Czytając poniższe wypowiedzi postanowiłem skreślić swoich parę zdań nt. Death Prof.
Malkontentów z pod znaku ?Wściekłe..? i Pulp?? to był filmy, Quentin się skończył, itp. jest, co nie miara. Cóż "trynd" taki, że każdy na znawcę pozuje, i nawet gdyby QT zmajstrował obraz na miarę PF, i tak by opluli, bo jeden z drugim "mondrosek" z poczytnego tygodnika, tudzież dziennika tak napisał. Nie wiem, jakie filmy malkontenci oglądają, na co dzień, ale chodząc do kina od 30 lat, muszę napisać, że niewiele jest filmów, które wbijają w fotel (bez względu na rodzaj emocji ? piękna, okrucieństwa, pozytywnych, negatywnych, jakich tylko chcecie) a ten wbija ? pisze to w swoim imieniu. Każdy, kto zna sztukę filmową nie od dziś i obejrzał paręset filmów umie dostrzec konwencje, jaką proponuje reżyser, że jak to niektórzy zarzucili ?dłużyzny?, to typowe nawiązanie do lat 70 (tak się wtedy kręciło),a i to niby przypadkowe ucięcie sceny przed wyjściem na parking (niby to źle zmieniona puszka z filmem), to też nic innego jak nawiązanie do zjawiska, jakie kiedyś w kinach było dość częste. Wszystkim malkontentom, proponuje chodzić na nowe filmy bez nastawienia się emocjonalnego na określone kino. Otwórzcie głowy, przyjmijcie konwencje, podejdźcie z dystansem do recenzji (to też tylko ludzie, i to o różnych gustach), bawcie się kinem, historią, jakie opowiada film i jeśli wywołuje w was emocje, tzn., że warty był tych paru złotych i poświęconego mu czasu. Od dłuższego już czasu, na własny użytek jednym z kryterii (podkreślę jednym z wielu) jest czas, po jakim zerknę w kinie na zegarek. Im jest to później, tym mam do filmu większy szacunek, bo to oznacza, że opowiadana historia jest ciekawa, i reżyser umiał ją odpowiednio opowiedzieć. Na Death Prof., nie spojrzałem na zegarek ani razu, a są filmy, z których po prostu wychodzę, podświadomie czując, że nie zobaczę już nic, co by mnie zaskoczyło.
Tytuł filmu zawiera sugestię, że możemy się spodziewać ciągu dalszego historii naszych ?bohaterek?, (bo bohatera już nie ma ? a może przeżył ;) ? w co wątpię, bo panie wyjątkowo skutecznie mu dołożyły). Ja obstawiam, że zostanie pociągnięty wątek, w którym jedna z koleżanek została jako zastaw pod samochód, który koleżanki zamierzały tylko przetestować. Jestem ciekaw waszych sugestii?
Krótkie nawiązanie do wątku firmowanego przez ?lisoszakala? ? dziwie, się innym, że podejmują polemikę z kimś, kto używa pod ich adresem niewybrednych epitetów. Zwykłem prowadzić dyskusje na argumenty z osobami kulturalnymi, dojrzałymi emocjonalnie, a nie z chamami, uzurpującymi sobie monopol na nieomylność. Pierwsze obraźliwe słowo pod moim adresem taką dyskusję by zakończyło, ? że zacytuję slogan, który znalazłem na innym forum ?Nie dyskutuje się z idiotą, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem?
Pozdrowienia dla wszystkich kino-maniaków z otwartymi głowami.
No to mi przykro. Sądziłem, że zaglądające tu osoby, w przeważającej większości wyrażają swoje opinie, nt. filmów, które widziały. Mimo wszystko ta drobna informacja, nie powinna ci zepsuć zabawy podczas seansu.
Otóż to stary. Amen.
A co do reszty "nieomylnych", niech się wilki gryzą między sobą. Wszak powinni wiedzieć, że głową (a w tym wypadku swym nieuzasadnionym chamstem) muru nie przebiją...
A film naprawdę jest bomba, kto narzeka, ten trąba...
Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że ja jestem jedyną osobą dla której jednym z kryteriów oceny filmu jest czas po jakim spojrzę na zegarek. NA przykładzie ostatnich filmów jakie dane było mi obejrzeć na dużym ekranie to na Szklanej Pułapce spojrzałem na zegar 3,4 razy, na Hannibal Rising zdarzało mnie się to co piętnaście minut. Podobnie jak Tobie na Death Proofie nie spojrzałem ani razu. Teraz z niecierpliwością czekam na Planet Terror
To, że napisałeś kwieciście i sprawnie, to nie znaczy, że masz rację, doc.
