Obejrzałem to w końcu bo było w Gazece Wyborczej i... cóż, spodziewałem się po tym filmie czegoś więcej, a dostałem półtora godziny babskiego ględzenia o niczym rodem z seriali dla nastolatków tylko w wersji bardziej dosadnej i wulgarnej (w pierwszej połowie przynajmniej jako taki klimacik był) i 15 minut akcji. Druga połowa filmu niemal mnie uśpiła. Największym plusem jest Kurt Russell i aż szkoda że nie rozwalił drugiej grupki, bo była bardzej irytująca niż pierwsza. Film zdecydowanie wart swej ceny - czyli 7 zeta z gazetą
Genialne skwitowanie dialogów w filmie. :)
Zgadzam się w zupełności. Gdyby to ta druga grupka siedziała w pierwszym wozie, to już chyba ani odrobiny żalu bym nie miał w kierunku Mike'a.
Czyli jednak nie tylko ja się zawiodłam na tym filmie. Po dziele Quentina Tarantino i do tego z Kurtem Russelem w roli głównej oczekiwałam czegoś dużo lepszego. Tymczasem w czasie 90 min oglądałam bohaterki siedzące w jakimś barze i gadające o pierdołach... Wynudziłam się strasznie, film słaby, zero napięcia, jestem zaskoczona, że ma taką ocenę.
Mam tak samo - film kupiony z Gazetą jeszcze nie zmęczony do końca, bo rzeczywiście nudny jest jak flaki z olejem. Najzabawniejsze jest, że po tego samego wieczora, po nieudanej próbie zaznajomienia się z ,,Death Proof" włączyłem sobie na DVD ,,Zakazane piosenki" - też kupiony z jakąś gazetą - i film pokolenia moich dziadków okazał się być istnym hiciorem na tle tego co zaoferował przereklamowany Tarantiono.
Widzę że nie do konca zrozumiałeś o co w tym filmie chodzi .To jest horror typu Grindhouse - dziś juz zapomniane filmy grozy a popularne w latach 60ych i 70ych w Stanach Zjednoczonych więc czego sie spodziewałeś ? Ten film ma na celu straszyć , szokować albo też sprawiać takie wrażenie a nie coś przekazywać co chyba sugerujesz . Dla mnie ten film jest ok , Tarantino nie twierdził że będzie to nie wiadomo jak ambitny projekt . Dla mnie 7/10 . Klimat Tarantino w tym filmie zachowano , a co do "bluzgów" głównych właśnie przez ten wulgarny język Tarantino jest uznawany za dosadnego reżysera kręcącego prawdziwe filmy . Poza tym taki język jest jak najbardziej prawdziwy . O sprawach seksu większość młodych ludzi ( bohaterki to młode kobiety przecież ) gadają dosadnymi eptetami . O wiele lepsze od "Planet terror" Rodrigueza gdzie powraca do swojej ulubionej materii - czyli horroru . Z mizernym skutkiem .
Wiesz.... Gdy film nie niesie sobą treści, to ocena staje się bardzo subiektywna. Jeśli kogoś film znudzi, to nie ma bata, żeby mu wmówić że to dobre kino. Albo się klimat czuje, albo nie.
P.S. Mnie też trochę nudził na początku i końcu.
Natomiast w kwestii bluzgów i rozmów o niczym - wszystkim się zdarza chadzać do toalety i produkować efekta całodniowej wyżerki. Jest to kwestia prawdziwa i wszechobecna. Czy to znaczy, że bohater siedzący przez dłuższy czas na muszli porcelanowej jest postacią prawdziwszą i wartą marnowania taśmy filmowej?
"Planet terror" moim zdaniem również cechowało dobre aktorstwo i wyraziste postaci. Film jest spójniejszy w formie, ale prymitywniejszy i znacznie obrzydliwszy. Dobry, ale zbyt przesadzony.
