"Vanishing Point" (1971), "Duel" (1971), Gone in 60 Seconds" (1974 i remake z 2000), "The Junkman" (1982), "Konwój" (1978), a wtedy lepiej go zrozumiecie, czyli innymi słowy mówiąc: fascynacja Tarantino filmami w których główne role grały również samochody... Dobre męskie kino również dla kobiet!
Ale remake z 2007 radzę omijać szerokim łukiem - dobrze to on się tylko zapowiada...PZDR!
Remake "60 sekund" z Angeliną Jolie to kupa, jak powiedziała jedna z bohaterek "Death Proof", mi również się nie spodobał.
A część pozostałych to klasyka i w większości są naprawdę dobre.
tylko ze filmy ----Vanishing Point" (1971), "Duel" (1971), Gone in 60 Seconds" (1974 i remake z 2000), "The Junkman" (1982), "Konwój" (1978), ----na chwile obecną, tez sa nieprzysfajalne dla organizmu, chyba ze ktos lubi stare sensacje.
rozumiem fascynacje tarantino tym kinem, ponieważ on sie na nim wychował.
podobnie znam fascynatów serii z Bondem, albo Gwiezdnymi Wojnami (do których należę) Jest tylko jedno ALE, wyzej wymienione filmy powstały w danej epoce kina, kręcenie ich uwspółczesnionych wersji po prostu nie wychodzi. i na tej zasadzie nowe gwiezdne wojny to juz popłuczyny po tych z lat 70-80tych, nowe bondy tez juz nie chwytają publiki za serce, podobnie jest z kinem samochodowym lub czarnym kryminałem lat 40 (powstał niedawno taki film z denzelem w., również chała).
I Death Proof będąc kopią zapomnianego stylu jest filmem słabiutkim.
oczywiście mozna mówic o pastiszu, grze konwencją, zabawą znanymi wątkami, (jak w przypadku całego kina tarantino), ale w tej produkcji po prostu mu sie nie udało. pulp fiction, wsciekłe psy, kill bill. vol 1 bawiły sie konwencją, ale jednoczesnie ją przekraczały, tarantino dodawał coś więcej, coś co miało pazur i rzucalo na kolana. Deatch proof niestety nie wychodzi poza konwencję. nie ma elementów, które by sprawiły ze widz siedzi jak na szpilach czekając na kolejną fantastyczną scenę. jest przegadany i nijaki. raptem 2ie sceny sugerują ze mamy do czynienia z tarantino, ale na 2 godz. filmu to za mało.
oczywiscie znajdą sie obrońcy, miłośnicy twórczości Qeuentina, przymujący bezkrytycznie wszystko co zrobi, tłumaczący sobie wpadki, celowym zamysłem rezysera, ba moze nawet będa mieli racie. ale miłośc jest ślepa, jesli na deth proof spojrzy sie w miare obiektywnie to dostrzeże sie wymienione przeze mnie błędy.
osobiscie bardzo lubie filmy quentina, ale czekam na następny - lepszy, i trzymam kciuki
pozdr. wszystkich
Uff, thq za zaintertesowanie się moim postem & konkretną wypowiedzi! Powiem tak: jakimś zagorzałym fanem kina wg. Tarantino nie jestem, aczkolwiek podoba mi się "Pulp fiction" & ten film o którym toczy sie ta cała rozmowa, ale oczywiście są to subiektywne odczucia! Osobiście jestem fanem amerykańskiego kina lat '60, '70 & '80, a szczególnie wymarłego już dziś gatunku zwanego "filmem drogi", a, że mam ich pokaźną kolekcje, to dlatego podchodzę do "Death Proof" z pewnym sentymentem... Zbiór powyższych tytułów podałem po to, by ludzie, którzy oglądają pana "Kaskadera Mike'a", bardziej sqmali o co właściwie reżyserowi chodzi(ło), albo przekładając to na język Tarantino: co go w danym czasie fascynowało. To w sumie tyle nt. ode mnie. PZDR!
no fajnie, dobrze ze w ogóle masz jakieś fascynacje kinowe, a nie jak większość filmwebowiczów, gzyzących popcorn w kinie:):)
doceniam i pochwalam:)
jakbyś chciał przeczytac co napisałem o death proof to możesz zajrzeć do tematu, który jest wyzej na liście. pozdr.
Przez przypadek pominąłem jeszcze "Dirty Mary, Crazy Larry" (1974), a również warto zobaczyć:)
wiesz co obejrzałem w życiu mase filmów, jeszcze więcej znam po tytułach i wiem o co w nich chodzi mimo iż nie było ich gdzie obejrzeć.
ale o tym wymienionym nie miałem pojęcia. a tytuł zachęcający:)
to pewnie jakaś komedia romantyczna z elementami melodramatu:):):):
oczywiście żartunek