Gwiezdny romans, tak można streścić kolejny epizod "Gwiezdnych wojen", którym po wznowieniu serii nie udaje się osiągnąć poziomu pierwszych wypuszczonych odcinków z Fordem. Minusy można mnożyć i mnożyć w tym jest rola Natalie Portman, która jakoś nie pasuje do roli zakochanej szczęśliwie/nieszczęśliwie pani senator. Więcej w filmie romantycznej kiepskiej sielanki niż akcji i powiewu grozy nadchodzącej wojny, nawet moc wydaje sie błaha i nie na miejscu. Pozytywy filmu to Mistrz Yoda, bez trego zielonego stworka film byłby nie do obejrzenia, wysokie tajemnicze postacie tworzące armię dla republiki - ciekawy element, wątek nawet, można by na nim zbudować napięcie i rola Haydena Christensena - chyba jako jedyny wczuł się w rolę i wie o co w "Gwiezdnych wojnach" chodzi.