...Serią, którą pokochałem jako kilkuletnie dziecko wpatrujące się w niesamowitejy spektakl nieodmienionej jeszcze wersji "Wojen gwiazd" na czarno-białym kineskopie.
Z którą dorastałem.
Co prawda "Przebudzenie mocy" wkurzyło mnie niebożebnie na sali kinowej, ale to wciąż kompetentny film i jako taki go po trochu szanuję.
"Łotrzyka pierwszego" przyjąłem z letnim uczuciem. Film wypadł w moich oczach raczej blado, ale nie była to tragedia. Nie zabił we mnie ostatniej iskry miłości do "Gwiezdnych wojen".
Jednak **ten film**. Ten film mnie załamał, przygnębił, zranił i opluł. Tak bardzo starał się być antytezą schematów tej serii, że stał się antytezą samej koncepcji, samej idei porywającej przygody w niesamowitym obcym świecie, który wydaje się pełny. Wydaje się wielki i skomplikowany, choć jest określony i prosty.
Jest to świat heroizmu i monomitu. Świat, który miesza różnorskie gatunki filmowe w jedną, spójną całość. Świat, w którym bohaterstwo i indywidualne poświęcenie są nagradzane.
Świat, który ma dużą dozę powagi, prawdziwości i szczerości, a lekkość jest dozowana i elegancka.
Temu światu dwukrotnie wbito nóż w plecy. Drugi cios okazał się śmiertelny.
Po raz pierwszy, gdy George Lukas starał się stworzyć z niego bardziej typowe sci-fi z własną fizyką, polityką, ekonomią i różnorodnością idei (co czyni ten świat dużo mniej prostolinijnym), a poza tym także maszynkę do robienia pieniędzy, która "podobałaby się całej rodzinie".
Tylko, że ten drugi, "poboczny", cel zajął mu całe pole widzenia, przez co ten pierwszy, istotniejszy, został niespełniony choć w połowie. No i Lukas wziął cały ster tylko dla siebie i nie potrafił go utrzymać, bo nie jest ani wybitnym scenarzystą, ani reżyserem. Nie nadaje się na filmowego dyktatora, a taką rolę sobie nadał. Miał jednak ciągle iskierkę miłości do swojego dziecka i jest ona dostrzegalna w prequelach. Filmach, które nie są dobre, ale są niezłym rozwinięciem uniwersum. Dla oryginalnego świata będącego fantasy w kosmosie to jednak zdrada.
Drugi cios zadał Disney. Beztwarzowy moloch, który dał sobie za zadanie zostać hegemonem światowej rozrywki. Korporacja licząca zyski, mająca pracowników i outsourcing. Jej celem jest ekspansja i asymilacja, zbudowanie najprzyjaźniejszego dla siebie ekosystemu. Dlatego plan tego organizmu wygląda tak: przejąć nowe siedlisko, zwabić do niego pokarm znany z zachowania, zeżreć go, a siedlisko przekształcić by zwabić nowy rodzaj pokarmu, bo stary może się po czasie wyczerpać. I tak ad infinitum.
Wabikiem w tej (mało subtelnej) metaforze jest "Przebudzenie mocy", starym pokarmem fani Starej Trylogii, aktem konsumpcji "Ostatni Jedi", a nowym pożywieniem przyszłe pokolenia.
Drapieżnictwo nie obejdzie się bez ataku na ofiarę. W tym przypadku jest to johnsonowskie odwracanie wszystkich oczekiwań fanów. Niszczenie bohaterów ich dzieciństwa, rozciąganie ich tak, że nie przypominają siebie, a wręcz są swoją antytezą. Kpienie z ustalonych praw świata, wciskanie weń stylistyki do niego niepasującej. Wbijanie w usta bohaterów propagandowych sloganów. Karanie ich za akty przedsiębiorczości i męstwa. Ściskanie skali wydarzeń do niewyobrażalnie małych rozmiarów. Wybijanie z głów postaci wszelkiej logiczności.
Jednym słowem - tortury. Męczenie "Gwieznych wojen". Przerabianie ich sprawnego ciała w bezkształtną masę, którą można urabiać w nieskończoność, nie pokazując jednak niczego nowego. Bo oto mamy elementy stworzone niczym potwory Frankensteina, by udawać bohaterów o fabuły naszego dzieciństwa. Luke to pozszywany Yoda, Yoda to niby-Kenobi, Luke został podzielony na Rey i Damerona, przez co pierwsza postać ma tylko połowę osobowości, a druga została zszyta z ochłapem Hana Solo, Hux to Piett bez kszty kompetencjibi godności, Snoke to Imperator zarżnięty w kołysce, Ren jest wciąż tym samym nastoletnim wannabe-Vaderem.
