Jeżeli chodzi o mnie, to ja się najbardziej boję Gary'ego Oldmana... Jezu, ten facet jest genialny, kiedy, w "Leonie Zawodowcu" bierze narkotyki (och, ta słynna cisza przed burzą!) lub krzyczy 'everyone' w finale tego samego filmu. Albo ta niesamowita scena w łazience, kiedy Mathilda przychodzi go zabić. "Jak się nazywasz, aniołku? Powiedz mi wszystko, co wiesz o włoskiej kuchni, nie zapominając nazwiska kucharza, który to dla mnie przygotował"... No i bye bye, nie wiem jak wy, ale ja sikałem przy tej scenie. NO I CO? Oldman pojawia się w roli Syriusza Blacka, super-ojca chrzestnego najgłupszego ze wszystkich nastoletnich czarodziejów, Harry'ego Pottera. Potter właśnie rozpoczyna naukę w trzeciej klasie Szkoły Magii I Czarodziejstwa w Hogwart. I, jak zwykle, cała fabuła polega na tym, iż uczniowie tej szacownej uczelni, właśnie pan Potter (średni Daniel Radcliffe), nieprzeciętnie inteligentna panna Granger (Emma Watson, której uroda idzie w parze z talentem) i zamulony pan Weasley (świetny Rupert Grint), trzy czternastoletnie magnesy przyciągające kłopoty, znowu znajdą się tam, gdzie nigdy znaleźć się nie powinni. Druga sprawa? Alfonso Cuaron. Autor fenomenalnego "I twoją matkę też" jako reżyser kontynuuacji bajki dla nieletnich? Choć z drugiej strony, można liczyć, iż uchwyci mroczny i poważny klimat książki. Może będzie więcej woni śmierci, nieszczęścia i buntu...