Czy są osoby które z biegiem czasu mimo iż po pierwszym seansie TLJ się podobał to z biegiem czasu traci w waszych oczach?
Pytam osoby którym na początku ten film się podobał!
Ja po drugim obejrzeniu podwyższyłam z 8 na 9, bo podobał mi się jeszcze bardziej niż za pierwszym oglądaniem - doceniłam zdjęcia, pracę kamery, scenografię, malownicze plenery, montaż - takie detale które przy pierwszym oglądaniu jednak gdzieś są poboczne, bo człowiek koncentruje się na akcji i bohaterach.
Poza tym wątek Luke-Ben/Kylo-Rey uważam za ciekawy i za drugim razem (jak już się wie jak potoczy się ta historia) można wyłapać pewne zachowania, reakcje, które umykają przy pierwszym oglądaniu. Uważam, że duża w tym zasługa aktorów, bo te role są po prostu świetnie zagrane, szczególnie przez Marka Hamilla i Adama Drivera, bo jednak Daisy Ridley miała do odegrania nie tak trudną rolę, jak obaj panowie.
Natomiast mogę założyć, że przy kolejnych oglądaniach wątek rebelii może nużyć, jak wie się już co będzie dalej. Ale tak jest chyba z każdym filmem akcji, dlatego w "Ostatnim Jedi" wątek psychologiczny na pewno nie traci, a cała reszta jak to w innych "akcyjniakach".
UuU. Tutaj jestem :P Ja swego czasu dałem 7 czy 6/10. Na świeżo "Last Jedi" ma swoje przebłyski, które trochę odciągnęły moją uwagę od tego jak słaby nawet sam w sobie jest to film. Po wyjściu z kina miałem wrażenie, że jest lepiej niż w przypadku TFA. Z czasem przeanalizowałem sobie co tam się odpie*dala i...ta mielizna zwyczajnie nie mam sensu. TFA przynajmniej miało jakiś szacunek do poprzednich części i z lepszym lub gorszym powodzeniem próbowały udawać Gwiezdne Wojny.
Dzięki za rozwinięcie wypowiedzi ;p
Ja również na początku dałem 8, potem 7,5 bo jednak logika w fabule i scenariuszu nie pozwoliła mi z czystym sumieniem wystawić 8 więc dałem 7,5. Potem jak sobie włączyłem powtórkę w domowym zaciszu i film już nie był taki jak w kinie, męczył głównie właśnie przez kiepskie sceny typu latająca Leia, spadające bomby w kosmosie... Kylo bez koszulki... film niby starał się być oryginalny niż TFA ale na siłę... dano wiele scen, które niszczą to co w tym filmie jest dobre np. scena Yoda i Luke... ale zaraz musiało się trafić mnóstwo kiepskich scen, nie mówiąc o zniszczonej końcówce kiedy Rose się poświęca i jeszcze ta jej kwestia... scenariusz tego filmu leży i kwiczy, nigdy nie myślałem że docenię jeszcze bardziej Atak Klonów moja ulubiona część z prequeli Star Wars... jasne, że dialogi są momentami drętwe ale ten film ma magię, klimat. A TLJ nawet tego brak... nie potrafi w ogóle wywołać żadnych uczuć podczas oglądania, no może miernoty ;p
Ja jakoś stosunkowo niedawno w ogóle się zorientowałem, że na prequele jest taki hejt. Nie mam zamiaru ich jakoś specjalnie bronić bo nie uważam żeby to były jakieś wybitne dzieła. Niemniej jednak mają w sobie tą iskrę. Kiedy je oglądam czuję, że TO SĄ GWIEZDNE WOJNY. Niestety przy nowej trylogii to uczucie wyparowuje. Po obejrzeniu TFA byłem dość rozczarowany. Ta historia mnie kompletnie nie porwała. Wszystko jakieś takie nijakie bez polotu. Człowiek ogląda to to i odnosi wrażenie robienia czegoś na siłę. Zaakceptowałem jednak teorie w stylu "Disney chciał zrobić bezpieczny film, badają grunt, blabla". Dlatego od Last Jedi wymagałem zdecydowanie więcej (tym bardziej, że Rouge One okazał się całkiem udany) Niestety. Jednym z głównych problemów nowych star wars jest marnowanie potencjału. Zamysł jest spoko ale wykonanie nierzadko przebija dno.