Zwolennicy tego filmu mówią, że jest on czymś nowym. "It broke new grounds!" Nieprawda. To zszywaniec powstały z krojenia "Imperium kontraatakuje", "Powrotu Jedi" i ohromnej dawki cynizmu. Powtarzający te same schematy fabularne by zostawić starus quo w rym samym miejscu, gdzie go zastał, lecz mający za cel zabicie wszystkiego, co zostało ze starej trylogii i wskrzeszenie jej rozkładającego się trupa, by mógł służyć Disneyowi po wsze czasy.
I Rianowi Johnsonowi oraz Kathleen Kennedy się udało. "Gwiezdne wojny" są naprawdę martwe.
Tę nie koherentną tyradę pisałem na telefonie i nie mam na razie możliwości poprawienia błędą. Za wszystkie przepraszam.
(Zresztą i tak tego nikt nie przeczyta; to tylko terapeutyczne usuwanie jadu z organizmu)
Nie ma co podchodzić tak pesymistycznie, ja też wylałem swoje żale na forum i temat zyskał nawet sporą popularność. Ty ująłeś problem od innej strony i myślę, że Twoja argumentacja jest jak najbardziej zrozumiała i dobra pod dyskusję :)
Pisałem odnośnie tego "zresztą i tak nikt tego nie przeczyta" że nie ma co podchodzić pesymistycznie :)
''Jednak **ten film**. Ten film mnie załamał, przygnębił, zranił i opluł.'' - wszyscy poczuliśmy się jak Anakin Skywalker w chwili gdy matka umarła mu na jego rękach.
''Temu światu dwukrotnie wbito nóż w plecy. Drugi cios okazał się śmiertelny.'' - i pomyśleć że jednym z tych którzy trzymał też
nóż za drugim razem był (świadomie lub nie) Mark Hamill. Chciałoby się krzyknąć - ''I ty Brutusie, przeciwko mnie ?!''. Oczywiście można powiedzieć że się pogubił, można powiedzieć że był trybikiem w tej całej machinie. Ale czy można domagać się za ten czyn Oscara ? A niektórzy wręcz się domagają dla mnie za ten film. Wydaje mi się że Sylvester Stallone bardziej zasługiwał (i zasługuje) na niego rok temu, niż Mark Hamill teraz.
'' Jej celem jest ekspansja i asymilacja.'' - mówiąc tak o Disneyu, przypominają mi się zaraz Borgowie ze Stat Treka
''Zresztą i tak tego nikt nie przeczyta'' - trochę więcej wiary przyjacielu ;)
Z tego co mi wiadomo Hamil podpisał kontrakt z Lucasfilm zanim przejął go Disney. Potem wszystko sie spierd$$$%o I tak jestem mu wdzięczny, że w wywiadach nie bał się mówić tego co myśli i ostrzegał fanów. W sumie zrobił im ostrą antyreklamę xD Last Jedi ma o 42% mniejsze przychody w porównaniu do tego co osiągnął TFA po pierwszym tygodniu od premiery.
Podobnie musiał się czuć niejaki Jezus, gdy wszedł do Świątyni Ojca i zobaczył jarmark, cyrk i burdel na kółkach..
Masakra filmowych Star Warsów, dosłownie.
Zgadzam się z większością, film dość przeciętny, a na standardy GW wręcz słaby. Według mnie jest jednak nieznacznie lepszy od Przebudzenia Mocy, bo pierwsza część to po prostu zrzynka z Nowej nadziei , a tutaj pomimo zapożyczeń z Imperium oraz Powrotu, próbowano stworzyć historię w miarę odrębną i nową. Największe babole to:
- latająca księżniczka Disneya (pomyliło się z którąś z bajek?). Do tego to światło, od razu kojarzy się z Supermanem...
- uścisk hologramu Luke-a z siostrą (WTF???)
- jeden x wing robiący co chce z niszczycielem + grupą myśliwców
- Snoke chwalący się całkowitym czytaniem w głowie Kalo i w tym samym momencie zdradzanym przez tegoż ucznia xD
- skąd Rey znalazła się w ogóle w Sokole ?
To nie babol ale spory zarzut względem filmu: miałem wrażenie jakby generał Hux zachowywał się za każdym razem jak gdyby przybłąkał się z planu innego filmu, tj Kosmiczne jaja.