Film jak dla mnie troche przydługi. Dialogi o robieniu zdjec i babskie ploty przy kawie jakoś mało mnie interesują. W porównaniu do Kill Billa i Sin City mało brutalny ( praktycznie 2 sceny z przemoca ) i nudny. Głowne bohaterki nie grzeszą ani urodą ani inteligencja ani niczym innym. Ot takie tam "wyzwolone kobiety" ktore ja nazywam na litere K.
Na plus na pewno należy zaliczyć świetne słownictwo - ciekawe przekleństwa które niestety po przetłumaczeniu na polski brzmią idiotycznie ( okurwieniec, cipek ). Wogóle tłumaczenie raczej słabe np Jesus Christ - Ja pierd****...Na uznanie zasługuje świetna gra Kurta Russela. Na sali w kinie jego uśmiechy i zadziorne spojrzenie robiły furore. Szkoda że postać którą grał - cwaniak twardziel i flirciarz okazała sie Rysiem Lubiczem.
Film pełen jest świetnych tekstów i żartów. Nie zawsze inteligentnych i może nie dla wszystkich śmiesznych ale mnie sie podobały.
Najlepsza w Grindhouse oczywiscie jest scena w której Kurt rozjeżdza samochód dziewczyn urywając jednej z nich noge a drugiej przejezdzajac po twarzy ( sic! ). Zakonczenie jak dla mnie było za to rozczarowywujące...
Polecam znudzonym ;] 7\10