Jestem bardzo, ale to bardzo zawiedziony tym filmem. Fabuła w porównaniu do nawet średniej VII części - stoi w miejscu. Siedząc na sal miałem wrażenie deja vu, jakbym już widział połowę tych scen. Tak gdzieś w IV, V, VI części? Jakby pół filmu było rebootem całej starej trylogii. W filmie ze cztery raza pada legendarne już ''rebel scum'', pojawia się na moment nawet Yoda i wiadomość R2-D2 z IV części. Nawiązań jest tak dużo, że w pewnym momencie zaczyna to drażnić.
Film jest niesamowicie długi - 2,5 godziny - z czego ostatnie pół godziny trąca przedłużaniem na siłę. Ostatnia bitwa (oczywiście zerżnięta ze sceny ataku na Hoth w V części) jest kompletnie bez sensu i niczego nie wnosi do fabuły. Moment, chwila - tutaj NIC nie wnosi NICZEGO do fabuły. Walk, mieczy świetlnych, szturmowców - tego wszystkiego było mało. Było za to dużo gadaniny, opowieści i bardzo nudnego pościgu za Rebeliantami. Tak, jak w V części odchodzi mistrz Yoda, tak i tu odchodzi - no kto? No oczywiście, że Luke! Fabuła prosta jak drut i niesamowicie przewidywalna. Nawet to, że włamywacz zdradzi było oczywiste i wyglądało, jak reboot V części.
Tyle, że ów bezimienny włamywacz to słaby cień Boby Fetta. :/
Bohaterowie to jakiś żart. Bardzo nieśmieszny. Finn, typowy bezosobowy osiłek ''HEY GONNA HALPH U'', Skywalker - Obi-Wan 2.0, Rey - zas*ana ZŁOMIARKA, LUMP, nazywana ''zbieraczko czenści'' - która ot tak, bach z powietrza robi się zajebistym Jedi, zdolnym do stawienia czoła rycerzowi Ren. Bo tak. O jakiejś kur*a azjatyckiej kluchożerczyni nie wspominam. Ta w ogóle nagradza nas wzruszającą historyjką o tym, jak faszyści... przepraszam, First Order ograbił jej biedne tereny górnicze, a brzuchaci kapitaliści sprzedawali broń. No niemal usłyszałem grającą w tle Międzynarodówkę. Czy naprawdę konieczne są takie sceny? Grzegorz Braun miał rację, mówiąc, że Rebelia to komuniści, lumpenproletariat.
Po drugiej stronie wcale nie jest lepiej. Kapitan Phasma, chyba najbardziej nahype'owana postać First Order, okazała się być miękką fają. W walce z Finnem już nawet legendarny szturmowiec TR-8R/FN-2199 radził sobie lepiej - i nie musiał kraść niczyich tekstów. Bo twórcy, będąc pod wrażeniem popularności ww szturmowca w usta Phasmy też wsadzili sakramentalne: TRAITOR!
Kylo Ren jest tylko niezdarnym cieniem Vadera, strasznie cipkowatym. Tak samo, jak Vader w VI części zabija Palpatine'a, tak Ren zabija tutaj Snoke'a (ten też jest tylko marną podróbą Palpatine'a). Tyle, że Vader nawet po latach jest synonimem szwarccharakteru, czego dowodzi epickość jego sceny w Rogue One. A Kylo Ren... jest nijaki. Ot, potłukł maskę, popłacze sobie, popodrywa Rey, okaże się być dupkiem. No słabość.
Jedyna postać, która w miarę pokazuje pazur po stronie Porządku - to Hux, niestety, sprowadzony wyłącznie do roli popychadła Rena.
Ogółem - bardzo się zawiodłem.