Nie myślałem, że aż tak się zawiodę. NA ten film czekałem z wypiekami na twarzy, jak dzieciak, pobudzany zachętami recenzentów (polskich i zagranicznych), wyobrażając sobie, że czeka mnie najlepszy spektakl wszechczasów. Nie mogłem przeżyć gorszego zawodu. Nie chcę niczego odbierać specom od efektów specjalnych, scenografii, kostiumow itd. Powiem tyle: scenariusz tego filmu mógłby napisać pierwszy lepszy, nastoletni fan uniwersum. Nic nie trzyma się kupy. Kolejne wydarzenia sprawiają wrażenie napisanych na kolanie, a w dodatku połączone są nic nie wnoszącymi scenami, które ani nie rozładowują napięcia ani niczego nie wyjaśniają ani nie budują atmosfery. Co miał w tym filmie do roboty Poe Dameron, oprócz miotania się z miejsca na miejsca i zmieniania zdania? O co chodziło z księzniczką Leią, której i tak w ,,żywej odsłonie" nie zobaczymy już nigdy (bo Carrie Fisher zmarła)? Była idealna scena do zakończenia wątku tej postaci, ale nie!! Trzeba było wrócić ją do żywych! Nie zginął nikt ważny, nie ujrzały światła żadne powazne tajemnice, nic się nie wyjasniło w związku z przeszłością Kylo Rena, czego do tej pory byśmy nie wiedzieli ( a to co sie wyjasniło i tak nie szokuje), wszyscy miotają się między kolejnymi scenami, jakby sami nie znali scneariusza, ogólnie ogromny, OGROMNY chaos, jeden wielki zawód, fabuła instniejąca tylko po to, by dać pretekst do pokazania kolejnych wygibasów speców od CGI. Nie potrafiłbym wyytłumaczyć komuś obecmu, o co chodziło w fabule najnowszych gwiezdnych wojen, bo zwyczajnie sam nie wiem.