Nie znam powieści Neila G ale słyszałem gdzieś że gość pisze takie nieco zakręcone fantasy. Tymczasem film rozpoczyna się niczym bajka dla bardzo małych dzieci, coś tam o miasteczku ogrodzonym murem coś o "innym świecie" coś o młodzieńcu próbującym się przedostać przez jedyną wyrwę (jakby nie można było przeleźć gdzieś indziej) i przez co nieco zdziadziałego strażnika. Nudy straszne, ale później raptownie zmienia się ton opowieści z niewinnej bajeczki robi się baśń w niemal pythonowskim wydaniu. Czarny humor (duchy i ich komentarze) właśnie rodem z Monty Pythona - gagi i luz na każdym kroku do tego piękne plenery i efekty specjalne przystające do filmu 21 wieku. Znakomita obsada, okazuje się że nieco już zapomniane gwiazdy dalej potrafią błysnąć formą. Michelle Pfeifer (wciąż przepiękna - w niektórych ujęciach oczywiście :P) jest wręcz wyborną wiedźmą, Robert de Niro zaś po całej serii słabych filmideł i porażek gra najlepszy epizod od lat, jego kapitan Szekspir zwala z nóg ;) Do tego mniej znani aktorzy (niektórych kojarzę z filmów Guya Ritchie) w epizodach i robi się mieszanka wybuchowa. Jedynie para głównych bohaterów nieco drętwa, ale to takie role niestety. Na film, jak mówię, patrzy się z prawdziwą przyjemnością, jest to coś na wzór niezapomnianej Narzeczonej księcia pomieszanej z Jabberwocky. Bajka (baśń) ale nad wyraz udana...
Ktoś tam próbuje porównywać Gwiezdny pył do LOTRA, doprawdy nie mam pojęcia jaki może być sens i podstawa takiego porównania. Nawet nie próbuje zgadywać. Niektórzy to są dziwni...