Nie mówię, że wszystko co ocenia się ogólnie jako arcydzieło, to zło i bezsens. Jest mnóstwo dobrych filmów, które dodatkowo poruszają masy ludzi. Jednak ten według mnie zyskał tak wysoką ocenę jedynie przez nastoletnie towarzystwo, które chodzi do kina raz na parę miesięcy i niewiele rzeczy w życiu widziało.
Dla mnie film był przerysowany, zresztą bardzo niepotrzebnie. Główna bohaterka, rozsądna i rzeczowa osoba, bardzo mi przypadła na początku do gustu. Świetnie przedstawiona, świadoma życia i otaczającego ją świata, mechanizmów którymi ludzie wokół się kierują... Przyjemna, naturalna postać. Niestety, pojawił się niejaki Augustus i swoją pretensjonalnością i dodawaniem do wszystkiego nachalnej symboliki wszystko zrujnował. Wielokrotnie miałam ochotę wyłączyć seans, kiedy tylko on się odzywał. (Potem Hazel działała na mnie w taki sam sposób, kiedy zaczęła przejmować pewne cechy swojego ukochanego.)
Jedyną sensowną postacią ostatecznie okazał się Pisarz, którego i tak zmieszali z błotem.