''Gwiezdne wrota'' to jeden z tych filmów science fiction lat 90-tych., który przeszedł już na zawsze
do historii kina i pozyskał całą rzeszę wielbicieli. Jego twórca Roland Emmericha, reżyser
produktów nafaszerowanych różnego rodzaju fajerwerkami, typowych blockbusterów, ową
produkcją, przetarł sobie szlak do Fabryki Snów. Ja jednak nie popadłem w uwielbienie
odnosząc się do ''Stargate'', a tym bardziej nie przypadł mi do gustu ojciec tego projektu i to o
czym napiszę dalej, z pewnością będzie płachtą na sympatyków ''GW''.
W 94 roku, gdy efekty już potrafiły wzbudzić zachwyt widza, Niemiec z metryki, zrobił malutki krok
w kierunku ich doskonalenia, zawieszając innym twórcom nieco wyżej poprzeczkę. Szkoda tylko,
że nie zadbał on o pozostałe elementy składające się na całość w tym jakże efektownym obrazie.
Wszystko poza nimi, zostało zepchnięte na dalszy plan, a sam scenariusz, wręcz w nieznaną
galaktykę. Aż dziw bierze, że ''Gwiezdne wrota'', były natchnieniem dla kolejnych osób, które
postanowiły zaprezentować ''to'' w swoich filmach, grach video i serialach. No, ale gdy kura znosi
złote jaja...
Niecodzienny pomysł z przeniesieniem grupy ludzi w inny wymiar (dziś jest to normą w sf),
paradoksalnie stał się największą zmorą tego filmu. To co miało być istotą opowieści, jest
przede wszystkim wielkim absurdem, bają, bzdurą, czymś, nad czym nawet nie ma co za bardzo
się rozczulać, czy rozmyślać. Usprawiedliwiając tenże gatunek, w którym można o wiele więcej
niż w każdym innym, panowie od scenariusza nie tyle przesadzili ze swoją fantazją, co
potraktowali nią widza w sposób nachalnie infantylny.
Pomijając sam punkt wyjściowy movie, każdy element, który ma ze sobą współgrać, tworzy utarty
schemat kina akcji. To co nowe, staje się kuriozalne, natomiast to co stare, znamy już niemalże
na pamięć z wcześniejszych produkcji.
''GW'' to dopiero początki przygód z kinem Emmericha, ale każde jego następne ''dziecko''
powiela znaczącą część poprzednich dzieł. Zmieniają się tylko tematy jakie pan reżyser i
scenarzysta porusza, no i oczywiście plejada aktorów.
Tym razem mamy nierozumianego naukowca, zepchniętego na boczny tor kariery, oraz dowódcę
oddziału ''po przejściach'', będącego w życiowym dołku. Obu panom dano niespodziewanie
szansę, jednak szansa ta, może okazać się biletem w jedną stronę, bez możliwości powrotu na
swoją ojczystą Ziemię. Ponownie ''wyrzutki'' stają się bohaterami ludzkości. OMG, aż mnie mdli.
Do tego dochodzi zniewolone ''obce'' społeczeństwo, oraz bezduszny On podający się za
wszechwładcę, w istocie samego Boga Ra. I jeszcze ten wątek miłosny.
Mógłbym to strawić na swój sposób mimo wtórności, gdyby nie fakt, że każda z tych postaci
nakreślona jest koszmarnie grubą krechą. Przychodzi taki moment, że zaczyna to wręcz nużyć.
Gwoździem w trumnie tego schematu i absurdalnej fabuły, jest oprawa muzyczna, tak
patetyczna, choć jak na taki rodzaj kina niby oczywista, że aż nie do zniesienia.
Cały obraz staje się taki jakiś nijaki, a widz, który nawet od science fiction oczekuje trochę więcej,
nie jest chociażby przez sekundę potraktowany poważnie.
Jedynie co może się podobać, to rzecz jasna efekty, ale tego akurat można było się spodziewać.
''Gwiezdne wrota'' może i są całkiem udaną rozrywką przez duże R, ale są także infantylną
wydmuszką. Po raz kolejny forma przerosła treść.