Oglądając film za pierwszym razem z początku miałem naprawdę przeczucie że będzie dobrze. Statki First order wyskakujące z nadprzestrzeni na tle nieba. Najpierw trzęsienie ziemi potem napięcie rośnie dobrze to znamy i lubimy. Potem jednak dostaje człowiek w twarz tymi gównianymi żartami. Ogląda słynne bombowce w kosmosie. I nieudolnie nakręconą scenę poświęcenia siostry Rose (zero emocji, totalnie...o nie. detonator stoi na krawędzi. czy uda jej się go strącić? czy złapie go dosłownie w ostatniej chwili?). A potem jest już tylko gorzej. Dosłownie na palcach jednej ręki mogę wyliczyć naprawdę udane wątki. Np...Snoke. W TFA nie wierzyłem jak ktoś przyklepał ten tandetny koncept na postać. Człowiek z marszu na hasło Mroczny Lord wymyśla coś takiego. Bez pazura, bez polotu. Stereotypowy zły gość. Wielki Imperator siedzi na tronie i knuje. Kolejny Palpatine. Sami twórcy gdzieś przyznali, że robili go na kolanie. W TLJ byłem naprawdę zaskoczony jak im się go udało naprawić. Dodali sporo niuansów (mimika, gesty, jest mniej ponury niż w TFA) które ubogaciły charakter tej postaci. Złota szata z cekinami była jak dla mnie strzałem w dziesiątkę bo podkreślała jego wysokie ego. Scena, w której rozmawia z Kylo jest chyba najlepszą w filmie. Niestety w dalszej części filmu zostaje to kompletnie położone. Dochodzi do momentu kulminacyjnego i masz wrażenie że w końcu po ubiciu mistrza i przejęciu władzy przejdzie jakąś przemianę ale mentalnie cofają go do TFA. I to jest dramat.
Odnośnie Luke'a. Koncept przedstawiający złamanego człowieka z początku wydawał mi się spoko (powtórka z Yodą w Imperium Kontratakuje, mistrz nie chcesz szkolić, potem jednak trochę szkoli w międzyczasie uczeń mimo ostrzeżeń włazi do czarnej dziury przesiąkniętej ciemna stroną... ale ok). Niestety potem wyłazi, że mieli dany pomysł na postać ale nie potrafili wytłumaczyć w jaki sposób doszło do takiej przemiany. Wiec dostajemy scenę jak Luke zakrada się w nocy niczym psychopata z mieczem do swojego siostrzeńca i widząc kiełkujące w nim zło postanawia go zaciukać bezbronnego we śnie. I wy kochani twórcy chcecie mi wmówić ze to jest ta postać którą znamy z Powrotu Jedi? Wiesz czym mi zalatuje takie rozumowanie Luke'a?
-->https://i.imgur.com/32HXzxw.jpg Wiec Kylo zamiast ogarnąć co tu się odje*ało postanawia wyrżnąć wszystkich znajomych z akademii i przyłączyć się do Snoke'a. Luke nawet nie stara się czegoś wyjaśnić, naprawić ..no bo w filmie mówi że było mu wstyd czy coś. To jest LAZY WRITING.
