GWARANTUJE! DEATH PROOF jest prymitywny, ale wśród filmów prymitywnych jest to ARCYDZIEŁO. Tarantino mógłby pewnie wziąźc na warsztat jakąs pięknie napisaną powieść, i zapewne zrobiłby genialny film, bo technicznie jest znakomitym twórcą(nawet jesli ty tak nie uważasz), on jednak postanowił oddać hołd tandecie i tym naraził się, na twoje komentarze że jest tandeciarzem. Jego stoczenie się zaobserwujemy dopiero wtedy kiedy pójdzie na jakiś kompromis, zrobi naprawdę prostackie hollywoodzkie gówno. Nic jednak tego nie zapowiada, a fani nadal wielbią Quentina który cały czas jest w trakcie swojej kariery, a nie u schyłku.
Pozdrawiam
Ale w tym układzie każdy z nas może zrobić film z "założenia" tandetny...Pytanie jest, czy Quent potrafi zrobić coś nie tandetnego??
Michał Wiśniewski też jest tandetny (nie umie być inny).
Może się skrzykniemy i też napiszemy jakieś głupie dialogi (bo tak będzie miało być), a potem to byle jak nakręcimy, z założeniem, że o to nam się rozchodziło, bo my niepokorne chłopaki, na luzie i oddajemy hołd "Dylematowi 5" i Paris Hilton ;-))
Jesteś fanem "Kill Billa" - ok, spuszczam zasłonę miłosierdzia... ;-)
ps- to jak panowie? Kręcimy jakąś tandetę? "Dylematu 6", czy "40-latek 40 lat później", a może "Miś Wiśniewski, każdy z tych filmów będzie hołdem...pierwszy to hołd dla Warchoła, który spieprzył wszystko co się dało, drugi to żenada po żenadzie 20 lat później, a trzecie "dzieło" to puszczanie oka i kult dla tandetnego pajaca...To jak? Kręcimy?
(oczywiście umiemy nakręcić "Czas apokalipsy", czy "Barry Lyndona" ale my kochamy tandetę, nie?) ;-)))
Akcja! ;-)
Myśle że Tarantino zrobi jeszcze coś nie w hołdzie, a jeśli nawet nie , będzie czołowym hołdziarzem:)))
GhostFaceKillah zgadzam się z twoją wypowiedzią w 100% !! a co do założyciela tematu przeczytaj uważnie wypowiedz GhostFaceKillah może zmienisz swoje zdanie tego bym ci życzył :)
pozdr.
Pięknie napisane. Zgadzam się w całej rozciągłości i dziwi mnie tylko fakt, tak wysokich ocen na filmwebie. Ale jest to chyba dowód na owczy pęd, kiedy ktoś krzyknie "fantastyczny Tarantino" a całe stado bezmyślnie wtóruje.
Naprawdę aż tak Cię zirytował by rzucać takie oszczerstwa? Nie tylko dla świetnego czy lepiej genialnego filmowca Q, ale i dla widzów, według Ciebie 'prymitywnych których interesuje jedynie wulgarne głupie teksty, wszechobecna krew i seks.'
To było wyjątkowo niegrzeczne! Trudno jeśli nie potrafisz się bawić na takim filmie, ale obrażanie tak wielu ludzi i w taki prostacki i 'prymitywny' sposób było kompletnie niepotrzebne.
Żeby nie było gołosłownie wypada podać jakieś z licznych zalet filmu. Owszem, nie robi takiego wrażenia jak genialne 'Pulp Fiction', to też i inny film, ale jest przecie wiele podobieństw:
1. Podobnie jak we wcześniejszych filmach mamy dużo krwi i maksymalnie zniekształconej, celowo sztucznej przemocy. Tyle, że o wiele więcej humoru, i to bardzo dobry zabieg.
2. Świetne dialogi to już standard Q.(choć takie niby o niczym, ale tylko na pierwszą rzutkę).
3. Na maksa wyraziste i 'atrakcyjne' dla widza postaci. Piękne kobiety intrygujący, równie oryginalny 'czarny charakter'.
Tak więc twoja opinia, że nie ma nic z tamtego Tarantino kompletnie nietrafna.
Wulgarne głupie teksty, wszechobecna krew i seks były przecież do przewidzenia, wskazuje na to tytuł(notabene przed tym filmem prawie nikt nie znał pojęcia 'gridhouse', więc ten zarzut można uznać za niezrozumiały. Przy tym te wulgarne teksty były bardzo zabawne, więc wszyscy dobrze się bawili('-Co kręciliście/-'Trzy kopnięcia w głowę III'). Choć dialogi były trudne i tłumaczenie 'ręczne' na komputer mogło zepsuć efekt, bo w oryginale dialogi są kapitalne bez dwóch zdań. Więc wiadomo czego można było się spodziewać i kto lubi popatrzeć na ładne kobiety i posłuchać wulgarnych, seksistowskich tekstów wiedział, że dobrze robi kupując bilet.