P.S. Zapraszam do tematu o oczekiwaniach wobec ewentualnych następnych "Grindhouse'ów" http://www.filmweb.pl/topic/1057800/Grindhouse+-+ciekawa+idea+i+oczekiwania+wobe c+niej.html
Ale to jest właśnie Grindhouse , nie kumasz ? Ten film nie daje jakoś super do myślenia bo nie na tym jego rola polega . A Tarantino znowu sworzyl dzieło - nie dość że w filmie czuć klimat lat 60ych chć akcja filmu rozgrywa się współcześnie to ponadto jest tutaj to co Quentin robi najlepiej - pikanteria , wulgaryzmy ale przesycone ogromną dawką ironicznej prawdy i inteligencji . I za to go wszyscy kochają . Facet kocha to co robi i mu to wychodzi . Piorunująco dobrze . Film rzeczywiście trochę feministyczny ale aż przyjemnie się ogląda takie ostre babki jak Sydney Poitier ( córka tego Sydneya chyba nie ? ) Rosario Dawson i Vanessa Ferlito ( co ona robi w osadzie CSI Nowy Jork ? Zniszczy se takim gównem karierę ... )
A czy ja jakoś specjalnie narzekam? Dobre, soczyste produkcje, które mogą momentami drażnić, ale kunsztu ciężko im odmówić. Super klimat, ale arcydziełami przez to jeszcze nie są.
Zwyczajnie uważam, że dialogi Tarantino byłyby ciekawsze, gdyby do czegoś dążyły (jak teraz sobie przypominam, to w AVP-R te wszystkie dialogi miały jakiś cel - a że były debilne, to inna sprawa :D), a nie wypełniały czas (chociaż i tak były strawne i niekiedy dość błyskotliwe), a Rodriguez kilka ujęć mógł sobie darować.
Cóż najwyraźniej nie rozumiesz takiego kina . Kina Quentina Tarantino . Poprzez prostotę i dosadność dialogów Tarantino pokazuje dzisiejszą emocjonalną pustkę ludzi , ktorzy poprzez owe "ględzenie" jak to wyraziłeś dyskutują o normalnym życiu . Russell i jego mordercze auto to tylko dokładka . Filmy Tarantino są o tyle uznawane za arcydzieła że są w swej wymowie prostackie , wulgarne i dosadne . Takie jak nasze otoczenie . Film więc zdecydowanie więcej wart niż 7 zyli , co mu zarzucasz . A w Wyborczej sie pewnie pojawił , bo tępota polskich filmowych konsumentów ominęła ten projekt szerokim łukiem , bo wydał się im ten scenariusz za trudny , koncentrujac sie na "Transformers" . Bo tam scenariusz jest prosty . Jak budowa cepa . Jak to niedawno w "Filmie" pisali : Polska to kinowa prowincja . Jeżeli jaramy sie kolejną odsłoną Spidermana bardziej niż taką np. znakomitą "Infiltracją" Martina Scorsese to świadczy to tylko o poziomie polskich widzów . Poziomie plastiku .
To było do Gieferga . Nie do Ciebie :D -------------------------------------------------------------------------------- -------------------------------------------------------------------------------- -----------------
Hehe, Może i do Gieferga, ale tak miło mi się rozmawia, że chyba znów ja odpowiem. xD
Sporo osób w pustych i dosadnych dialogach Tarantino dopatruje się odzwierciedlenia pustki naszych czasów. Może i jest to prawda, co jednak nie zmienia faktu, że dialogi pozostają puste i bez wartości. Gdy słuchamy narkotycznych rozmów hippisów o miłości, to może nas zastanowić kontrast pięknych ideałów z nijakością ich życia, dzięki czemu film zyskuje treść ("Hair"). Puste dialogi niestety nic nie wnoszą (stąd moje 3 dla "Clerks - sprzedawcy").
Filmy w "Gazecie Wyborczej" bywają różne i ciężko je jakoś konkretnie zaszufladkować - "Skazani na Shawshank", "Terminator II: dzień sądu", czy "Góra Dantego". Tak więc nie ma sensu na tej podstawie oceniać całego społeczeństwa. Wystarczy to potraktować jako okazję do zasilenia kolekcji DVD za niewielkie pieniądze.
I odnośnie tępoty widzów - ja też się jarałem bardziej "Spider-manami" niż "Infiltracją" Scorsese. Dlaczego? Ponieważ spider-man jest bohaterem mojej młodości i czuję do tej postaci spory sentyment, zaś dwie pierwsze części jego kinowych przygód łączyły niezłą rozrywkę z ciekawymi postaciami i wątkami. W pierwszej części film zdominował nietypowo zwieńczony wątek miłosny, zaś druga część powróciła z nowym pięknym zakończeniem i kolejnymi rozwinięciami dawnych wątków. Innymi słowy była to rozrywka na przyzwoitym poziomie. "Infiltracja" zaś przyniosła z sobą trochę kontrowersji - dużo się pisało, że jest to remake gorszy od oryginału. Dodatkowo sama fabuła miała dość oklepany punkt wyjściowy, dzięki czemu nie potrafiła mnie przekonać. Założę się też, że jako film bez większych efektów specjalnych, "Infiltracja" nie traci też wiele przy oglądaniu jej w domowym zaciszu.
