W TFA rola Adama Drivera odrobinę zawiodła moje oczekiwania. Spodziewałam się silnego antagonisty, a dostałam pozornie szkoloną militarnie postać, która jednak przegrywa pojedynek z dziewczyną, co nigdy nie walczyła mieczem. Ren wydawał się marnym żołnierzem z definitywnymi "daddy issues".
W ósmej części pokazał się kompletnie z innej strony, powiedziałabym, że z wrażliwszej. Wciąż jest po złej stronie mocy, jednakże zaczął dostrzegać lepsze możliwości na przyszłość. Stwierdził, że ma dosyć dłuższego bycia marionetką Snoke'a w jego chorym planie. To on stał się kowalem własnego losu, autorem swojej spuścizny.
Podoba Ci się wątek Reylo czy też nie, trzeba przyznać, iż to głównie Rey popchnęła go do podjęcia takich zaskakujących decyzji. Poruszyła go prostym zwracaniem się do niego po imieniu - ,,Ben Solo" - zamiast po przydomku danym przez tyrana. Sądzę, że ewentualne sprzymierzenie się w następnych częściach dwóch sił mocy ma ambicję na stanie się kanonicznym w sadze. Ponadto jestem w stanie zaryzykować stwierdzeniem, iż scena dotknięcia się ich rąk jest najbardziej zmysłową i intymną spośród wszystkich dotyczących relacji damsko-męskich w całych Star Wars'ach (a takich jest bardzo mało). Kto by pomyślał, że zwykłe dotknięcie rąk tak potrafi wpłynąć na niektórych widzów.
Dość subiektywnego wywodzenia się na ich temat. Uważam, że każdy powinien dostrzec chemię pomiędzy tymi postaciami. Chylę czoła aktorom.