Zarzucanie tandety jeszcze jest bardziej nietrafione. Prosta fabuła? schematyczność? kopia z kina B? A jednak nikt inny nie robi podobnych filmów. Zatem film jest odwrotnie wręcz, oryginalny, nowatorski, awangardowy. I wszyscy się dobrze bawili(może przy nielicznych wyjątkach jak Ty).
A na marginesie, to oczywiście kwestia stuprocentowo subiektywna, ale dziewczyny były zupełnie zgrabne.
Wszystkiego dobrego i dużo.
A swoją drogą zupełnie to zupełnie nie jest dobre miejsce na rozważania o Złotej Palmie sprzed kilkunastu lat. W każdym razie oba filmy były równie genialne i równie dobrze oba mogłyby wygrać. Tylko co to ma za znaczenie? Jeden głos lub może i 5 więcej zyskał Quentin i dostał Palmę, ale dyskusja o tym jest zasadniczo bezcelowa bo decyzja i tak nie ulegnie zmianie.
Znowu się nie zgadzamy, fidelio:D
Przecież Tarantino od zawsze hołdował kinu klasy B - już od "Wściekłych psów" czerpał garściami z podrzędnych filmów gangsterskich, których nawet ja nie znam. Apogeum jego pastiszowego stylu było rzecz jasna "Pulp Fiction", które stało się dla widowni wyznacznikiem nowej jakości w kinie gangsterskim czy sensacyjnym. Chyba nie muszę tu pisać, jak wielki wpływ wywarł ten film na innych twórców hollywoodzkich i poza hollywoodzkich. Potem przyszła pora na "Jackie Brown", słabszy wprawdzie od dwóch pierwszych dzieł, niemniej stanowiący świadectwo zręczności i poczucia humoru jego twórcy. W nim też znać fascynację starymi sensacjami Quentina z lat 70-tych, zwłaszcza tych przeznaczonych dla czarnej publiki.
Po dłuższej przerwie, pod koniec 2001 na ekrany wszedł pierwszy "Kill Bill" a w kilka miesięcy później jego zakończenie będące też drugą częścią. I tutaj moje oczekiwania zostały nieco zawiedzione, zwłaszcza względem pierwszej, pustej w środku części. Za dużo już było tych efektownych bijatyk i za dużo, nawet jak na pastisz, czerwonej farby imitującej krew.
Drugi film o pannie młodej (znakomicie granej przez Thurman, ulubienicę reżysera), był szczęśliwie lepszy, spokojniejszy, niczym western, w którym wszystko powoli zmierzało ku nieuchronnej śmierci tytułowego bohatera. Znalazło się tam nawet trochę liryki, choć jak to u Tarantino - przeplatanej częstymi wulgaryzmami.
I w końcu "Death Proof", będący niczym innym jak kontynuowaniem obranej przez Tarantino ścieżki. Znaczy się, kolejny pastisz, tym razem filmów puszczanych niegdyś w tytułowych grindhouse`ach.
Tutaj jednak raz jeszcze daje znać o sobie fascynacja twórcy silnymi kobietami, które w efektowny i brutalny rzecz jasna, sposób, dają łupnia mężczyznom. Tyle tylko, że o ile w "Kill Bill" faceci byli twardymi sk...ami, o tyle tutaj główny męski bohater okazuje się jedynie kozakiem maskującym swoje kompleksy i zniewieściałość. Z podziwu, jaki Tarantino przedstawiał w pierwszych dwóch filmach wobec męskiej siły, tutaj zastąpił go podziwem dla silnych kobiet. Czy słusznie, czy nie - mnie to nie przeszkadza. Rzecz w tym, że właśnie poprzez tą bezmyślną i nielogiczną fabułę udaje mu się powiedzieć coś o czasach współczesnych. To płeć żeńska rośnie w potęgę, podczas gdy męska nie do końca wie, co ze sobą zrobić. Prawda, że jest to szalenie aktualny temat? Moim zdaniem ten, kto twierdzi, że jest inaczej, jest albo ślepym szowinistą albo żyje w kompletnie innym świecie.
Poza tym, choć zgadzam się, że jest to często przegadany i miejscami nudnawy film, to jednak dostarczył mi sporo emocji, zwłaszcza w brawurowej scenie pościgowej gdzie zdjęcia Quentina były nadspodziewanie profesjonalne. Tak więc, z jednej strony nie jest to żadne halo w twórczości kultowego od dawna reżysera, z drugiej - dla mnie, to wciąż kawałek cholernie dobrego, stylowego kina.
