Tak to jest z Gwiezdnymi Wojnami. O ile pierwsze trzy części były znakomite, o ile nowa trylogia wyszła z wysokiego pułapu by później upaść w otchłań bezsensu i nudnych dialogów o tyle kontynuacje wypuszczane przez stajnie disneya robią więcej szumu niż są warte.
Muszę przy tym powiedzieć, że pomimo masakrycznego zrzynania z nowej nadziei wiązałem nadzieję z kontynuacjami. Pierwsza część, przebudzenie mocy miała swoje plusy. Była w pewien sposób zrozumiała. Pojawiło się mnóstwo powieleń ale przy próbie restartu marki musiało do tego dojść.
Tymczasem Ostatni Jedi zawiódł na bardzo wielu frontach. Zbyt wielu jak się zdaje. Wszystko natomiast przez zalewającą ekran falę feminazizmu. Spoglądając na ekran widzimy że wszystkie kobiety to silne, zdecydowane i zdeterminowane feministki pragnące pokazać mężczyznom, że one mają rację nawet gdy jej nie mają. A w tym filmie nie mają jej nagminnie. Niemniej twórcy mimo wszystko predestynowali je do odniesienia sukcesu bo .. tak. Jest to irytujące gdyż o ile znamy motywacje i działania męskich bohaterów i rozumiemy je gdyż mają logiczne podstawy to dowodzące wszystkim kobiety nie zdradzają się ze swymi zamiarami, nie wiemy o nich nic poza może tym, że podejmują emocjonalne decyzje bazujące jedynie na demonstrowaniu kto ma władzę. Co więcej fabuła ma mnóstwo dziur i w sumie niezbyt potrzebnych, przeciąganych scenek. Oraz mamy naszą deus ex machina - Rey która potrafi wszytko, jest niepokonana i w sumie to nie wiadomo po co poleciała uczyć się u Lucke-a Skywalkera skoro widać dość wyraźnie, że wiedzę o wszystkim wyssała najwyraźniej z piasków pustyni bo mamy nie miała. Jej postać nie ewoluuje bo w sumie nie do końca ma gdzie. Jest to taki Gwiezdno Wojnowy Chuck Norris w spódnicy, rozwalający wszystkich bez problemu. Zdecydowanie lepiej sprawa ma się z rozwojem innych postaci ale o tym za chwilę. Muzyka jest świetna, efekty nie zawodzą i akcja jest dość wartka. Za to muszę przyznać punkty. Niemniej nie jest to dość by ocalić film. niestety bowiem fabuła wiele rujnuje.
(SPOILERY) Film zaczynamy od ataku bombowców ruchu oporu na pancernik, czyli nowe cacuszko Nowego porządku. No i tu zaczynam mieć wątpliwości czy to właściwy film włączyłem. Pierwsze sceny bowiem to nie Gwiezde Wojny ale slapstikowa komedyjka. Poe robi sobie jajca z dowódcy Nowego porządku po czym w sumie samojeden rozwala obronę pancernika i wystawia go na atak bombowców. Nadlatują dosłownie cztery i wysadzają pancernik wraz z jego wielgaśnym działem. Podczas misji bombowce zostają co prawda zniszczone ale zwycięstwo i tak należy do ruchu oporu gdyż za cenę zaledwie trzech 2-3 osobowych bombowców wyeliminował on superbroń wroga której obsada liczyła zapewne 4000-6000 ludzi. Jest to sukces i strategiczny i taktyczny przy czym ujawnia się rażąca niekompetencja głównodowodzącego Nowym Porządkiem, generała- jak mu tam. Za karę najwyższy wódz Snoke wyciera nim podłogę na mostku jego gwiezdnego niszczyciela którego Poe też nie wysadził bo jego myśliwiec został uszkodzony i leciał spowrotem na prowizorce. Niestety dalej pojawiają się przygniatające niejasności. Poe mimo tego, że odniósł sukces nie dostaje medalu. Lea najwyraźniej by pokazać że jest kobietą i ma władzę degraduje go znajdując byle jaki argument, że w ataku poniósł straty ! Co za idiotka. Mamy widać do czynienia z tego typu szefową