Dla mnie po prostu arcydzieło. Porusza tak wielowarstwowo problem choroby, ale też utraty
bliskiej osoby. Z powodu choroby czy (patrząc nieco szerzej) dowolnego innego.
Zaskoczyła mnie szerokość horyzontów. Film porusza tak wiele ważkich zagadnień w zaledwie 2
godziny. Film tak metaforyczny i tak dosadny zarazem.
I mnie osobiście podoba się konwencja filmu młodzieżowego. Mimo, że sam młodzieżą już nie
jestem to po prostu uważam, że filmy młodzieżowe mają w sobie coś takiego autentycznego, tę
prostotę uczuć.
Tego filmu, choć jest tak głęboki, nie można nazwać przeintelektualizowanym. A to mój częsty
zarzut do twórców tytułów poruszających ambitne tematy.
Moim zdaniem rewelacja.
Zgadzam się :-)
Mimo tego, że film porusza poważną tematykę nie jest ckliwy lecz przepełniony inteligentnym humorem i pięknymi metaforami . Masz rację, że konwencja filmu młodzieżowego jest niezwykła pod pewnymi względami i prawdziwa. Nie oszukujmy się, filmów o raku można znaleźć wiele, ale szczególnie w GNW możemy wczuć się w sytuację bohaterów. Są autentyczni( oczywiście tu duża zasługa aktorów, szczególnie Shailene). Hazel została przedstawiona, jak normalna nastolatka( mam namyśli scenę z czekaniem na telefon od Gusa). To, że ciąga butlę z tlenem nie czyni ją niezwyklą, to charakter nadaje jej to miano. Dzięki temu mogłam się z nią zindentyfikować i lepiej zrozumieć jej problem - wbrew pozorom nie mam namyśli raka. To nie choroba przytłaczała jej życie, lecz świadomość bycia granatem. Obawa przed zranieniem innych nie pozwalała jej otworzyć się na ludzi.
Zdecydowanie film spełnił moje oczekiwania.
Nie wiem czy czytałeś książkę, jeśli nie, to polecam :-)
(lekkie spojlery)
Nie chcę tu zbyt mocno wchodzić w analizę psychologiczną postaci, bo boję się, że cokolwiek bym nie napisał to będzie to stanowić spłycenie sprawy. Ale ja w postaci Hazel, ale też w postaci Gusa wyczułem wiele różnych wątpliwości, nie chodzi tylko o kwestię "granatu", choć tak, chyba jest to największy ciężar. Choć granatem najbardziej jest chyba głównie dla rodziców, w relacji z Gusem powiedziałbym, że to zupełnie inna kategoria. Niesamowity był wątek z tym, że mama kształci się na pracownika społecznego. Dla mnie to taka radość Hazel na zasadzie "zamiast jednego wielkiego smutku pozostanie po mnie na świecie jakaś cząstka, z której wynika dobro". Niesamowita była postać Petera van Houten. Ona przeniosła ten film w zupełnie inny wymiar. W tym filmie było tyle fantastycznych elementów...
Co do książki, czuję ogromną chęć przeczytania, choć... mam już na wakacje listę lektur związanych ze studiami ;-).
Ale może dam radę upchnąć :-).
Zgadzam się i z powyższymi postami - i poruszyłeś ważną kwestię: faktycznie, filmy młodzieżowe w zupełnie inny sposób oddają złożoność prezentowanego problemu. A co jest dużym plusem, nie ograniczają się treścią tylko do wąskiej grupy wiekowej, można w nich odnaleźć uniwersalność :)
Film jest naprawdę solidnie zrobiony, ale to i tak tylko namiastka potencjału Greena i jego powieści, więc radzę z dobrego serca zostawić wszelkie naukowe książki i sięgnąć po coś, co zmienia życie o 180 stopni :)