Nie mogę pisać za cały naród, ale takie były moje motywacje. Wolę słuchać ciekawych spostrzeżeń, gdy są opakowane w ciekawą formę.
Tak poza tym bardziej adekwatnym punktem odniesienia by móc wysnuć taki wniosek, byłoby zainteresowanie "Fantastyczną czwórką", niż "Spider-manem". :)
Pozdrawiam.
Wybacz ale nie mogę się z tobą zgodzić :D Wulgaryzmy , bezpruderyjność , chamstwo jakie epatuje z filmow Tarantino zawsze okraszone jest ogromna dozą inteligencji , brutalnej prawdy , konstruktywnych wniosków jakie bohaterowie wyciągają ze swojego życia . Przemoc jest już tylko na dokładkę , żeby widza tym ględzeniem , jak to Gieferg wyraził , nie zanudzić . Odzwierciedla zamiłowania Tarantino . "...dialogi pozostaja puste i bez wartości" . I takie mają być bo dziewczyny żyjące w ten sposób z pewnością są kobietami wyzwolonymi które bez ogródek gadają choćby o "tych" sprawach . I to jest PRAWDA . PRAWDA zawarta w chamstwie i dosadności . Skonfrontuj to z przerażającą inteligencją i skłonnościa do poezji Stuntmana Mike'a i dojdziesz do wniosku że Quentin wpłata do swojego filmu i inteligentne teksty i teksty przyziemne . I za to go wszyscy kochają . Bo wtedy te filmy odzwierciedlają naszą rzeczywistość . Pokazują ograniczenie emocjonalne głównych bohaterów - któryh możemy także przyrównać do siebie .
"Hair" nie oglądałem . Nigdy mnie tego typu filmy nie interesowały .
"Clerks" powaliło mnie w swej prostocie :D Zwłaszcza teksty o Trollu Majtolu :D Ale pamietaj że Sprzedawcy byli adresowani do naprawdę PLASTIKOWEGO odbiorcy - i szybkiego w konsumpcji jak FastFood który serwował Dante .
Gdyby ta inteligencja była ogromna, to mniej osób by narzekało na brak sensu w dialogach. ;P Ale spora rzeczywiście jest.
Może i faktycznie te dialogi budują postaci dziewczyn, ale mam wrażenie, że w "Death proof" Tarantino przesadził z proporcjami. Cały film jest oparty na dialogach, które bez większego sensu i różnorodności zwyczajnie nużą. Doceniam to, że niektóre fragmenty dialogu dziewczyn były ciekawe, ale mimo wszystko nie mogłem ich znieść. Można było je ograniczyć bez strat dla budowy charakterów dziewek, a przy okazji zwiększyłoby o atrakcyjność obrazu.
Może faktycznie przesadziłem z oceną Tarantino, ale tutaj proporcje były - przynajmniej moim zdaniem - zupełnie nietrafione.
ad "Clerks" - To już wiem czemu mi się nie podobał. Nie ten sklep odwiedziłem co trzeba. :D
Ale twórca raczej miał większe ambicje, które przy niespecjalnym scenariuszu zaowocowały produktem dla nikogo. Chociaż film ma sporo zwolenników, ale z jakiej grupy - pojęcia nie mam. :)
Cóż Kevin Smith to naprawdę przegiął - "Szczury z supermarketu" , "Jay i Cichy Bob kontratakują" - WTF ? Goście jarają blanty , rymują po chamsku , luzaki z nich jak nic - ale muszę też przyznać że parę inteligentnych przemyśleń się trafiło . Nie było tak źle . A tutaj jest ok - mamy grupę wyzwolonych babek , udających troche facetów ( Kazimiera Szczuka byłaby dumna z takich córek:D Pozdrawiam pani Kaziu:D), blachar jak to się niekiedy brzydko tego typu dziewczyny nazywa - więc teksty byly realistyczne . Tak samo jak w "Pulpie" . Tam mielismy rynsztokowy język gangsterów i bandziorów . I jakoś tam mówiono o wielkim kroku milowym w kinie a tutaj już nie ... Choć klimat i twórca ten sam .
