Ale to wciąż film Tarantino, więc mimo, że najsłabszy, który on nakręcił to i tak "Death Proof" jest świetny. Na początku byłem pełen obaw co do tego filmu. Jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do stylizacji filmu na stary. Mimo, że wszystko rozgrywało się współcześnie to ubrania, fryzury, scenografia i jakość obrazu wyglądała na lata 80'. A tu nagle jedna z bohaterek wyciąga komórkę. Początkowo wyglądało to trochę śmiesznie, ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłem. Byłem naprawdę zdziwiony kiedy te dziewczyny z pierwszej połowy filmu umarły(no i szkoda mi było Butterfly, bo to fajna laska była ;) A jej taniec to jedna z najlepszych scen w filmie ;)), ale jakoś nie przejąłem się tym zbytnio, może dlatego, że wiedziałem, że w filmie w końcu musi pojawić się Rosario Dawson :). I właśnie w tym momencie dałem się kompletnie porwać temu filmowi. O ile pierwszą połowę filmu oglądałem na spokojnie, jak każdy inny film, to druga połowa nie pozwoliła mi odwrócić wzroku od ekranu. Była dużo dynamiczniejsza, ciekawsza, działo się znacznie więcej, bohaterki z dużo ciekawszymi osobowościami niż te z pierwszej połowy, a także dialogi były znacznie lepsze :). No i ten finałowy pościg - cudo! Ode mnie 8/10 :).