Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Star Wars: The Last Jedi
2017
6,8 153 tys. ocen
6,8 10 1 153351
6,9 66 krytyków
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Skrajne oceny "Ostatniego Jedi" są wyrazem konfliktu, który od kilku już dekad trawi kino zachodnie, a który zmierza chyba do ostatecznego rozstrzygnięcia. Film to jeszcze dziedzina sztuki czy już tylko rozrywka? Liczy się idea czy widowisko?

"Ostatni Jedi" daje jasną odpowiedź i nie pozostawia żadnych złudzeń. Kino to nie miejsce, w którym się myśli (tracąc ciężko wypracowaną nadwyżkę energetyczną na na ten niepotrzebny akt); kino to miejsce, w którym się odpoczywa, odpręża. Widz chce wyjść z kina z poczuciem, że został porządnie zabawiony. Płaci, żąda.

Minęły czasy, kiedy te pozornie sprzeczne dziedziny - filozofię i rozrywkę - można było z powodzeniem godzić. Chlubnym przykładem takiej równowagi był cykl "Star Wars" w częściach I - VI.

Lucas stworzył opowieść, której główną osią była historia Anakina. Bohater pełnił rolę pewnego archetypu, który w przystępny sposób (w formie space opery) ukazywał drzemiący w każdym człowieku konflikt między jasną a ciemną stroną; między dobrymi a złymi skłonnościami, które niezwykle ciężko utrzymać w równowadze. Wokół tego prostego motywu zbudował całe uniwersum, którego historia z części I - VI była luźno inspirowana historią cywilizacji zachodniej. Pewne powtarzające się schematy miały lepiej unaocznić odbiorcy KONIECZNOŚĆ skonfrontowania własnej osobowości ze swoim cieniem: Jedi vs Sith, Anakin vs Matka, Anakin vs Padme, Obi-Wan vs Vader, Luke vs Vader, Anakin vs Imperator, wreszcie Rebelia vs Imperium. Gdzieś z boku inny wielki konflikt, tj. syn a ojciec - dobrze ukazany na Dagobah, gdzie Luke zdaje się rozumieć, że pod maską Vadera jest on sam; widz też to rozumie, choćby nieświadomie. "Gwiezdne Wojny" to w rzeczywistości jedna ponadczasowa wojna, którą człowiek nosi w sobie.

Wszystko podane było w przystępnej formie, nierzadko infantylnej, ale nigdy nieprzysłaniającej myśli przewodniej, która pełniła nadrzędną funkcję względem Uniwersum SW - uniwersum jest tu rozumiane tylko jako plastyczna materia służąca ukazywaniu pewnych wyższych IDEI.

"Ostatni Jedi" i jej poprzednik to obrazy pozbawione tej myśli. Można Lucasowi zarzucić nieumiejętne operowanie materią - tj. wszystkie mankamenty fabuły i wady uniwersum (które rozrodziło się w tzw. Expanded Universe), ale nie można odmówić mu pewnej filozofii, którą jako reżyser chciał zaprezentować widzowi. Podkreślić trzeba, że przy całym ogromie EU, które z czasem, co naturalne, zaczęło żyć własnym życiem, nigdy nie utracono myśli przewodniej, archetypowego Skywalker'a.

Utrata ta dokonywała się już w "Przebudzeniu Mocy" i jest konsekwentnie kontynuuowana w "Ostatnim Jedi".

Pod względem widowiska "Ostratni Jedni" nie jest filmem złym. Ma wszystko czego oczekuje tzw. wymagający współczesny widz - stąd te skrajnie dobre oceny. Są zwroty akcji, widowiskowe efekty specjalne, jest humor, patos, kicz, humor i trochę humoru (przecież tego nigdy za wiele!). Wszystko to miały też części I - VI, w zbliżonych proporcjach, czasem na wyższym a czasem na niższym poziomie (niech nie umykają nam wady epizodów I - VI !). Rzecz w tym, że one miały to czego brakuje epizodom VII - VIII - miały ideę, miały ukrytą głębię.

