Nie wiem czym można się zachwycać po obejrzeniu tego filmu. Dla mnie jest pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Grindhouse jest totalnie bez przesłania, nie lubię takich filmów, które mówią o niczym.
dziś z 3 kumpelami włączyłyśmy ten film i po 30 minutach nie dałyśmy rady, bo jak już zostało powiedziane film jest o niczym...
nuda.
Zgadzam się. Oprócz roli dobrego Kurta Russela i świetnej Mary Elizabeth Winstead, nie ma się czym zachwycać. Przez 3/4 filmu baby gadają o swoich problemach i kompleksach, a reszta to krwawa masakra na drodze.
Jednak w tych dialogach jest sens.
Kaskader Mike zabijal tylko gupie dziewczyny dla ktorych wazna jeswt moda, seks, chlopaki. Dlatego wybral na cel druga paczke dziewczyn bo slyszal rozmowe Lee z Abby. Nie wiedzial ze Kim i Zoe sa "zmotoryzowane". Z dialogu o Vanishing Point w barze dowiadujemy sie ze Mike wybral zla paczke. Pozniej wypowiedz Abernathy o Zoe, o tym ze jak wpadla w jakis dół, nic sie jej nie stalo, przez to wiemy dlaczego Zoe nie miala ani zwichniecia jak wpadla w busz z Dodga Challengera. A skad Kim miala bron by postrzelic kaskadera? Wiemy po dialogu!
ale tym sposobem na cały film mamy tylko dwie fajne akcje, nawet jeśli sens dialogów jest taki "że są pozbawione sensu" bo maja pokazać jak puściutkie i głupiutkie są panienki, to wybacz, ale głupote mozna pokazać w 20 min a nie 100:).
z ekranu wieje nudą temu nie zaprzeczysz. tobie sie podobało ok. nie ma sprawy. wielu innym mogło sie to nie podobać.
ja osobiście spodziewałem sie czegoś lepszego po Tarantino.
i też czekam na nastepny, mam nadzieje lepszy film.
pozdro