Po pierwsze nie każdy, kto ceni tylko i wyłącznie "Pulp..." i "Wściekłe..." jest malkontentem, "mondroskiem", pseudo-krytykiem pozującym na znawcę, który kieruje się "tryndem" i naczytał się głupot jakiegoś innego "mondroska" na temat najnowszego filmu Q.T. w "Perspektywach", czy w "Kobiecie i życiu".
Malkontenci tacy jak ja (złośliwie pozostańmy przy tym słowie) chodzą na filmy dobre i mające ręce i nogi.
Powiedzenie, że "Grindhouse..." wbija w fotel jest jeszcze śmieszniejsze, niż wypowiedzi różnych "mondrosków" i jeszcze bardziej żałosne, niż texty kogoś tak ograniczonego i chamowatego jak zum beispiel niejaki lisoszakal! ;-)
Znam sztukę filmową nie od dziś, a nawet nie od wczoraj i pytam się ile można nawiązywać do dłużyzn z lat 70-ch, przypadkowych ucięć sceny, źle zmienionych puszek z filmem, czy tandetnej taśmy filmowej marki w stylu "ORWO" ;-)
Po prostu facet nie ma pomysłu na nic wartościowego i wciąż "mruga okiem" i "nawiązuje" do czegoś tam dawno zapomnianego.
Co będzie w następnym filmie? Pomarańczowa, sztuczna krew i kukły spadające ze skarpy (jak w "Życiu na gorąco") - czas na kolejny hołd dla tych klimatów ;-)
A może hołd kinu niememu? ;-)
Zgadzam się - nie warto słuchać recenzji, tylko kierować się swoimi odczuciami.Tak samo jak nie warto słuchać Kuleja, który komentuje walkę bokserską (najlepiej wyłączyć dźwięk) i niczym się nie sugerować.
Ale jakoś póki co nie mam ochoty oglądać tego filmu.Wystarczą mi recenzje i ogólny upadek Q.T. Kolo chce mieć patent i wyłączność na pewne rzeczy, koniecznie chce "coś" przekazać widzom...Ale póki co nic nie przekazuje.A jak facet chce się bawić w robienie filmów to niech wysyła je do Drozdy.Widzowie powinni się obrazić na gościa, który nie traktuje ich poważnie i się bawi...;-)
"Trynd" jest taki, że gość nastawia się na robienie kasy i jedzie na marce, a szkoda...Już wiadomo, że będzie jak to mówią tzw.vol.2.
"Nie dyskutuje się z idiotą, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem? - bardzo oklepany text i nie modny...A dotyczy on w 90 % bezkrytycznych fanów Q.T., na pewno nie mnie.
A chamstwu trza się przeciwstawiać siłOM i godnościOM osobistOM! ;-)
tak naprawde to wszystko jest nic nie warte. Ja naprawde nie rozmumiem po co te wszystkie słowa, uważam że kazdy ma swoje zdanie i ma je prawo wypowiedzieć...to wolny kraj (przynjamniej jeszcze) i dajmy szanse każdemu, po co te wszystkie "masz racje" - "nie masz racji" bzdura każdy ma racje SWOJĄ i tak jak mnie nie przekonasz, że Death Proof i cała tworczość QT są do bani...tak ja nie przekonam cie, że nie są, więc po jaką cholere strzępić język i męczyć palce :) pozdrawiam
No nie powiem, jestem zaskoczony. Czytając wątek, który założyłeś ( notabene zgromadził najwięcej postów), oraz twoje posty (momentami bardzo ostre w tonie) nie sadziłem, iż doczekam się tak wylewnej riposty.
Mój post nie miał udowodnić mojej racji, bo w sztuce (każdego rodzaju, nie tylko filmowej) nie sposób przyznać jej jednoznacznie jednej ze stron (sądzę, że tu się zgadamy). Można wyrazić jedynie swoje zdanie- i to właśnie uczyniłem.
Oczywiście, że można pomstować na QT, że jedzie swoją ścieżką, ale to chyba lepiej, bo jakoś nie wyobrażam sobie, bym wybierając się na jego nowy film, został zaskoczony ckliwym romansidłem, albo inną stylistyczną woltą. A tak Q mruga z oka, i jeśli się nie powtarza, a jedynie nawiązuje do historii kina, to pójdę na każdy następny jego film, i jeśli będzie tego wart ? pochwalę.