Jeśli więc, fidelio, ulży Ci nazywanie wielbicieli tego krwawego gniota prymitywami, to i mnie możesz do nich zaliczyć. Za to Ty bardziej jawisz się jako obrońca skrzywdzonej dumy męskiego rodzaju przez film Tarantino. I nie to, żebym był złośliwy w tym momencie. Ale jak to potraktujesz, to twoja sprawa.
Pozdro.
Żeby to wszystko przeczytać to trzeba się uzbroić w taką samą cierpliwość, w jaką człek musi się uzbroić, żeby obejrzeć Kill Billa, czy Grindhouse do końca.
No...ale to nie istotne w tym momencie, mniejsza z tym.
Co do Q.T. Facet ma niezły patent na życie.Pod płaszczykiem oddawania hołdu kolejnym gniotom, kręci jeszcze większe gnioty.
Jasny gwint! Bracie kochany...Quent czerpał garściami z filmów, których NAWET Ty nie znasz?? Nie wierzę! To niemożliwe! ;-)
Ogólnie ten wywód do masło maślane jakiegoś posła z Partii Przyjaciół Tarantino (w skrócie PPT).
Pseudo-fachowa gadka i stylizowanie się na krytyka...;-))
Jeżeli ktoś się zachwyca dwójką Kill Billa (tzw.vol.2 :-))) ) to praktycznie - no comment. Na siłę dopatrywanie się w gniocie czegoś wartościowego.
Aktorstwo zielonej, nadgniłej Umy (ulubienicy reżysera) jest właśnie adekwatne do kolejnych "genialnych dzieł" samego "genialnego" reżysera.
Facet to cyniczny pajac, który doskonale wie, że jak nakręci pastisz "Złotopolskich" to maluczcy tacy jak Ty też dostaną orgazmu po obejrzeniu kolejnego "kultowego dzieła"...Umówmy się, pułkowniku...Taka jest prawda.
"Rzecz w tym, że właśnie poprzez tą bezmyślną i nielogiczną fabułę udaje mu się powiedzieć coś o czasach współczesnych" - koniec cytatu .Jeżeli fabuła jest pokręcona to każdy może ją interpretować na swój sposób...Azaliż nieprawda? ;-)
Nie jestem szowinistą...i stwierdzam, że nieprawdą jest, jakoby płeć żeńska rosła w siłę, a męska nie wiedziała co ze sobą zrobić...
Popatrz na świat muzułmański i islamizację świata zachodniego.
Ty podobnie Quentin - on pod pozorem oddawanie kolejnego hołdu jakimś bzdurom, a Ty udając błyskotliwego krytyka-felietonistę ;-))- summa summarum obaj gadacie bzdury.
Ale jak to mówią...Powiedz mi co oglądasz, itd...dopowiedz sobie resztę.
Rozumiem, że podpuszczasz imć.fidelio, żeby Ci zaprzeczył...Wszak tak elokwentny kolo jak Ty nie może być prymitywem, azaliż nieprawdaż? ;-)
Twoja konkluzja na koniec - "Za to Ty bardziej jawisz się jako obrońca skrzywdzonej dumy męskiego rodzaju przez film Tarantino" - a co ma wiatrak do piernika?
Co ma skrzywdzona, męska duma do skrytykowania tej bzdury?
Niezłego haka mi zabiłeś...Ja szarmancki feminista i gentelman w każdym calu uważam, że ten film to bzdura na resorach!
that's all...c.b.d.o., itp., etc...
"Ty podobnie Quentin - on pod pozorem oddawanie kolejnego hołdu jakimś bzdurom, a Ty udając błyskotliwego krytyka-felietonistę ;-))- summa summarum obaj gadacie bzdury."
lisoszakal, odezwał sie wielki i nieomylny spec kina światowego. Twoje wypowiedzi są bardzo za to elokwentne i wszyscy podziwiają twoje zdolności pisarskie.
"Twoja konkluzja na koniec - "Za to Ty bardziej jawisz się jako obrońca skrzywdzonej dumy męskiego rodzaju przez film Tarantino" - a co ma wiatrak do piernika?"
To było pisane do fidelio, nie do ciebie, a skoro uważasz się za kulturalnego, nie powinieneś dorosłym przeszkadzać w ich rozmowach - skończ najpierw gimnazjum, ok??
"Niezłego haka mi zabiłeś...Ja szarmancki feminista i gentelman w każdym calu uważam, że ten film to bzdura na resorach!"
