Ślędzę od wczoraj żywą dyskusję o TLJ i szczerze powiem, że jestem załamany. Znowu tyle jadu sączy się od niektórych zawiedzionych widzów. Ja też czuję się po wczorajszym seansie jak na kacu. Ale nie daje upustu złości i smutku na innych widzach, którym film się podobał. Każdy film znajdzie skrajne opinie, tak różne są nasze gusta. Po co więc usilnie komuś tłumaczyć co było złe a co dobre? Nie należę do wielkich krytyków Disneyowskiej trylogii, byłem zachwycony TFA, które rozbudziło nadzieję na więcej, na widowisko które wywoła gęsią skórkę, po dwóch latach niecierpliwego czekania. Dostałem w twarz parodią bez pomysłu. Bo takie wrażenia wyniosłem z sali kinowej. Szanuję pozytywne opinie, jednak martwią mnie tylko z jednego powodu...Jeśli film się przyjmie i znajdzie nowych fanów to Disney nie wyniesie z tej lekcji żadnych wniosków i pójdzie dalej drogą, którą ja iść nie mogę. To był faktycznie Ostatni Jedi, wraz z nim kończy się historia Gwiezdnych Wojen, przynajmniej moja. Pozdrawiam wszystkich gorzko zawiedzionych, nie psujmy sobie krwi, pozwólmy cieszyć się filmem innym :)