Pierwsza część Klątwy była słabym remakiem (bardzo dobrego japońskiego horroru), która niestety ale bardziej śmieszyła niż straszyła. Jednak zwiastun do filmu został zrobiony sprawnie i na film poszły tłumy ciekawskich. Po obejrzeniu słabego zwiastunu do kontynuacji miałem nadzieję, że tym razem na odwrót, to film okaże się dobry. I... nie do końca się rozczarowałem.
Tym razem film nie jest kserem oryginału, bo opowiada zupełnie nową historię. I całe szczęście, że właśnie inną opowieść zdecydowali się pokazać nam amerykanie, bo na samą myśl o reinterpretacji ju-on 2 już się bałem. Poza tym dzięki temu Ci którzy oglądali oryginał nie będą sie nudzić. No może nie do końca....
Shimizu pokazuje nam trzy równolegle rozwijające się i przeplatające historie. Nie musimy jednak za bardzo się wysilać by je zrozumieć. Wszystko dzieje sie pokolei i nie za szybko by tylko wszyscy zachodni widzowie nadążyli za akcją. A na końcu czeka na nas zakończenie, które po trosze wyjaśni niektóre tajemnice Kayako i nawiedzonego domu.
Oprócz zupełnie nowej - nawet interesującej histori - postępem w stosunku do pierwszej części jest to, że tym razem amerykanie starają się budować klimat i nas straszyć. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale dobre chęci widać. Niestety nie zabrakło także wpadek - rzadszych niż w jedynce - czyli scen śmiesznych - u psycholog, niepotrzebnych - ręka wciągająca do domu, czy bezsensownych - dziewczyka pijąca mleko. Często też przedstawiane wydarzenia są delikatnie mówiąc nielogiczne lub przeczą same sobie.
Aktorzy grają średnio, zdjęcia są poprawne i tylko o muzyce Christophera Younga można powiedzieć że jest jakaś. Young ciekawie poprzerabiał, i rozwinął swój bardzo ładny temat muzyczny z pierwszej części, który tym razem jest badziej groźny i mniej swobodny.
O dziwo pomimo tylu błędów i niedociągnięć film ogląda się zaskakująco dobrze, lepiej niż część pierwszą.
5/10