Z grubsza można powiedzieć, że Lucasa przytłaczało reżyserowanie Star Wars/ Nowej nadziei, więc w przypadku kolejnej części postanowił odpuścić i poprosił jednego ze swoich dawnych nauczycieli, by go wyręczył, a sam przejął ogólną pieczę nad produkcją i fabułą. Później trochę się z Kershnerem poróżnił, bo ten nie chciał trzymać się za wszelką cenę scenariusza Lucasa, np. pozwolił Fordowi zaimprowizować pożegnalną scenę z Leią (o ile dobrze pamiętam, to miało tam być 'I love you too', a to Ford wymyślił sobie "I know', bo według niego bardziej pasowało to do postaci Hana). Dlatego Kershner nie reżyserował Powrotu Jedi ;)
I dobrze się stało. Lucas nie powinien bawić się w reżyserkę (za scenariusz tylko wtedy gdy ma wenę).
nie zrozumiałeś mnie, uważam że było DUŻO lepsze, wg mnie jest to najlepsza częśc ze wszystkich, właśnie dlatego że NIE reżyserował jej Lucas
Czytałem kiedyś o tym, ale słabo pamiętam. Główny powód był taki, że Lucas pod koniec kręcenia części IV przeszedł załamanie nerwowe, jakąś zapaść czy coś w tym stylu, chyba nawet wylądował w szpitalu. Przekroczony został limit dni zdjęciowych określony w umowie z producentem i Lucas musiał prywatnie się zapożyczać by w ogóle móc skończyć film, do tego był typem chorobliwie nieśmiałego aspołecznika i nie radził sobie z ekipą i aktorami. Dlatego by nie narażać się więcej na takie stresy zrzekł się reżyserii części V na rzecz swojego mentora i nauczyciela ze szkoły filmowej Irvina Kershnera, jednak ten okazał się nadto niezależny co nie spodobało się Lucasowi i do części VI zatrudnił Richarda Marquanda, który de facto był tylko jego wyrobnikiem, koordynował i pilnował planu, robił to czego nie lubił robić Lucas, a w rzeczywistości zza jego pleców reżyserował Lucas.