No, lecz to wciąż jest Ingmar, wielki myśliciel i psycholog, tutaj jednak nie rozwinął w pełni swojego talentu. Wojenne tło jest chyba zbyt kameralne, Bergman był mistrzem w rozgrzebywaniu cierpień jednostek nadwrażliwych, a tutaj jednak dominuje wątek tułaczki dwojga niedopasowanych bohaterów. Świetni oczywiście aktorzy, nadworne trio szwedzkiego geniusza w osobach Ullman, von Sydowa i posępnego Bjornstranda. Film jest dobry, stanowi ciekawostkę w swoim gatunku jak i filmografii autora, ale na kolana nie powala.
dla mnie tez
lepszy od siodmej pieczeci
przynjmniej dla mnie
forma i tres bardziej dopasowane
i mniej teatralne
Słabszy, słabszy. A myślę, że wpakowano w niego spore pieniądze.
Ale że tło zbyt kameralne? To charakterystyczne dla Bergmana, że historia dzieje się między bardzo ograniczoną ilością bohaterów, nawet wojnę tak pokazał.
Liv świetna, Max też, ale najlepsze i tak były zdjęcia genialnego Nykvista, dzięki niemu ten film nadal wygląda jakby go nakręcono wczoraj. No i to światło!
Niestety, trudno widzowi zaangażować się jakoś w tę historię, już nawet tworzyłam teorie czego metaforą może być wojna itp., ale chyba faktycznie chodziło o wojnę i kilka ocieni hańby człowieka.
Właśnie obejrzałem wywiad z Liv Ullmann - co zaskakujące stwierdziła, że film ten powstał w czasie, kiedy Bergman nie był modny, więc mieli bardzo mały budżet. Powiedziała wręcz, że balansowali na krawędzi. To chyba za sprawą pana Nykvista film sprawia wrażenie, że musiał niemało kosztować.