Po "Mrocznym Widmie" - lepiej, jeśli chodzi o pomysł na akcję i jej związek z oryginalną sagą (do której porównania ani Widmo, ani Klony w ogóle nie znoszą), lepsze pomysły scenograficzne - Coruscant jak z Blade Runnera, planeta Klonerów - rewelacja. Gorzej - jeśli chodzi o głównych bohaterów. Anakin okropny, Amidala jeszcze gorsza niż w Widmie, wątek romansowy w estetyce harlequina. Dobiła mnie scena ze statkiem uchodźców, na którym ukrywająca się pani senator nic tylko zmienia sukienki na coraz ładniejsze, a dzielny padawan jedi nosi za nią walizki. Nieźle sobie scenarzysta poradził z katastrofą w postaci Jar Jar Binxa, natomiast deusexmachinowe rozwiązanie sceny żywcem wziętej z Gladiatora/Quo Vadis (brakowało tylko gumowych chrześcijan) dość infantylne. No i nie sposób uwierzyć, że z Obi Wana zrobi się już niedługo sir Alec Guiness. Za to coraz mocniej wierzę, że w kosmosie StarWarsów nie istnieje próżnia