Po ponownym seansie stwierdzam, że nadal mnie spora część rozmów bohaterek drażniła, ale były też i piękniejsze fragmenty. Dałoby się to skrócić. :D
Natomiast co do kroku milowego... To trochę dla mnie nie najodpowiedniejsza sytuacja, gdy rynsztokowy język dostaje się na salony. Wszak arcydzieła powinno się oglądać i brać z nich przykład, a obcując z takim językiem, sam też niektóre zwroty sobie przyswajasz. Mnie strasznie wpienia, gdy czytam niektóre komentarze przesycone wulgarnymi zwrotami, lub tym bardziej gdy podobny język słyszę na ulicy, najlepiej z ust gimnazjalisty. To nie jest co prawda wina Tarantino, że chciał swe filmy skierować do osób taką kulturą zafascynowanych, lecz wraz z uznaniem filmu za dzieło, niektórzy mogli uznać taki język za dosyć normalny. Teraz bluzgając na różne strony zawsze mogą mieć oparcie w uznanym klasyku.
Mi się wydaje, że "Death proof" jest zwyczajnie niezbyt pojemny interpretacyjnie. Ja w nim jedynie dostrzegam ciekawy przypadek negowania kultu filmowych morderców, co jest dzisiaj piękną ideą podrzuconą kinu czysto rozrywkowemu.
Masz babo placek ... Aleś ty uparty . No dobra niech ci będzie . Może po prostu takie kino jest dla Ciebie troszkę za trudne w odbiorze ;D . Pzdr
Coś w tym jest. :D
A "Masz babo placek" to świetna piosenka! :D http://kabanos.net/teksty.php?id=7
Dla mnie ten film to strata czasu.
Same dialogi...paplanina, trochę akcji przy zderzeniu samochodów.
Potem znowu dialogi i paplanina, więcej akcji przy pościgu.
(Żałosne było, jak jedna z kobiet wisiała na masce i były momenty gdy mogła zeskoczyć, albo mogły zwolnić aby tamta mogła zejść, a jechały nadal). Skończyło się równie fatalnie.
Jedyny plus to urocza Mary Elizabeth Winstead.
Zależy na co liczyłeś . To film Quentina Tarantino - ja tutaj dostałem wszystko co chciałem, uwielbiam jego tworczość - czekam teraz na "Inglorious Bestards" , pomimo faktu że gra tam Pitt .
to jest tak jak byś obejrzał film Zanussiego i zdziwił się, że nie było żadnych eksplozji i efektownych pościgów...
ludzie ogarnijcie się, każdy film Tarantino polega na długich, często bezsensownych dialogach. chodzi w nim o klimat tworzony przez wyraziste postaci, muzykę i otoczenie. Jedni uwielbiają ten klimat inni nie. Ci drudzy nie polubią żadnego filmu Tarantino (chyba, że z jakiś względów Pulp Fiction).
Grindhouse z założenia ma być kiczowaty, więc się nie dziwcie. I tak, opcja z leżeniem na masce i możliwością zeskoku z niej jest zamierzona, tak samo jak kilka błędów montażowych
No właśnie: filmy Tarantino oparte są głównie na dialogach, często absurdalnych i nie prowadzących do niczego konkretnego, a mimo to słucha się ich z zapartym tchem (bynajmniej w moim przypadku tak jest). Tutaj nie były one absurdalne, tylko po prostu nudne. Już nie mówię, że nie znalazło się nic na poziomie interpretacji "Like a virgin" z "Wściekłych psów", ale dialogi nie dorównują nawet tym z "Kill Bill".
Postacie też były dla mnie zbyt mało wyraziste, po jednym obejrzeniu (fakt, że byłam lekko senna), nie zapamiętałam żadnej z panienek. I wyglądały, i zachowywały się podobnie, dziewczyny kompletnie bez osobowości. Oczywiście można mówić, że "takie właśnie było założenie Tarantino" - nawet jeśli tak, to mi się ono po prostu nie podoba. Zdecydowanie wolę jego "męskie" filmy, niż epatujący seksem "Death Proof".
