Świat Gwiezdnych Wojen to jak dla mnie fantastyczna robota jaką wykonali projektanci pojazdów, swiatów, kostiumów, broni i wszelkiej maści żelastwa, która pojawiała się przez kolejne epizody.
Niestety ta robota skończyła się na ROTJ.
Niech mi ktoś wymieni ze dwa-trzy zajebiste statki/pojazdy/droidy z nowej trylogii, których plakat powiesiłby sobie na ścianie jako dziecko. Ja nie jestem w stanie wymienić żadnego. Nic. Zero kreatywności, a jedynie nieudane próby kopiowania tego co zrobił Lucas, czyli pokolorowanie TIE Fightera, spłaszczenie silników w X-Wingu albo zbudowanie większego AT-Ata z kolanami wyginającymi się do tyłu. Może ten mysliwiec Rena jeszcze jakos ujdzie ale reszta popłuczyny starej trylogii.
Jesteśmy kilkadziesiąt lat później, a najbardziej kozacko i tak wciąż wyglądają imperialne Star Destroyery, myśliwce TIE, X-wingi, speeder bike na Endorze, AT-ATy, AT-ST no i oczywiście sami szturmowcy. To wszystko wyglądało zajebiście, budziło podziw, grozę, kupowało się modele do sklejania, rysowało się na lekcjach w zeszytach.
Świat Johnsona i Abramsa jest nudny i miałki. Wszystko wygląda jakby było zaprojektowane nie przez wojskowych a przez Steve'a Jobsa. Ja wiem, że technika przez te 30 lat nie zmieniła się aż tak bardzo, ale przecież można było dodac coś nowego i świeżego. W poprzednich trylogiach jakoś ludziom wystarczało kreatywności. I niewiele są w stanie zmienić takie wyjątki jak np te ski speedery na planecie Crait.
Szkoda
Dokładnie! Prequele też serwowały mnóstwo znakomitych statków: Jedi Interceptory, Venatory. Niektóre były nawet lepsze, niż te z OT. I te lśniące, chromowane statki w Mrocznym Widmie. To prawda, najnowsza trylogia zrzyna projekty i koloruje statki na inne kolory.
O właśnie - prequele. Przez wielu tak krytykowane, ale w moich oczach to jest kawał dobrej roboty. Przed wszystkim jest to jednak historia trzymająca się kupy, spójna i z morałem.
A jeśli chodzi o pojazdy - masz rację: tu projektanci musieli zmierzyć się z dodatkowym poważny, problemem: zaprojektować technologię, która będzie wyglądała na starszą niż ta przedstawiona w klasycznej trylogii. Coś, z czego potem wyewoluują X-Wingi i TIE Fightery. I zdecydowanie im się udało.
Zajebisty ETA-2 Anakina i Kenobiego, pomysłowa "stacja dokująca", dzięki której można było wykonać skok w nadprzestrzeń, kozacko wyglądające ARC-170, którymi pomykały klony, dystyngowany statek Padme, droidy B1, B2 i Droideka i masa innego sprzętu. To wszystko było mega pomysłowe, każde z tych urządzeń miało jakieś cechy szczególne i charakterystyki, było czymś nowatorskim.
Wszystko to dlatego, że ostateczne słowo co do kreowania nowego sprzętu miał zawsze Lucas. On ten świat stworzył i on najlepiej wiedział jak powinien wyglądać, dlatego ma to wszystko sens.
Z prequelów zawsze lubiłem Jedi starfightery Eta-2, które zresztą odgrywają kluczową role w scenie otwierającej Zemstę
Sithów. Poza tym LAATy, które stały się niemal symbolem Wojen Klonów. Właśnie, pomysłowości nie można odmówić w prequelach.
''Niech mi ktoś wymieni ze dwa-trzy zajebiste statki/pojazdy/droidy z nowej trylogi''
Gdybym był dzieckiem Disneya to odpowiedziałbym ci że np. BB-8, ale jego plakatu to nawet nie powiesiłbym sobie w toalecie. A
jeśli już poruszyłeś kwestie technikali i próby kopiowania tego co już zrobiono za George'a Lucasa to przytoczę przykład myśliwca
A-wing. W klasycznej trylogii rebelianci wykorzystują model RZ-1 a ruch oporu w nowej trylogii wykorzystuje RZ-2. Wizualnie poza
kolorystką różnią się nieznacznie. To samo dotyczy TIE Fightera, o którym wspomniałeś czy X-Winga. Natomiast ciesze się bardzo,
że jesteś jednym z tych którzy cenią sobie wysoko ROTJ. To nakomity film, zamknięcie sagi Skywalkerów i ten oscylujący nam finał
między z jednej strony trójką postaci (Darth Vader, Imperator, Luke Skywalker) a ostateczną bitwą o Endor między Rebeliantami
a Impeium. Choć Disney przypomnę zmienił to i twierdzi że ostateczną bitwą była ta o Jakku, tak jak teraz zmienił sens i znaczenie
poświęcenia Anakina Skywalkera w tym filmie. Wracają do ROTJ i bitwy o Endor, ''It's a Trap!'' czy ''Fighters coming in.'' gdy widzisz
na ekranie tą chmarę TIE Fighterów i TIE Interceptor atakujących flotę Rebelii. Nawet niszczyciel gwiezdny klasy super Egzekutor
miał tu swoje 5 minut. A jest gigantyczny i majestatyczny okręt któremu nie potrzeba wcale wielkich dział jak w nowym filmie aby
budzić podziw i strach.
100% racji.
Faktycznie BB-8 to jest coś nowego - nowatorski sposób poruszania się, ciekawa konstrukcja umożliwiająca wjechanie tam, gdzie starsze R2 nie potrafiłyby ze względu na swoje nieergonomiczne "podwozie":)
Co do ROTJ - pomimo, że ten film ma tyle lat to takiego ładunku emocjonalnego nie ma chyba żaden epizod (choć uważam, że Zemsta Sithów też trzyma poziom). Do dzisiaj ogromne wrażenie robi na mnie walka Luke'a i Vadera z tą smutną muzyką w tle podkreślającą tragizm sytuacji. Plus zaciekłość Luke'a kiedy w niemalże furii pokonuje Lorda Sithów. Nie jest to walka tak ubogacona technicznie jak choćby te z prequeli i brak jej fajerwerków akrobatycznych, ale jej klimat jest nie do pobicia.
Do tych cytatów, które słusznie przytoczyłeś ja bym jeszcze dodał "here comes nothing..." i cały rajd Lando wewnątrz Gwiazdy Śmierci.
R2D2 w prequelach miał silniki odrzutowe, mógł latać. A BB-8 powstał z tych samych powodów dla których
postały Porgi czy w najnowszym filmie robocik ''suszarka''. Wincyj, wincyj, pieniążków z dzieci .Dokładnie, ten
tragizm sytuacji. Vader nie jako prowokuje Luke'a do otwartej walki i wyjścia z ukrycia wykorzystując temat jego
siostry. A w tle toczy się walka w kosmosie i na lesistym Endor która nie przebiega wcale po myśli Rebeliantów.
Ta furia Luke'a, zakończona powaleniem Vadera, to jest dosłownie otarcie się o ciemną stronę mocy. Kulminacja
ładunku emocjonalnego, którego w najnowszym filmie, jak i w całej nowej trylogii nie doświadczyłem ani razu