Filmowy pisarz zupełnie mi tutaj nie pasuje. Ani wyglądem (jakiś taki za mało obleśny), ani
zachowaniem. Czytając książkę, byłam wściekła na faceta za to, jak się zachowuje w stosunku do
chorych dzieci, które specjalnie dla niego przeleciały pół świata. W filmie wydawał mi się mimo
wszystko bardzo sympatyczny i rozumiałam jego podejście, raczej denerwowała mnie Hazel i to, że
w ogóle chciała dostać jakąkolwiek odpowiedź. Czy tylko ja miałam takie odczucia?
Mi tam rola pasowała, może została bardziej wytłumaczona bo on cierpiał jak się dowiadujemy, co również można było przewidzieć po tematyce jego książki. Mnie nawet nie zaskoczył swoim zachowaniem, zaskoczyło mnie ze nie będzie super cukierkowy jak to w "love story" bywa...
Nie mam porównania z książką nawet nie wiedziałam ze na podstawie książki jest film.