która pokazuje swoją dominację tylko po to by ją pokazywać i jest w stanie poświęcać genialnych pracowników tylko dlatego, że akurat ma ochotę kogoś ukarać. Ruch oporu wycofuje się ale okazuje się, że Najwyższy porządek śledzi go w nad świetlnej dzięki swym nowym czujnikom. Resztki jego floty, liczącej z cztery statki wyskakują zaraz za ruchem oporu i nie robią nic poza bezsensownym gadaniem. Najwyraźniej nadal mamy do czynienia ze śmiechu wartymi "zuymi" bardziej zagrażającymi samym sobie niż komuś innemu. Potem Kylo Ren otrzymawszy słuszną burę od Snoke-a za przegranie walki z kosmicznym kloszardem postanawia wreszcie coś zrobić. Bierze dwóch pilotów ze sobą wsiada do myśliwca i dewastuje pociskami krążownik ruchu oporu. Jeden z jego skrzydłowych kończy dzieło wysadzając mostek okrętu flagowego. Generał jak mu tam widząc, że nadpobudliwy Kylo coś zrobił dobrze, też się budzi i każe ostrzelać statek ruchu oporu. Pozbawieni dowództwa opozycjoniści po odzyskaniu najwyraźniej niewrażliwej na próżnię Lei (która jedynie traci przytomność) rzucają się do bezwładnej ucieczki. Dowodzenie nad wszystkim przejmuje purpuro-włosa przybłęda szczycąca się tym, że gdzieś tam, kiedyś kogoś pokonała więc ma się za nie wiadomo jakiego stratega. Ma szczęście gdyż jest kobieta więc otrzymuje od twórców niesławny plotholl armor dzięki któremu nie może ponieść porażki. Purpuro włosa ma też nastawienie równie bezwzględne co jej poprzedniczka i zamiast wyjaśnić swój plan załodze plecie banały i pyszni się swoją nową funkcją. Ruch oporu ucieka i traci kolejne statki a purpuro włosa ma to gdzieś, co przypłaca słusznym buntem prowadzonym przez Poe-a. Gdy już widz myśli, że wreszcie pozbędzie się z ekranu tego irytującego zadufanego w sobie babsztyla budzi się Leya i tłumi bunt. Poe zostaje potraktowany protekcjonalnie przez obie baby które (co niedziwne) okazują się przyjaciółeczkami (mamy więc i nepotyzm co wszystko wyjaśnia) po czym ładują na nieuzbrojone, nieopancerzone transportery załogę i uciekają na pobliską planetę. Jednak jak się okazuje Snoke, jedyna w miarę rozsądna postać orientuje się w planach ruchu oporu i nakazuje odstrzał wystawionych opozycjonistów. Wtedy jednak wszystko się zmienia bo Kylo okazuje się nie być 100% nadpobudliwym kretynem i zabija swego mistrza by samemu przejąć dowodzenie. Tymczasem purpuro-włosa wiedźma wreszcie zdycha prowadząc samobójczy atak przy użyciu skoku do nad świetlnej co dewastuje resztki floty Najwyższego porządku. Oczywiście logicznym jest zapytać dlaczego nie zrobiła tego za pomocą innego statku kiedy miała jeszcze mini flotę, czyli przed pościgiem ale widać strata jednego pilota w samobójczym rajdzie jest dla przywódców ruchu oporu akceptowalna jedynie w sytuacji kiedy ruch oporu już prawie nie istnieje bo został wybity przez głupie decyzje zadufanych w sobie kretynek. Całość filmu kończy się ucieczką garstki niedobitków opozycjonistów przed prawie nieistniejącym Najwyższym porządkiem. (Koniec Spoilera)
I tak mniej więcej prezentuje się Ostatni Jedi. Film nie ma wiele sensu choć jest na swój sposób zabawny i odpowiada na pytanie co by było jeśli na czele imperium stałby bufon i nastolatek a na czele rebelii dwie rządne władzy dla samej tylko władzy idiotki.
Czy warto obejrzeć. Myślę, że tak. Niemniej film to popłuczyny po Gwiezdnych Wojnach, nie wartościowa część serii.