Bazyliszek potrafił zmieniać w kamień tylko spojrzeniem, ale Fawkes wydziobał mu oczy, zanim Harry zaczął z nim walczyć (o czym w filmie Harry dowiedział się głównie dzięki uprzejmości młodego Voldemorta :| ). A zabił go w zasadzie od razu, bo powiedzmy, że miał szczęście i pierwszy cios jaki zadał Bazyliszkowi przebił podniebienie, więc rozmiar niewiele już mógł Bazyliszkowi pomóc.
Swoją drogą to jest akurat najgorsza część Harrego Pottera, w której jest dużo naciągnięć i uproszczeń. Szczególnie bliżej końca. Samo zabicie Bazyliszka niby jest zgodne z książką, ale wszystko było przedstawione jakoś tak naiwnie. Kiedyś ten film wydawał mi się lepszy, a tymczasem okazał się dość przeciętny, nawet irytujący czasami.

jestem świeżo po ponownym przeczytaniu książki i tym bardziej, oglądając teraz film krew się momentami we mnie burzy. Zgadzam się z kwestią uproszczen i naiwności. jest też duzo pominięć w filmie. Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że w filmie nie da się ująć wszystkiego i trzeba wątki wycinać, dlatego np. nie było wcale wizyty Malfoyów w sklepie Borgin&Burkes, kiedy Harry tam wylądował - i o to mam mniej pretensji niż o to, że pominięto bójkę Lucjusza Malfoya z Arturem Weasley albo tym bardziej rozdrażniło mnie to, że w filmie, gdy Malfoy nazywa Hermionę szlamą tylko Ron wykazuje jakiekolwiek emocje, a cała reszta stoi jak słupy soli, podczas gdy w książce wywołało to wzburzenie w drużynie Gryfonów i wszyscy chcieli się rzucić na Draco. Sądzę, że te kilka dodatkowych emocji nie zajęłoby dużo czasu, a na pewno wzbogaciłoby film pod względem emocji i autentyczności. No i byłaby dodatkowa frajda, dodatkowa akcja ;)
Oczywiście to MOJE SUBIEKTYWNE odczucia.