Gdy już przebrnąłem przez 3/4 filmu i byłem skory dać nieco wyższą ocenę, następuje tandetny
finał, który stawia przysłowiową kropkę nad i.
I pomyśleć, że dwadzieścia lat temu byłem na tym w kinie, lecz z tego co pamiętam, już wtedy nie
byłem zbytnio zachwycony. No cóż, daję 4/10 i liczę się z krytyką i kubłem zimnej wody ze strony
fanów. Nie każdemu musi podobać się przecież to samo.
przesyt treści nad formą, infantylizm, patos, historia miłosna, "wyprawa do innego wymiaru", a nie tak czasem do innej Galaktyki, widać, że majaczysz?
O dżizusie, Tobie się podobał, zachłysnąłeś się nim i ok. Ja to akceptuję i rozumiem. Ty jak widać odmienne zdanie już nie.
Trudno pojąć, że nie dla wszystkich jest jednakowo dobry? Chyba nie mam do czynienia z dzieciakiem siedzącym po drugiej strony klawiatury, któremu zabrało się zabawkę? Czy nadal majaczę?
Raze, dokladnie tak. Nie jest lateo powiedziec o kazdym filmie w sposob obiektywny. Gdyby to chodzilo "Kac Wawe" to moglbym powiedziec: "ludzie trzymajcie sie od tego shitu z daleka", ale nie jesli chodzi o ten film. Absolutnie nie!
nie zgodzę się z Tobą. Oczywiście każdy ma prawo do swojej oceny ale jeśli dajesz 4/10 takiemu klasykowi to nie musisz już pisać ; "ludzie trzymajcie sie od tego shitu z daleka" bo to zdanie jest w ocenie która jest delikatnie krzywdząca. Pozdrawiam
widzę, że dla wielu osób ten film rzeczywiście ma spore znaczenie, no mi się nie podobał i uważam, że jest "jednym z wielu".
Jednak ok - jestem w stanie zrozumieć, że są rożne gusta.
Dziwi mnie zatem takie oburzenie wobec odmiennej subiektywnej oceny. Nigdzie nikomu nie napisałem, żeby trzymać się od ''Gwiezdnych wrót'' z daleka. No, ale zapomniałem, że u Nas nie można mieć odmiennego zdania.
no własnie mam odmienne zdanie od Twojego.
Mi GW nie podobały się. Kiedyś gdy byłam w 8 klasie kumpel nagrał mi to z canal+, z wypiekami na twarzy włączałam kasetę i..... i nie ruszyło mnie, juz wtedy ten film wydał mi się i mało ciekawy i jakiś taki naciągany.
Pamiętam że chyba najbardziej wkurzało mnie, że 2 wyrzutków ziemskich nagle zyskuje taka sławe i posłuch wśród tych tubylców z innej planety, wkurzało mnie że oni chyba wszyscy nagle po angielsku zaczęli się porozumiewać, no to generalnie denerwuje mnie przy okazji każdej produkcji albo o zamierzchłych czasach,albo o podróżach w odległe zakatki...np 10000BC tez miał taki głupkowaty motyw z mową.
Dobra, no w kazdym razie ja nie dostrzegłam tu niczego odkrywczego.
To prawda, że najlepsze jest zawsze własne zdanie :)
Nawet nie oglądałaś i ferujesz opinie.
1. Prymitywni tubylcy z Abydos wzięli początkowo przybyszy z Ziemi za bogów, wysłanników Ra. Potem po prostu ich podziwiali, bo niby czemu nie?
2. Nikt z obcych nie porozumiewał się w języku angielskim. Nauczyli ich tylko kilku słów.
oglądałam kilkanaście lat temu,
napisałam, że nawet wtedy (mimo oczekiwania na film z wypiekami na twarzy) nie zrobił na mnie wrażenia.
Mogłam pomylić watki bo tak jak napisałam - film widziałam bardzo dawno temu.
orzeszkurka, zapomniałam, że przecież zgodziłam się z Tobą na początku:)
kurczaki, myślałam że odpowiadam komus innemu - oczywiście podzielam Twoje zdanie inie, nie uważam,żebyś w którymkolwiek fragmencie swojej wypowiedzi uraził kogoś czy wyraził sie w agresywny sposób.
