Jak lubię to podkreślać i podkreślę jeszcze raz - uważam się za fana fantasy od 5 klasy szkoły podstawowej kiedy to przeczytałem pewną powieść gatunku. ("Władca pierścieni"...:) Obraz ten oceniałem właśnie pod kątem i przez pryzmat fantastyki.
Do obejrzenia "Stardust" skłoniła mnie lektura autorstwa Neila Gaimana pod tym samym tytułem, na której to podstawach powstał wspomniany film. Muszę przyznać, iż sceptycznie podchodzę do takich adaptacji, szczególnie jeśli produkowane są w Hollywood (o ironio posiadają najlepsze środki). Na szczęście nie zawiodłem się. Nie jest to co prawda jakieś dzieło, czy film wybitny ale jak już wspomniałem oglądając go nie szło mi o artyzm lecz o mój umiłowany gatunek. Reżyser i scenarzyści wywiązali się z zadania bardzo dobrze. Co prawda są widoczne odchylenia od powieści (w tym brak jednego z moich ulubionych bohaterów!) lecz można to twórcom wybaczyć, gdyż nakręcili 100% baśń. Tak! Film ten posiada wszystkie cechy baśni przez duże 'b'. (aczkolwiek dzieciom małym nie polecałbym ;) Nie będą zadowoleni fani fantasy liczący na epickie dzieło niczym "Władca pierścieni" ani też sympatacy sieczki i rąbanki. Tzw twardzielom nie polecam, ale jeśli macie jeszcze coś z dzieciństwa i drzemie w Was ukryty mały chłopiec/dziewczynka to śmiało do kina!
Jeśli chodzi o gwiazdy (te z fabryki snów) to szczególnym aspektem jest gościnna rola moim zdaniem giganta pana Roberta De Niro, który nadaje dodatkowego smaczku tej produkcji. (scena w której tańczy - o losie! - o mało nie spadłem z krzesła dosłownie!). Michelle Pfeiffer też zagrała swoje, niezła z niej wiedźma...:)
Dla mnie film bardzo dobry; zawdzięczamy to wyobraźni autora książki; w zasadzie tak powinno być zawsze jeśli przenosi się na ekran znakomite powieści. No to teraz czekam na "Nigdziebądź", podobno biorą się i za to. Jak wyjdzie? Czas pokaże.