Nie jest to film dla wszystkich. Nawet nie jest "dla fanów" ani nic. Jakby to określić...
To są już zupełnie INNE gwiezdne wojny, niż częsci 4,5,6. Tamte starsze, prócz stworzonego wielkiego świata, z epicką fabułą, kipiały humorem(dziękujemy Harrisonowi Fordowi ^^ ) a wątek romantyczny znajdował się na dalekim planie.
I to się zmienia w ataku klonów. Czułem się jakby oglądał operę mydlaną osadzoną dawno dawno temu etc. MOżNA to oglądać, jak ktoś oczekuje czegoś takiego, czegoś innego niż częsci 4,5 i 6. Nie mówię ze jest złe, ale jak dla mnie - poniżej oczekiwań. Bo nie tego oczekiwałem po prostu ^^'
Co do aktorstwa to poziom średni. McGregor się troche wybija, ale w tym gronie to nic trudnego dla porzadnego aktora. Po całej trójce głównych aktorów MOżNA się było spodziewać czegoś lepszego, ale znów - poniżej oczekiwań.
Za to mamy efekty specjalne. Dużo. ...za dużo? kto wie. Ale naprawdę dobre.
Podsumowując - jak ktoś lubi wątki romantyczne i efekty specjalne ponad, w sumie, cokolwiek innego, to jest to film dla niego/Niej. Jak ktoś jest fanem lub po prostu zaciekawiony co to, czy warto obejrzeć - go for it. A nuż sie spodoba :) ale nie jest to "must see" pod żadnym względem.
Popieram że wątek miłosny był trochę długi, ale nie umniejsza to filmowi ;) Efektów specjalnych moim zdanie wcale za dużo nie było. Aktorzy: Ewan McGregor zagrał genialnie, reszta też w sumie nieźle. Stara trylogia może i bywała śmieszna, ale ja np. nie przepadam za Hanem-Solo i jego 'żarciki' jakoś specjalnie mnie nie bawiły.
Co do efektów specjalnych to nie mówię ze za duzo, ale słyszałem takie opinie po prostu ^^ za duzo ich było moim zdaniem w nastepnej czesci, ale to juz temat na inną dyskusję ;)
A co do reszty, wątku miłosnego i Hana-Solo - to już tylko kwestia gustu po prostu :D
dlatego też nie odradzam tego filmu, ale i nie zachęcam ;)
Racja, to jest kwestia gustu. Dobrze że są jeszcze ludzie którzy to rozumieją, bo większość od razu rzuciła by się że stara trylogia jest genialna, nie ma co porównywać do nowej a Han-Solo jest super śmieszny :D
Ja tam na brak humoru w Aotc nie narzekam. Ironiczne dialogi między Anakinem i Obi-Wanem potrafią wokół siebie wytworzyć klimat, nie co inny niż podteksty Hana Solo, ale na pewno o wiele lepszy niż wpadki i gafy Jar jar Binksa. W tej części senatora Gunguna jest na szczęście mniej i jest jakby mniej irytujący niż w "Mrocznym Widmie" lub ósmym i dwunastym odcinku animowanego serialu "Wojny Klonów".