Kazdy ma swoje zdanie i tyle, trzeba szanować zdanie innych ale nie trzeba się z nim zgadzać. Myslę, że u nas a zwłaszcza na forach filmwebu ta zasada nie obowiązuje
orzeszkurka, zapomniałam, że przecież zgodziłam się z Tobą na początku:)
kurczaki, myślałam że odpowiadam komus innemu - oczywiście podzielam Twoje zdanie inie, nie uważam,żebyś w którymkolwiek fragmencie swojej wypowiedzi uraził kogoś czy wyraził sie w agresywny sposób.
Kazdy ma swoje zdanie i tyle, trzeba szanować zdanie innych ale nie trzeba się z nim zgadzać. Myslę, że u nas a zwłaszcza na forach filmwebu ta zasada nie obowiązuje
Znakomity film Emmericha, jedyny, który tak naprawdę mu wyszedł, na podstawie którego powstał też całkiem niezły serial. Fabuła jest w porządku i opiera się na założeniach podróży międzygwiezdnych o których - tylko teoretycznie, bo jeszcze to nie jest praktycznie możliwe - mówią współcześni astronomowie.
A tak przy okazji: film stał się inspiracją dla kilku serii Might and Magic. Wystarczy przypomnieć piramidę na pustyni w Mandate of Heaven i jej Strażników, którzy toćka w toćkę wyglądają jak ci ze SG i nawet używają identycznej broni :)
To co teraz Emmerich odj... swoim nowym filmem, to Himalaje idiotyzmu, ale dzięki temu, i jedna z lepszych komedii ostatniego czasu :D
Gwiezdne Wrota też szału nie robią. Zamiast ciekawych rozważań o innych cywilizacjach rozsianych po kosmosie, w duchu Odysei kosmicznej czy choćby Kontaktu - dyskusji na Ziemi o innych światach przez naukowców, ich celów, kultury, pojmowania przez nich samych całego wszechświata, celu ich własnego istnienia, własnej ewolucji - durna, stereotypowa bajka w duchu Danikena i komiksów typu Ekspedycja.
Nieco cieplej patrzę na Stargate. W swej klasie i tak wyprzedza mocno konkurencję ( jakieś badziewne Mumie i Tomb Raidery oraz inne filmy na podstawie gier i Piraty z Karaibów ) i obok Dnia niepodległości to na pewno najlepszy film jaki ten gościu nakręcił. Cóż, mimo wszystko czuć tu powagę prawdziwego s-f i to mu dodaje klasy.
"Niecodzienny pomysł z przeniesieniem grupy ludzi w inny wymiar (dziś jest to normą w sf),
paradoksalnie stał się największą zmorą tego filmu. To co miało być istotą opowieści, jest
przede wszystkim wielkim absurdem, bają, bzdurą, czymś, nad czym nawet nie ma co za bardzo
się rozczulać, czy rozmyślać."
Tak, to jest największy problem ze Stargate. Jednak po pierwsze to u Kubricka pierwszy raz się to pojawiło ( to Bowman był pierwszym wessanym tylko nigdzie się nie przeniósł a został gdzieś zawieszony pomiędzy światami ), po drugie korzystała z tego pomysłu przed Stargate też gra Doom, która wzięła to z filmu Martwe zło a i Duke korzystał z portali na małe odległości.
Po trzecie u Emmericha to tylko pretekst by pokazać sztampową fabułę czyli to co piszesz a w 2001 sekwencja Stargate to była kolejna filozoficzna rozkmina - może w naszej rzeczywistości jest ukryta rzeczywistość będąca bramą do przenosin w różne punkty? Może Wszechświat to ciasto które można dowolnie zaginać? Może ten portal jest prawdziwszym światem niż ten w którym żyjemy? Może my dążymy do tego by tam zacząć istnieć a kosmos wokół jest sztuczny, zwłaszcza, że wieczny nie będzie?
Tu jest problem nie tylko z Gwiezdnymi Wrotami lecz i z Half Lifem, które robi to samo. Portal jest po to byśmy dostali dość konwencjonalny horror a nie rozkminia samej idei rzeczywistości podprzestrzennej, która jest jakby swoim własnym światem.