... to zasadniczo można tylko obstawiać ile wytrzymasz na tym filmie. 5, może 10 minut. Jak cały film to zapewne tylko dla partnera. Krótko mówiąc - chyba najgorszy pomysł na randkę w kinie.
Jeżeli jesteś facetem, lubisz gry komputerowe, Bruce'a Willisa i szlachtowanie maczetą w rytm muzyki - będziesz wniebowzięty. Fabuła - bogowie, czy to ważne? Oczywiście fabuła nawet jest sensowna, są zwroty akcji, tajemnice, nie wiadomo kto wróg a kto przyjaciel, ale kto by na to zwracał uwagę. Potęga tego filmu to powiew świeżości na ekranie. Coś nowego na równi z REC, Sin City, Raid i Blair Witch Project. To bardziej połączenie Szklanej Pułapki z grą komputerową. Film jest do bólu prosty: budzisz się jak Jason Bourne, nie wiesz kim jesteś, dostajesz piękną asystentkę, pistolet do ręki i tylko zmieniasz magazynki.
Czego tu nie ma! Pistolety, karabiny, shotguny, miniguny, granaty, miotacze ognia, bazooki i ładunki C4. Śmigłowce? Są! Wybuchające ciężarówki? Są! Czołgi? Są! Wolisz tradycyjne walki na pięści? Nie zabraknie. Biała broń? Noże, miecze - ile tylko zapragniesz. A każdy z przeciwników ginie w coraz finezyjny sposób, albo zostaje rozmazany (dosłownie) na ścianie, albo ginie od granatu rzuconego (jakby inaczej) do skrzyni z innymi granatami. No, chyba że jesteś bossem, to masz przywilej śmierci od wyjęcia rozrusznika serca. Główny bohater niczym Terminator sieje zniszczenie, a jak już praktycznie nie żyje to wymienia sobie bateryjkę, szprycuje adrenaliną i zmienia kolejny magazynek. Gdyby ktoś się pokusił o policzenie, to w całym filmie pewnie pada jeden trup na sekundę, jak nie lepiej. Licząc oczywiście napisy końcowe i 20 minut reklam przed seansem. Nie wspominałem, że niektórzy giną wielokrotnie?
Największy problem to chyba określenie gatunku. Mamy i sensację, i horror, i romans, i film wojenny, western, sf, komedię, sport - o musicalu nie wspominając. A i fani Gwiezdnych Wojen znajdą coś dla siebie. Film gdzie z laboratorium trafiasz w macki rosyjskiej mafii, by po chwili kloszard szczypcami usuwa ci chip by po 10 sekundach spłonąć (przedtem daje ci też telefon), po dalszej chwili podpinasz się pod coś co wygląda jak połączenie bomby i odtwarzacza DVD a moment później prujesz z działka do ścigających motocyklistów. W przerwie demolujesz budynek w towarzystwie pułkownika z II wojny światowej, pokonujesz czołg mając w ręku tylko nóż - ha, co by tu jeszcze wymyśleć - może hippisów, snajperów, skoki bez spadochronu, parkour i moce nadprzyrodzone plus armię klonów? Tak, będzie wszystko. A jak coś sobie jeszcze wymyślisz - to też będzie. Taaak, gołe baby też.
Rewelacyjny humor, żarty sytuacyjne, suchary i rewelacyjna ścieżka dźwiękowa. Muzyka Queen już nigdy nie będzie taka sama. Oglądanie grozi epilepsją, oczopląsem i chorobą lokomocyjną.
Mówiąc najprościej - Hardcore Henry to całkowite i absolutne przeciwieństwo Mody na sukces. Pokochasz albo znienawidzisz.
Hej, jestem dziewczyną i bawiłam się rewelacyjnie ;) z resztą się zgadzam. najlepsza scena dla mnie - pościg za samochodami Akana i ładowanie z działka :D
A ja mam dylemat ze wskazaniem tych najlepszych :-) Wydaje mi się, że cały film utrzymuje równy poziom. Karabin Gatlinga na staroświeckim motorze, eksterminacja załóg samochodów niczym w Desperados, , walka snajperów która mi osobiście przypominała jedną z misji w grze Unreal, czołg w lesie - oj, można wymieniać i wymieniać. James Bond z pewnością może wpaść w kompleksy :-)
No i dialogi, gdzie końcowe "posłuchaj głosu swojego serca" to niczym wisienka na torcie.
Najlepsze są akcja w starym budynku, i kasowanie gości w rytm "Don't stop me now"
Jestem kobietą, a uwielbiam gry komputerowe, Bruce'a Willisa, Jasona Stathama i krew tryskającą w rytm muzyki. Ponadto uwielbiam Monty Pythona, którego duch unosi się nad całym filmem.
I jestem Hardcore Henry'm zachwycona :)
Doktorze Zmechu, czy coś ze mną nie tak? :)
Jak to kiedyś skomentował mój kolega: "Ale fajna dziewczyna! Ładna, mądra, zgrabna, ale wiecie co najlepsze? Czyta "Młodego Technika!"" :-)
A z tzw "momentów" to najlepsza była scena z wycieraczką :-)
Znam z autopsji, kiedyś znajomy oświadczył mi się na wieść, że kocham Baldur's Gate :)
Wycieraczka cudowna. Myślę, że to taki nasz środkowoeuropejski motyw. To u nas pracowicie wyciera się buty, a goście zdejmują obuwie po wejściu do domu. Na zachodzie tego nie znają, więc pewnie tym bardziej ich to rozśmieszy. I nie wiem, co było moim ulubionym motywem, śmiałam się prawie cały czas. Chyba większość scen z Sharlto Copleyem. jego każde alter ego było genialne, najbardziej mnie rozwalił generał z brytyjskim akcentem. Rozbawiła mnie tez rozwałka w tym "Don't Stop Me Now" Queen.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą docenią głównie gracze. Cała (szczątkowa zresztą) fabuła jest idealnym odwzorowaniem rozgrywki w grze fps. Kolejne rozwałki rozdzielają cut-scenki, gdzie bohater dowiaduje się o celach swojej misji, każdy level kończy mini-boss, a na końcu przychodzi zmierzyć się z głównym bossem. Miodne :)
W takim razie ze mną też jest coś nie tak:) Jestem dziewczyną i, odkąd obejrzałam ten film, każdemu, kto tylko chce mnie słuchać, głoszę, że uwielbiam Henry'ego! I na pewno nie poprzestanę na jednym seansie