...niestety drugia część (po zamordowaniu pierwszej grupki dziewczyn) zawiodła mnie strasznie. Bardzo lubię filmy Tarantino (Pulp Fiction, Kill Bill, Jackie Brown, Wściekłe psy) ale ten do mnie nie przemawia. To co lubię w filmach Quentina, to te rozmowy które ukazują charakter postaci. Wyglądają na naturalne i nieco sztywne, ale w dziwny sposób nie da się ich nie słuchać :D I w pierwszej połowie tego filmu też tak mniej więcej było, poznajemy grupę dziewczyn (no dobra, lasek XD) dzięki ich rozmowom dowiadujemy się czegoś o nich więcej, o ich charakterze itd. Kaskader Mike również opowiada o sobie, choć nie poznajemy go dość dobrze (dlaczego zabija) ale wiemy że zbiera informacje, zanim się zabierze do roboty. Zanim widziałem film, wiedziałem że później rola się odwróci i to dziewczyny zaczną go ścigać. Jednak nie wiedziałem że będzie to TAK przedstawione. Po prostu cała sytuacja z drugą grupką dziewczyn wydawła mi się zupełnie nie na miejscu (jakby nagle Tarantino nie miał pomysłu). "Mścicielki" (jeśli wam pasuje takie określenie)z przerażonych, płaczących i uciekających dziewczyn, zamieniają się w psychopatyczne zabójczynie w ciągu sekundy (ponieważ nie znamy ich charakterów, ani historii...w sumie nic o nich nie wiemy) ta sytuacja wydała mi się po prostu głupia (stwierdzenie czterolatka, wiem, ale takie miałem odczucie). Szczególnie na uwagę zasługuje murzynka z kucykiem i różowym topem, która przestraszyła się samego pomysłu swojej przyjaciółki (która wlazła na maskę) a gdy Mike zaatakował, płakała i krzyczała z przerażenia. Co się dzieje po chwili? Już drąc się jak nastolatka, ma rządze krwi i na dodatek wykonuje ostateczny kopniak który zabija Kaskadera! Mike również mnie rozczarował, po bliźnie, spokojnym, twardym charakterze, jego wozie i samym sposobie zabijania wydawał mi się naprawde świetną, czarną postacią, a niestety po jednym oberwaniu kulką, płacze, błaga o litość itp. Nie mówiąc już o samym zakończeniu filmu, które mnie dobiło (trochę jak nagłe wcięcie czarnego ekranu w ostatnim odcinku Sopranos). Cała scena więc wydawała mi się niesamowicie sztuczna.
Dobra, a teraz krótka uwaga. Film obejżałem wczoraj, więc pewnie moje rozczarowanie wpłynęło na krytykę. Nie daję więc temu filmowi oceny, gdyż ma wiele aspektów które zasługują na plus; muzyczka (nawiązanie do Kill Billa przy dzwonku do komórki), zdjęcia, samochody i kobiety, oraz ciekawy pomysł który nie wypalił na końcu. Zresztą jak mówiłem, pierwsza połowa filmu mi się podobała, po prostu druga część mnie zawiodła. I wiem że wyżej powiedziałem że "scena wydawała mi się sztuczna" i wiem, że w innych filmach Tarantino są sztuczne sceny (właściewie to jego znak firmowy XD), ale tutaj mi ona jednak zupełnie nie pasowała.
To tylko moja opinia, wiem że dużej ilości osób film się podobał i mogę to zrozumieć (więc błagam, bez komentarzy że jestem taki albo taki)
Jeśli ktoś ma argumenty przeciw, zapraszam do rozmowy.