Trudno oglądając "Gwiezdny Pył" pozbyć się wrażenia, że gdzieś już się coś podobnego widziało... I tak właśnie jest, bo już podobne motywy były w "Narzeczonej Księcia". Zaznaczam - nie było to to samo, ale ja mam subiektywne wrażenie, iż Gaiman zapatrzył się w tę opowieść tworząc swoje dziełko. "Gwiezdny Pył" doprawiany większą dozą efektów i efekciarstwa pozostaje wg mnie w cieniu swojego poprzednika. Głębia opowieści, humor, nawet sam wątek miłosny, jest po stronie "Narzeczonej Księcia" znacznie ciekawszy i sprawniej opowiedziany.
Tych, którym podobał się "Gwiezdny Pył", zachęcam zatem - zerknijcie na ten już zakurzony, a jednak wciąż ciekawy film. Nie spodziewajcie sie raczej magii a'la Harry Potter, której w dziele spółki Matthew Vaughn/Jane Goldman/Neil Gaiman pełno, i która tylko zapełnia pustkę emocjonalną i scenariuszową, ale Magii opowieści, prawdziwej baśni rozgrywającej się w bardziej kameralny sposób, a jednak o wiele bardziej porywającej!
POLECAM!