I piszę to jako fan serii, który (mniej lub bardziej) dobrze się bawił na wszystkich poprzednich częściach. Zacznijmy może od tego, że fabuła się nie trzyma kupy w ogóle. To taki misz-masz: trochę zwędzonych pomysłów z pierwszych części, trochę nowego wkładu. I tu, i tu film leży. I to nawet nie tylko dlatego, że wszyscy bohaterowie zachowuję się tak kompletnie irracjonalnie, że nie raz nie mogłem wyjść ze zdumienia. Może przejdźmy do cenobitów... O tym, że nowy Pinhead to nie to samo, wiedziałem już wcześniej (po zwiastunach). Nowy aktor wygląda kiepsko (jego duże, wyłupiaste oczy i kwadratowa szczęka psują efekt) i kompletnie nie ma głosu do tej roli. Ale nie on jest tu najgorszy. Najgorszy jest cenobita nr 2, któremu wszem wobec nadaję imię Sanchez. Parodia, panie i panowie.