Określenie ?Wbija w fotel?, faktycznie nie jest zbyt odkrywcze, ale jakoś inne nie przychodziło mi do głowy dość późnym wieczorem - popracuje nad rozszerzeniem słownictwa;). A z określenia ?kwiecistość i sprawność wypowiedzi? najbardziej byłaby dumna moja polonistka z podstawówki (baaaaardzo daaaawno temu to było) ? nie pamiętam tygodnia bez 1-2 wypracowań, czy rozprawki.;)
A cytowany slogan, ? może i oklepany i niemodny, to z perspektywy otaczającej nas polskiej rzeczywistości długo jeszcze pozostanie aktualny.
zacznę może od kwestii bliższej retoryce niż argumentacji ale mam nadzieję, że wypłyną z niej jakieś wnioski. na sensie, na którym byłem ja, w końcowych scenach filmu widownia klaskała i gwizdała. podobnie było jak rozumiem u mojego brata. można więc założyć, że film osiągnął zamierzony cel. pytanie jak. na zupełnie podstawowym poziomie był udany jako kino akcji: pościgi miały być wciągające i były, koniec kropka. jeśli natomiast chodzi o 'mruganie' i 'nawiązywanie' to należy zapytać jaki procent klaszczących rzeczywiście oglądało amerykańskie filmy klasy B w latach 70'tych. raczej znikomy bo średnia ich wieku nie przekraczała 30stki. ile natomiast było świadomych, że ktoś do nich 'mruga' a nawet w jaki sposób? zaryzykowałbym stwierdzenie, że całkiem sporo. grindhouse to pastisz. tu jest problem z Twoim podejściem lisoszakal: widzowie są świadomi tego, że ten film nie jest w pełni poważny (częściowo tak bo, w skrócie, pościgi nadal są pościgami) i świadomie podejmują grę, w którą gra z nimi tarantino. ci, którzy się za to obrażają albo oczekiwali gry na innych zasadach albo nie zrozumieli, że to gra. kino ma jeszcze dla nich kilka niespodzianek.
nie kwestionuję zauważ, że można uważać 'tandetną taśmę' i 'przypadkowe cięcia scen' za grę niskich lotów. to jest kwestia gustu i polemika byłaby tu bezowocna.
Lisowi powinni zabrac komputer bo koleś się zbyt przejmuje. Zrozum, że jednym się podobał i tego nie zmienisz. Więc przestań przekonywac, że film jest zły itp. bo dla wielu (dla mnie też) ten film jest świetny (a oceniając go jako seans - jest najlepszym na jakim byłem, a uwierz mi, byłem już na paru).
Jestem jedną z tych, którym się podobało "puszczanie oka", bo lubię takie kino i nie widzę w tym nic złego. Człowiek zasługuje na rozrywkę, a ta w wykonaniu Q.T. jest dobra, więc nie przekona mnie gadanie w stylu, że to już było, że się przejadło i tym podobne, że ktoś się kończy i żyje z procentów swoich pierwszych sukcesów...
Nie silę się na krytykę, bo na tym trzeba się znać, dlatego może tylko opinia a nie pokazywanie nowej drogi...
Nom sporo racji tu napisales i zapewne nic Cie nie przekona do zmiany zdania... Ale ja wyszedlem baaaardzo zmieszany po tym filmie. Pierwsze dluzyzny byly jak najbardziej do zaakceptowania bo naprawde ciekawie sie to ogladalo. No ale to co zaprezentowala druga ekipka "nowoczesnych, kurwujących, targających laseczki na lewo i prawo panienek wola o pomste do nieba". Jesli to ma byc typ kobiet uwielbianych przez Quentina i pokazujących co nas czeka w przyszlosci to ja dziekuje. Widać w wiekszosci jego filmow, ze facet uwielbia srogie baby ale to co jest w tym filmie pokazane to przesada... A rozmowa w barze to po prostu byl pierwszy moment od chwili ucieczki z kina po "Za bardzo szybkich i wsciekłych" kiedy ponownie chcialem wyp... dzide. :) Myslalem, ze padne z zażenowania jak sluchalem tych farmazonów... Domyslam sie ze to hold do kina, ktore on uwielbia ale mam wrazenie ze mogl to przedstawic w bardziej odpowiedni sposob. Jaki jest cel tych kilkunastominutowych rozkminek nawijania o niczym i o dupie marynie? Czy oprocz zamilowania do kina i puszczenia oczka wnosi cos do filmu? Czy tak bardzo fascynujace jest sluchanie kto kogo przelecial, sprowadzanie tematu darzenia uczuc do zrobienia fizycznej przyjemnosci... Caly czas o tym pisze bo uwazam ze mozna bylo to przedstawic DUZO ciekawiej... Tak samo jak pokazanie Kurta jakies cztery razy czesciej. Bo mam wrazenie po obejrzeniu, ze on ledwo co tam sie pojawil... Pozdrawiam.
z większością twoich tez się zgadzam, ale jednego nie rozumiem:
"Tytuł filmu zawiera sugestię, że możemy się spodziewać ciągu dalszego historii naszych ?bohaterek? (...) Ja obstawiam, że zostanie pociągnięty wątek, w którym..."
