Do tych co czytali książkę, czy według was w zakończeniu (ostatnie 30min) pomienęli większość
śmiesznych scen, a dali tylko te smutne, bo ja miałam takie wrażenie. Zabrakło mi tej odrobiny
radości, która była w książce.
Było tak i nie wiem, czy wyszło im to na dobre czy film przez to stracił. Chyba i to i to, choć nie umiem dokładniej wytłumaczyć
Mieli mało czasu, więc chcieli umieścić w filmie te najważniejsze według nich fragmenty :)
Takie prawo filmu... Musieli zachować poniekąd konwencję gatunku, w który wpisuje się TIFOS. Ale jak dla mnie, to tylko na korzyść - książka wciąż dopełnia film, nie jest tylko czymś przed nim, zawsze będzie warto po nią sięgnąć, doczytać ominięte fragmenty. Poza tym może i dobrze, że twórcy zadbali o brak nagłych zmian klimatu - wyobraża sobie ktoś, jakby przez ostatnie pół godziny co parę minut aurę smutku przerywały salwy śmiechu i zabawne dialogi? Niektórzy mogliby tego nie przetrzymać :P A tak, smutne zakończenie potęguje uczucie o wyjątkowości relacji Hazel i Gusa :)