Walka z pretorianami na początku mnie zachwyciła i estetycznie wciąż uważam, że wygląda przecudnie jednak kiepska choreografia wyłazi po obejrzeniu walki z 50 razy :)
I autentycznie szkoda ludzi którzy wymyślają takie gówniane pomysły w stylu Lei w kosmosie. To chyba przekracza moje pojmowanie rzeczywistości. Wyobrażam sobie jak ktoś mi rzuca pomysłem, że Leia przeżywa wybuch, warunki panujące w przestrzeni kosmicznej i na dodatek korzystając z mocy wraca na statek (a głupi Palpatine zleciał do dziury i h*j.) Gdybym miał możliwość zwolniłbym gościa z miejsca. Podobnie w przypadku gdyby ktoś rzucił mi pomysłem na nową moc w universum. "-Ej szefie Nie mamy pomysłu żeby ciągnąć wątek Kylo i Rey bo są w kompletnie różnych miejscach więc wymyśliliśmy nową super moc. Można stworzyć swoją iluzję i przenieść ja w dowolne miejsce. Ale żeby w następnych filmach nie musieć użerać się z tym motywem to zrobimy tak, że korzystanie z tej mocy zabija...". WTF? Mamy Dartha Plagieiusa który mocą wracał życie. I nagle dostajemy coś takiego. Przy czym Snoke ma się dobrze tworząc iluzje Kylo i Rey, natomiast Luke ginie. Bezsens.
Dobra bo się trochę rozpisałem a zobacz ilu rzeczy nie wymieniłem :D Generalnie po wyjściu z kina film wydawał się spoko mimo iż daleko mi było do zachwytów, tak drugi seans w domu już bolał :/
Ocenę "TLJ" zmieniłabym nieznacznie z 8 na 7, a obejrzałam już 3 razy. Ale co ciekawe ja na przykład po "TLJ" łaskawszym okiem spojrzałam na "TFA", które po wyjściu z kina w grudniu 2015 oceniłabym max na 4/10 - wkurzyła mnie ta chamska zrzynka z "ANH" i w zasadzie w tamtym epizodzie tylko śmierć Hana Solo mnie zaskoczyła. Pozostałe wątki od początku do końca banalne, postaci słabo prowadzone (z nikim jakoś się nie identyfikowałam, wszystkim wszystko się udawało i w ogóle super bajeczka dla całej rodziny, blee). "TLJ" ma swoje wady, ale moim zdaniem jest lepszy niż "TFA" które jak dla mnie było tylko zwykłym popcornowym akcyjniakiem. Można się czepiać latającej Lei (scena słaba i nie do obronienia), wątku kasyna (piękny wizualnie, ale mało wnoszący do fabuły) czy nudnego jak flaki z olejem wątku ucieczki Ruchu Oporu przed Najwyższym Porządkiem (taki trochę Tom i Jerry w kosmosie), no ale za to dostaliśmy wiele fajnych scen i nawiązań do PT i OT - cameo Yody, hologram z błagającą o pomoc Leią wyświetlony Luke'owi przez R2, spotkanie po latach Luke'a i Lei, zabicie Snoke'a, pojedynek z Pretorianami w wykonaniu Kylo Rena i Rey no i cała sekwencja bitwy na Crait bardzo mi się podobała, miała moim zdaniem o wiele fajniejszy klimat niż atak Najwyższego Porządku na Takodanę czy rozwalanie Starkiller Base przez X-wingi Ruchu Oporu. Osobiście wolę czasem spowolnienie akcji na rzecz choćby rozwinięcia bohaterów i dla mnie "TLJ" był przyjemnym zaskoczeniem.
Bezpośrednio po seansie dałem 7, choć wiele rzeczy mnie zniechęcało. Najbardziej męczyła mnie kwestia bezsensowności całego uniwersum w obliczu możliwości robienia samobójczych ataków za pomocą hipernapędu (wcześniej było to niemożliwe, bo blokowane przez trudne do obejścia autozabezpieczenia komputera przed zderzeniem, konieczność obsługi dużych statków przez sporą załogę, systemy blokujące skok innych statków w pobliżu danego statku itd.) Tak mnie męczyła bezsensowność tego ataku kamikaze (całe uniwersum leży, bo nie ma sensu prowadzić kosmicznych bitew, skoro wystarczy podoczepiać hipernapędy do asteroid i tak się nawzajem bombardować), że stwierdziłem po pół roku, że bojkotuję całe dalsze Gwiezdne Wojny i obniżyłem ocenę do 1. A potem się okazało, że nie jestem sam, Han Solo przez bojkot fanów nie zarobi na siebie i ogólnie jest szansa na zakończenie serii - wolę to od tak bezsensownego i powolnego jej zarzynania.