Albo to żart (w co wątpię), albo kolejna samochwalcza w duchu wypowiedź. Rozumiem, gdybyś prezentował co najmniej o dwie klasy wyższy poziom w pisaniu, mógłbyś sam sobie pogratulować swojej celności uwag, ale sam udowadniasz swoje prostactwo taką uwagą.
"Facet to cyniczny pajac, który doskonale wie, że jak nakręci pastisz "Złotopolskich" to maluczcy tacy jak Ty też dostaną orgazmu po obejrzeniu kolejnego "kultowego dzieła"...Umówmy się, pułkowniku...Taka jest prawda."
No tak, ty jesteś wielki a fani Tarantino są głupi. Poza tym, prawda bywa względna, czego najwyraźniej jeszcze nie wiesz. A już prawda o wrażeniach po filmowym (i nie tylko) seansie jest wyjątkowo subiektywna.
That`s all, mister smart.
Ojjj...Ojojojojjj...Zabolało naszego domorosłego Kałużyńskiego, zabolało...Jakiż on jadowity się zrobił...;-)
Taki głuptak z gimnazjum jak ja wypunktował takiego fenomenalnego mocarza pióra i klawiatury!
Pozostał mu już tylko żałosny sarkazm...
Wiesz ty co, młody...Włącz sobie "Kill Billa tzw.vol.2" albo produkuj się na Pudelku, okik? ;-)
"Albo to żart (w co wątpię)" - cytat autora powyżej...Jeżeli wątpisz, że to żart, tzn.że to nie jest żart.Dobrze czaję? A zatem jak to nie żart to znaczy, że kulturalna ze mnie istota, co jest faktem...A zatem wpierw pomyśl, zanim coś napiszesz...
(kultura w moim przypadku nie wyklucza czasem malutkiej złośliwości ;-), zwł.jak widzę takiego sokoła jak ty, któremu zdaje się, że ma patent na wszystko, łącznie z wyrywaniem zębów w narkozie...a tak naprawdę gada farmazony jak Lucjan z M jak miłość).
Ja jestem taki sobie, ty jesteś taki jak większość podwórkowych fanów Tarantino...Mały, zagubiony, śmieszny.
Wrażenia po filmie "Czas Apokalipsy" mogą być subiektywne.
Wrażenia po "Grindhouse" mogą być tylko jedne - czy to już depresja, czy poniżej depresji...
that's all my young friend
Nic mnie nie zabolało, dla Ciebie by to było wymarzona sytuacja, byś mógł dalej ciągnąć te swoje bezcelowe uszczypliwości, z których jasno wynika, że to Ty masz o sobie nie wiem jak wielkie mniemanie.
"Ja jestem taki sobie, ty jesteś taki jak większość podwórkowych fanów Tarantino...Mały, zagubiony, śmieszny."
A dla mnie to ty jesteś mały i musisz sobie robić jaja z innych netowiczów, żeby sobie ulżyć. Weź lepiej wróć na podwórko i tam sobie rób głupie docinki, w których jesteś prawdziwym mistrzem.
"Ojjj...Ojojojojjj...Zabolało naszego domorosłego Kałużyńskiego, zabolało...Jakiż on jadowity się zrobił...;-)"
Tylko nie próbuj komuś wmówić, że pisanie tego "zabawnego" tekstu Cię nie podnieciło.
fidelio ma absolutna racje. Dziewczyny nazywaja sie sukami, cipami itd. seksu za duzo w tym nie widzialem, przemocy tez nie ale NUDY jest od groma. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Ale ten film taki właśnie na pozór kiepawy miał być. Co to exploitation movies chyba wiesz? Na dodatek masz problem z promocją feminizmu - czyżby jakieś urazy? ;) No i wybacz, ale jeśli Dawson, Thoms czy też genialna moim zdaniem Zoë Bell jako ona sama, to "najbrzydsze panienki w USA", jak sam piszesz, to ja nie chcę wiedzieć z kim dzielisz łóżko. ;-) Dla mnie genialne w swojej prostocie (zwłaszcza druga połowa). A po co to robić? Dla zabawy? Swojej (w sensie Tarantino) i widza (mojej). Świetnie się bawiłem oglądając ten film. Za prymitywa się nie uważam, a Ty obraziłeś tym postem - nas - tych, którym film definitywnie przypadł do gustu, a którzy bynajmniej prymitywnymi ludźmi oderwanymi granatem od pługa nie są. Tarantino wielkim świrem był, jest i mam nadzieję, że będzie i duży plus dla niego za utarcie nosa wszystkim pseudointelektualistom ze skłonnościami do megalomanii, którzy ten film zmieszali z błotem. "Amen to that!"