Skrypt:

Miejsce akcji: Tatooine, jakaś spora jak na to pustkowie osada, mniejsza zdecydowanie niż port lotniczy Mos Esley. Kantyna. Zadymione wnętrze, w okół karczemny kwaśny zapach (wtf - widzowie i tak tego nie poczują :P), grają muzycy z dużymi głowami utwór bardzo podobny do "cantina bar".
Zbliżenie na dwóch ludzi siedzących przy barze.
-Wolałem oryginalną wersję - wzdycha jeden, zaciskając dłonie na siwaku, wypełnionym jakimś gorącym chmielowym naparem.
-Wszystko się zmienia. - odpowiada jego towarzysz.
Do środka w pośpiechu wbiega jakiś humanoidalny obcy.
-Sifo, dhulu ga chidu lababi! - krzyczy w swoim języku.
Mężczyźni spoglądają na siebie, po czym podrywają się z miejsca.
Akcja przenosi się do checzy. Słychać kociokwik małego ludzkiego noworodka. Sifo (bohater z karczmy) podbiega radośnie, próbując wziąć maluszka na ręcę. (W pomieszczeniu jeszcze żonka i jakaś pielęgniarka , mniejsza o nich). Dziecko uspokaja się. Spogląda na ojca i wyciąga delikatnie swoją maluczką rączkę. Niepostrzeżenie dla wszystkich na stoliku obok zaczyna powoli unosić się kubek z wodą. Napisy końcowe i logo myszki miki.