Ja dalem 7/10 . Czemu ? Już uzasadniam :
1) Fabuła z pozoru kiczowata , ale stwierdzam że jest to efekt zamierzony . Ten film poniekąd kpi z B-klasowych produkcji typu Grindhouse , udając ją z "o wiele lepszym skutkiem" . Paradoks ? Nie do końca . To tylko podróż w czasie reżysera do lat młodości , jak sam oglądał tego typu projekty w marnych kinach samochodowych gdzie publiczność , powiedzmy sobie szczerze , nie była wymagająca . W tej prostej fabule jest coś co mi się podoba - przewidywalność przeplatana jednak z elementem zaskoczenia ( byłem zszokowany że grupka z Vanessą ferlito została skasowana )
2 )KLIMAT ! No ludzie , przecież tutaj czuć lata 60te jak nic mimo że akcja raczej rozgrywa się współcześnie . Trawka , hipisowski styl poruszania się bohaterek , AUTA , choć nie ubiór fakt - ale i tak to mi się cholernie spodobało . Muzyka z radia i w barze też z tamtego okresu leciała .
3 ) Dialogi - no dobra zgodzę się , były wulgarne i że tak się wyrażę mocno wyuzdane seksualnie . Ale właśnie w takim klimacie , z prostym i pozbawionym sensu życiem ( trawa , impra , browar , trawa ) jakie wiodą bohaterki , czego sie można spodziewać ? Rozmów o Fauście , Friedrichu Nietzsche'm ? Przeciez to byłby absurd . Dla mnie to jest takie ... PRAWDZIWE , poważnie .
4 ) Feminizm - Quentin pokazuje , ze potrafi robić wspaniałe kino o kobietach ( także Kill Bill'e ) - i mi to sie podoba . Te dziewczyny są dla mnie czymś zupełnie nowym - poważnie . Odwaxne , pyskate ale też cholernie pociągające . Nie mam nic przeciwko temu , aby w swoim "męskim" kinie jak to ktoś nazwał ( bo ono nie jest dla mnie "męskie" ani "babskie" tyle że "Tarantinowskie" właśnie - unikalne , niepowtarzalne )Quent obsadzał kobiety - robi to doskonale i w ich przypadku i w przypadku mężczyzn .
5 ) Taniec Vanessy Ferlito - no po prostu szkoda gadać :D
6 ) Kurt Russell - gdzieś tam na forum powiedziałem , że jego rola tutaj była pomyłką . Ale dzisiaj po obejrzeniu jeszcze raz tego filmu zmieniłem zdanie . Doskonała kreacja . Powrócił z aktorskiego bezrybia . "Stuntman" Mike - żartowniś , wesołek , podrywacz - ale śmiertelnie inteligentny , czekający aż ofiary podjadą pod maskę jego demona na czterech kołach ... ten facet mnie przeraził .
7 ) Michael Parks jako szeryf i jego syn ( ten gość zawsze gra szeryfw czy też gliniarzy z Teksasu w filmach Quenta czy z Quentem w obsadzie - był w "Od zmierzchu do switu" Rodrigueza , oraz ze "Starszym synem" w Kill Bill'u vol . 1 - na początku zaraz ) . Również inteligentny i domyslny facet . Cholernie . od razu przejrzał motywy i sposob dzialania Mike'a , pomimo braku dowodów . Ale co zrobił? Olał to i stwierdził ze woli oglądać futbol czy coś tam w telewizji . Niech Russell sobie urządza jatki poza jego jurysdykcją - byleby on miał spokój . Bo jemu się nie chce po godzinach roboty ślęczeć i śledzić jakiegos psychola , który równie dobrze może ponownie zabić za X lat , dopóki nie sprawi sobie nowiutkiej fury . Szczere to ale prawdziwe az do bolu . To nie jest cukierkowy stróź prawa , który poswięci wszystko w tym siebie , by sprawiedliwosci stało się zadość . To czlowiek zmęczony pracą i życiem , chcący już tylko wytrzymać do emerytury . Jak wiekszość ciężko pracujących ludzi , nieprawdaż ? Szkoda że wątek z tą postacią był tak słabo rozwijany - zarówno u Quenta jak i Rodrigueza .
pozdro all
Zgadzam się z założycielem tematu. Spodziewałam się czegoś ciekawszego. Sama nie wiem, może przydługie dialogi miały być parodią czegoś, jednak za bardzo nie łapię, czego. Ględzenie i ględzenie. Za to Grindhoude II jest genialny. Jest wszystkim tym, czym Death Proof mógłby być przy odrobinie wysiłku.