Lubię Nicholsona za jego odniesienia do lat 80-tych, za dobre gore, bezkompromisowość i pokręcony klimat. Ale tym razem przegiął pałę. Fabuła może i ma intrygujący zarys, ale szybko okazuje się, że samej historii w tym prawie wcale nie ma. Ot. dzieciak mutant (płód wyskrobany wieszakiem) i jego papa vs banda degeneratów. Trochę lekkiego porno, dużo debilnego, żenującego humoru, obleśnych zwyrodnień i szczypta gore, które wyjątkowo wrażenia nie robi. Odradzam.