Pominę oczywistość typu : "Fabuła i gagi pisane przez Jar Jar Binksa na kolanie".
Ja się pytam gdzie w tym filmie jest MUZYKA?
Coś, co stanowiło o sile SW( starej i nowej trylogii) , co już w TFA nie urwało mi tyłka.
Po wyjściu z kinowej sali, poza wielką grudą w żołądkeu nawet nie było co pod nosem zanucić...
A najgorsze jest to że mimo wszystko podczas oglądania TFA czułem się znowu jak młody, zajarany dzieciuch, a teraz po TLJ jestem jak stary, marudny dziad.