Na początek muszę powiedzieć, że nie jestem wielkim fanem Quentina Tarantino. Nigdy do końca nie rozumiałem, skąd wokół jego osoby tyle zamieszania. "Wściekłe psy" był filmem bardzo dobrym, "Pulp Fiction" oglądało mi się dobrze, ale bez przesady, w 1994 roku powstały lepsze filmy (choćby "Chungking Express", "Il Postino", "Dzikie trzciny" i "Królowa Margot"). Późniejsze rzeczy nie podobały mi się już wcale.
Tymczasem w "Death Proof" zobaczyłem zupełnie nowego Tarantino, nieprzeciętnie inteligentnego, sprytnego, a przede wszystkim skoncentrowanego i zdyscyplinowanego. W ten sposób powstał wielowarstwowy obraz, który z całą pewnością powinien przejść do historii kina rozrywkowego.
Z pozoru przez dużą część filmu nie dzieje się nic. Z pozoru to stary Tarantino, który bazuje na stereotypach kina klasy B i C, zarzuca widza dialogami, które uśpić mają czujność. W rzeczywistości jednak Tarantino daje widzowi przyspieszoną lekcję przemian, jakie nastąpiły w Zachodnim świecie w ciągu ostatnich 40 lat.
Podzielony na dwie komplementarne części "Death Proof" opowiada tę samą historię czterech kobiet, które spotykają faceta-psychopatę. Pierwsza część stylizowana jest na kino sexplotation. Kobiety są trzpiotkami, głupawymi dziewojkami, które są dobre do kręcenia tyłkiem i eksponowania swojego biustu, lecz o przetrwaniu nie mają zielonego pojęcia.
W drugiej części mamy już świat współczesny. Zamieszkują go kobiety niezależne, świadome siebie, zaradne i znakomicie czujące się w męskim świecie.
Na tym tle bardzo ciekawie wygląda obraz mężczyzny. Tarantino tworzy kino absolutnie feministyczne i to z rodzaju feminizmu wojującego, który deprecjonuje mężczyzn. Reżyser świetnie wczuł się w rolę i na współczesnych mężczyznach nie zostawia nawet jednej suchej nitki... jest naprawdę coś tragicznego w tym, że facet nie spełnia się nawet w roli psychopaty.
Świetne kino, sporo ciekawych obserwacji. Znakomicie dopracowana strona techniczna przedsięwzięcia i przewrotne zakończenie.
Jest kilka drobnych niedociągnięć, związanych z pewną manierą reżysera. W innych jego filmach bardzo mi to przeszkadzało, tu raczej mniej.
"Death Proof" to jak dla mnie najlepszy film Tarantino.
Pozostaje mi teraz zobaczyć część pierwszą "Grindhouse" i sprawdzić czy Rodriguez równie dobrze się spisał.
"Reżyser świetnie wczuł się w rolę i na współczesnych mężczyznach nie zostawia nawet jednej suchej nitki... jest naprawdę coś tragicznego w tym, że facet nie spełnia się nawet w roli psychopaty"
Święta prawda Torne, zgadzam się z Twoją impresją/recenzją w pełni.
Swoją drogą nawet te głupawe laski z pierwszej części świetnie sobie radzą z facetami ze "swojej epoki" (beznadziejnymi), to one ustalają warunki (świetna scena w deszczu, pewnie wiesz, którą mam na myśli). Ich problem zaczyna się dopiero, gdy spotykają faceta z przeszłości.
Świetnie napisane. Brawo. Ja jednak uważam wszystkie filmy Tarantino za genialne.
owszem z facetami "z ich poziomu" sobie radzą, natomiast współczesne kobiety to już prawdziwe superbabki, które żadnej pracy się nie boją :)
Torne, klękam i po raz kolejny stwierdzam, że Waść myślisz podobnie jak ja - bo i tak samo mam z Quentinem, jak Pan, i tak samo z tym filmem.
Niech żyje Stuntman Mike!:)
Argumenty nie do podwarzenia, ale mi i tak najbardziej podobala sie czysta radocha, ktora Quentin wlozyl w swoje ostatnie dziecko... A to, ze postanowil wskoczyc za kamere (i moim zdaniem sprawdzil sie tam swietnie) znamionuje juz niemaly geniusz.
Bardzo dobra recenzja. Jak dla mnie ten film to poprostu dalej cały Tarantino, a Pulp Fiction nic nie przebije i basta :]
Na siłę dodajecie do tego jakąś niestworzoną mitologię.
Owszem, macie rację.
Ale rację będę miec także ja kiedy napiszę, że ten film to czysta rozrywka, bez żadnych feministycznych bzdur.
Choc, jak już wcześniej napisałem - macie rację. Ale tak to już jest z filmami Tarantino - on tworzy coś i dla niego nie ma znaczenia jakaś ukryta symbolika, a widz zawsze sobie coś do tego doda i nagle okazuje się, że Tarantino jest geniuszem. Dla mnie QT jest geniuszem i bez tego dopowiadania.
Zresztą to, co napisałeś było oczywiste.