?
jaką sugestię zawiera tytuł? chodzi ci o vol.1? jeśli tak to błędne wnioski wyciągasz, bo z założenia te dwa filmy nie mają ze sobą nic wspólnego, jeśli wierzyć wypowiedziom tarantino.
tak jak kiedyś w grindhousach wyświetlano dwa filmy pod rząd przedzielone jedynie reklamami, tak i dziś rodriguez i tarantino chcieli wykorzystać ten schemat. nic poza tym tych dwóch produkcji nie łączy.
dlatego właśnie strasznie wkurza mnie fakt, że dystrybutorzy te dwa filmy podzielili i zamiast poczekać na premierę "vol.2" i wyświetlać je razem (jakby to sobie wymarzyli reżyserzy), koszą kasę na jedynce. liczę na to jedynie, że multi zorganizuje grindhousowy maraton, to będzie uczta mam nadzieję.
można to było ująć krócej, ale jakoś dziś litery mi z klawiatury pięknie spływają. :) w każdym razie, "grindhouse" nie ma wewnętrznej struktury i koherencji "kill billa".
pozdrawiam wieczornie.
zresztą wystarczy, że przeczytasz opis dystrybutora streszczający vol.2. od razu widać, że to inna bajka:
http://grindhouse.planet.terror.filmweb.pl/Grindhouse++Planet+Terror+2007+opisy, FilmDescriptions,id=401060
:)
zagadka nie do rozgryzienia jest czego ludzie szukaja w kinie. jezeli ktos szedl na grinhouse w poszukiwaniu wartosci, umocnienia duchowego .. to wiadomo ze tego nie znalazl, tylko po co tak sie ukierunkowywac? kiedy ide na film znanego juz mi rezysera, to nigdy nie oczekuje film bedzie utrzymany w tym samym kanonie, ze po filmie bede mogla wynotowac 10 cech wspolnych wszystkich filmow tarantino. Film bardzo mi sie podobal, dlaczego? moglabym pisac o jego walorach- nawiazanie do stylistyki grindhouse, dobre ujecia, dobra muza, ale tak naprawde o tym wszystkim myslalam jakis dzien potem, moze i prozaicznie ale tak mnie ten film naladowal, tak sie wczulam w akcje, ze po wyjsciu z kina marzylam zeby zrobic uzytek z przypadkowo nalozonych 8 cm szpilek:) a i jeszcze jedno, czemu jak sie gada na forum o filmie zawsze w toku rozmowy uderza sie nie w film- ale w osoby komentujace? milej prosze!
Mi pomimo wielu pochlebnych recenzji film się nie podobał, nudny i nie wgniatał w fotel. Jako miłośniczka QT filmu nie polecam, ot co!
Powiem tak po pierwszych parunastu minutach patrzyliśmy na siebie z kolegą zdumieni co to kurna jest: te bluzgi (niby normalka u Tarantino), rozmowy bez sensu (też ale jednak słabsze niż w Pulp Fiction),ale później nagle film zaczyna się rozkręcać zwłaszcza gdy pojawia się Mike (czyli Kurt Russell nie był w takiej formie od Ucieczki z Nowego Jorku),od tego momentu film mnie wciągnął i nie mogłem się oderwać,zresztą kumpel mówił to samo do tego aktorki z tej drugiej części (żółtego mustanga) były lepsze i dialogi też miały zabawniejsze! W pierwszej części tak naprawdę dobra była knajpa i każda scena z Russellem! W drugiej rzeczywiście przykuła moją uwagę Zoe coś miała takiego w sobie że najbardziej mi się podobała aktorsko ale z urody też a sceny z gliniarzami, czy sam pościg miodzio ;))
Na koniec chciałbym zauważyć że dla miłośników Tarantino film będzie w dechę a dla wrogów jeszcze jednym potwierdzeniem ich tezy o tym że facet do szczętu zwariował ;)))
pozdrawiam kinomaniaków i filmołebków ;))