Celem disneyowskich "Gwiezdnych Wojen" jest dostarczenie widzowi rozrywki. Sprawdzone schematy - wypróbowane w kinie komiksowym - są tu podawane pod marką "Star Wars". To że świat "Gwiezdnych Wojen" stał się korporacyjną franczyzą jest oczywiste. Filmy mają zarabiać. Przy czym media społecznościowe oddają tu producentom niesamowitą przysługę - darmową (a wiemy jak w korporacyjnym świecie pożądane są tanie rozwiązania) opinię publiczną, która na zasadzie recenzji, tweetów, postów, itd. wpływa na dostarczany sobie produkt. Niejeden "zwrot akcji" w fabule Ostatniego Jedi był tylko odpowiedzią na nastroje większości fanów (maska Kylo Rena, zmiana frontów miłosnych, itd.).

Wyższe idee w nowych "Gwiezdnych Wojnach" są sztucznie markowane - tak naprawdę to podane na tacy współczesne trendy w światopoglądzie społecznym. Przy czym zwrot ku tzw. kobiecości jest - tak w rzeczywistości jak i w nowych SW - komiczny. Okazuje się, że siła kobiet to tak naprawdę siła mężczyzn razy 10 (razy 100 jeśli trafnie zinterpretować połączoną siłę kobiet Lei i Rey z końcówki filmu). Wszystko tu ma być x 10, "Wszystko na pełnej pompie i przypale!" - to myśl przewodnia nowych SW. Gwiazda śmierci x 10, Moc adeptów Jedi/Sith (Rey/Kylo) x 10, moc mistrzów x 10, akcja x 10 i razy dziesięć, oczywiście, humor.

Wad jest całe mnóstwo. Potencjał "Gwiezdnych Wojen" nie dość, że zmarnowany to jeszcze marnowany jest cały intelektualny dorobek poprzednich części. Właśnie ten brak szacunku dla poprzednich części (a przede wszystkim nielubianych części I - III, od których nowe części ostentacyjnie się odcinają, a jednocześnie nie są od nich lepsze, co znamienne) to dowód na to, że Disney i pani producent lepiej by zrobili, gdyby zdecydowali się na otwarty i niezakamuflowany remake Star Wars. To byłoby uczciwsze wobec zadeklarowanych fanów, którzy w tak dużej liczbie - co nie może dziwić - oceniają film skrajnie negatywnie.


ocenił(a) film na 9
gashalk2

Remake spotkałby się z jeszcze gorszym przyjęciem.
A jeśli chodzi o odcinanie się od prequeli? Pomiędzy tym filmem a prequelami minęło prawie 50 lat. Czego oczekujesz? Powrotu na stare planety? W tej części mamy same nowości. I zauważ że parę odniesień było. Luke mówi że to Jedi pozwolili by Sidious doszedł do władzy. W R1 mieliśmy masę odwołań, np Turbo Tank klonów w jednej z pierwszych scen.
A jeśli chodzi o brak przesłania? Cóż moim zdaniem kontynuowany jest tu ten sam wątek co zawsze. Walka dobra ze złem. I skoro nie chcemy się powtarzać to nie powinniśmy mieć pretensji o brak archetupu ojciec-syn. Zostaje on zastąpiony motywem dziedzictwa. Linia Skywalkerów, jest niczym niebieska krew. Każde kolejne pokolenie ma ogromny wpływ na to co dzieje się w galaktyce. Luke boi się że jego siostrzeniec powieli grzechy dziadka. Mało tego samemu nie decyduje się na spłodzenie dziedzica, ani na wyszkolenie następcy obawiając się tej ogromniej siły niszczącej harmonię w galaktyce.
I widzę u Ciebie gloryfikowanie prequeli. Mówisz by je szanować lecz nie zapominać o wadach. Lecz oceniając nową trylogię popełniasz błąd wręcz odwrotny. Widzisz to co dobre na pierwszy rzut oka, podkreślasz też wady które widzisz, zapominając o ukrytych plusach i przesłaniach. Zamykasz się samemu na to wszystko.
Wyraźne połączenie Kylo oraz Rey przez Moc daje niesamowite możliwości. Już teraz ich wspólne sceny były jednymi z najlepszych w filmie. Tak wyraźne postawienie tych bohaterów po obu stronach Mocy może zaowocować czymś wybuchowym.

A i dodam jeszcze tylko, że JJ Abrams zapowiedział że część IX zepnie wszystkie Trylogie w całość. Także możesz się spodziewać powrotu do wydarzeń z Prequeli jak i jeszcze więcej nawiązań do poprzedniej trylogii.

użytkownik usunięty
gashalk2

Co wy ludzie macie w głowach? Idźcie zjeść Snicke... to znaczy obejrzeć wszystkie analizy Star Warsów od Mr. Plinketta i przestańcie gwiazdorzyć.