Dobra widziałam film..
Sądziłam że to będzie kolejna szkoła uczuć , albo coś w stylu trzy metry nad niebem
bo stawiałam że znajdzie sobie kogoś innego nasza Hazel.. ale cóż pomyliłam się i przyznaje film
mną naprawdę ruszył tyle dramatów które ja już oglądałam..przewijały się tam chyba wszystkie możliwe wątki ..nie byłam zaskoczona gdy oglądając film (bo za książkę się nie zabrałam) załapałam że znów temat choroby nowotworowej .. byłam szczerze zaskoczona że cały film nie starał się rozebrać widza na łopatki już od pierwszych minut filmu i powodować potok łez ..na co się szczerze nie nastawiałam bo mało jest filmów na których płaczę co moim i wyłącznie moim zdaniem jest powodowane zbyt szybkim przejściem do sedna zamiast budować chociaż by minimalne napięcie.. wszędzie jest miłość,zawsze są też kłótnie ,wypadki i inne pierdoły.. ten film mnie urzekł przede wszystkim świetną chemią pomiędzy aktorami ale to mnie nie zdziwiło zwłaszcza że znają się z planu nie zgodnej co ułatwiło im zadanie .. kolejną rzeczą jest poczucie humoru które zostało tu wykorzystane to przez chwile powodowało że odkładałam na bok myśl"rany ktoś z nich zaraz zejdzie i miłość się skończy" a chichrałam się ze scen jak by chociaż ta głupia zwyczajna (dla niektórych ) scena gdy na grupie wsparcia Gus gapi się na Hazel to było słodkie i zabawne .. ale to tylko jedna z wielu scen .. kolejne co mi się podobało.. rany nie było żadnej kłótni na przymus by podkreślić atmosferę z czym spotykam się pierwszy raz ..
No i z filmu myślę że można wyciągnąć kilka wniosków ..że nawet krótkie życie z torem przeszkód może być idealne bo wszystko zależy od nas samych ..
Dla mnie film świetny ..