Na początku chcę zaznaczyć, że nie uważam TLJ za zły film, wręcz przeciwnie, podobały mi sie szczególnie sceny na Ahch-To. I mogłabym nawet przymknąć oko na tą koszmarną scenę w kasynie rodem z prequeli lub mdłe teksty, ale jest jedna scena, z którą się nie pogodzę. Chodzi mi o to jak Luke „w chwili słabości” próbował zabić Bena.
Już prędzej spodziewałabym się tego po Yodzie lub Kenobim. I w zasadzie tak było, kiedy w Zemście Sithów Yoda stwierdził, że dla Anakina nie ma już ratunku skoro przeszedł na ciemną stronę mocy i Kenobi powinien stawić mu czoła. Z kolei na Mustafar sam Obi Wan mówi, że ze ścieżki Sithów nie można już zawrócić (dokładnie nie pamiętam cytatu, trochę zmyśliłam ale sens jest zachowany), po za tym pierwszy wyciąga miecz (!!).
I tutaj właśnie pojawia się Luke, który stwierdza, że powinien polecieć do ojca i spróbować nawrócić go na jasną stronę (samego Vadera!) w pełni świadomy tego jak niewielkie są szanse i że ewentualna porażka skończy się jego śmiercią. No i wreszcie konfrontacja, gdzie Luke ostro wkurza się kiedy Vader wspomina o jego siostrze, następnie wyzwala gniew i atakuje ojca. Wykorzystuje wtedy techniki ciemnej strony ale po tym jak pokonuje Vadera nie poddaje się jej, wyrzuca miecz świetlny, wybierając smierć. Odwrotnie było z Anakinem, kiedy po tym jak zabił Windu stwierdził, że już nie ma odwrotu.
Tak więc jak można chociaż przez chwilę chcieć zabić syna swojego przyjaciela, ponieważ wyczuło się w nim ciągoty do ciemnej strony mocy, kiedy ma się na koncie nawrócenie samego Dartha Vadera i samemu korzystając z technik ciemnej strony nie przechodząc przy tym na stronę Sithów?
Bardzo mi się to nie klei i tym film troche przeczy sam w sobie, bo co trochę jest wspomina równowaga i wzajemne przenikanie się jasnej i ciemnej strony mocy. Luke mógł zawieść Bena w jakiś mniej banalny sposób. Ta scena naprawdę mnie zawiodła.