jak Wy rozpoznajecie pastisz, dystans od niewymagającego gówna ??? nazwiskiem reżysera ? Czy poprostu Tarantino idzie w ślady Wooda i robi kino niższej klasy, gdzie Pulp Fiction, Wściekłe Psy wydają sie przypadkowymi przebłyskami geniuszu:)
Ja mam trocheinne pytanie - jako pasjonat kina klasy B.
Jak to jest, ze taki wlasnie Grindhouse [obojetnie ktora czesc] podoba sie widzom. Kazdy pisze o gatunku, ze to ze sramto. A kiedy przychodzi do normalnego filmu z lat 70 czy 80, wlasnie typowego B-movie to jest on zrownany z gownem przez te same osoby. Czesto i w tamtych filmach bylo zjawisko swiadomego kiczu.
Nikt nie pisze tez o zabawe w konwencje kina klasy B przez Eli Roth'a [Chodzi mi o Cabin Fever]. Poprostu gowniany horror i tyle.
Czy wlasnie granica jest tu nazwisko rezysera? Czyli ta tandete lubimy a tej nie..
Wypowiadac sie ;)
brawo Moh o to właśnie mi chodziło. Gdzie jest ta granica. Carpenter też plumsał momentami w kategorii B itd. itp. A jednak filmy nieznanych reżyserów uznawane są za tandete i mają ocenki circa 5, a film Tarantino jakikolwiek fruwa miedzy 7-8,5. Bardzo lubie oglaać różne filmy i naprzykłąd od zmierzchu do świtu, ale jednak są pewne granice nawet przy B między dobrym filmem a totalnym kiczem, którego jedyne usprawiedliwienie to to że reżyser chciał zrobić film kat. B:)
Nie umiem do końca odpowiedzieć na wasze pytania, ale... te 2 filmy mają w sobie to "COŚ"...i nikt mi nie wmówi, że jest to dokładnie, to samo, co mają zwykłe filmy klasy B.
Jeśli ktoś ma problem z pojęciem pastiszu, wystarczy, ze sięgnie po Słownik terminów literackich, io tam się wszystkiego dowie. A tak uogólniając, to można wyróżnić dwa rodzaje pastiszu: 1) pastisz jako forma zdemaskowania konwencji danego autora, gatunku, stylu, czyli, prościej mówiąc, wyśmianie, 2) pastisz jako forma zaprezentowania biegłości w umiejętności posługiwania się daną konwencją. Jakkolwiek by nie patrzeć, jedna i druga odmiana mają dwa elemety wspólne: a) w każdej odmianie pastiszu musi zostać nawiazana mniej lub bardziej skomplikowana relacja pomiędzy danym utworem, a dziełem, które dany utwór naśladuje, b) pomiędzy nadawcą a odbiorcą musi się pojawić niepisana umowa, w której nadawca wysyła czytelne sygnały, że oto dokonuje pastiszu, a odbiorca jest tego świadom i posiada umiejętneść czerpania przyjemności z formy pastiszu. Dzieła będące pasitszem zawsze zawierają w sobie to ryzyko, że pasisz nie zostanie w nich rozpoznany.
A co do Quentina sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo to twórca wybitnie przewrotny i jego pastiszowe zapędy należy umieścić gdzieś pośrodku pierwszego i drugiego rodzaju pastiszu. Tarantino zatrzymuje się w pół drogi pomiędzy jawnym ośmieszaniem danego gatunku a subtelnym prezentowaniem opanowanego przez siebie warsztatu. Kiedyś słyszałęm opinię, że twóczośc postmnodernistyczną można określić mianem "twórczego plagiatu" - i chyba to określenie najlepiej pasuje do twóczości Quentina.
P.S: Fascynują mnie dyskusje toczące się wokół "Death Proof", a najbardziej to, że z ust zwolenników, jak i przeciwników Quentina sączy się stanowczo zbytr dużo złośliwości, jadu i tak dalej. A prawda jest taka, że jeśli chce się w kinie Quentina widzieć tylko bardziewie klasy B, to będzie się tylko i wyłącznie je widzieć, jednak nie bądźmy ignorantami i przyznajmy szczerze, że mało który zły film budzi tyle sporów, co "Death Proof", a to już musi coś oznaczać.