z cyklu: kiedyś był tu sklep, wcześniej był tu step, ale przed stepem był tu sklep za sklepem, sklep za sklepem..
co jest cały czas?
rodzaj stałości w niestałości świata.
ekran.
ale po kolei..
oto następny - po coppoli - z ambicjami spojrzenia na planetę ziemia z perspektywy innej niż ludzka, że trochę siedemset dziewiętnasta medytacja Pan Naturalnego crumba, a trochę adekwatny doń teledysk fatboyslima, trochę wprost genialna jazda kołowa w scenie triumfalnego ocieractwa bezpośredniego pary z przedostatniej sceny filmu Take This Waltz sary polley, a trochę eksperymentalna cinematografia jutra zalegająca w podziemnych archiwach nowojorskiego anthology film archives trzeciego oka jakiegoś yoji kuri (The Room, 1967) albo michaela snowa (Wavelength, 1967).
(amerykańscy awangardziści jak liroy, zawsze byli, zawsze są i zawsze kurde będą - o co najmniej pół wieku do przodu!)
a że ów koncept szybko się wyczerpuje, dlatego:
teledysk grubego slima trwał trzy i pół minuty, film yoji kuri jakieś pięć minut, film snowa trzy kwadranse (ale to superprodukcja była, zatem więc wyjątek), a comix szalonego crumba trzy szpalty sobie liczył (Mr. Natural's 719th Meditation, jakieś trzydzieści rysunków zaledwie).
teraz, roberta zemeckisa mam za najbardziej różnorodnego i rozeksperymentowanego a koncepcyjnie innowacyjnego przedstawiciela pokolenia nowej przygody, co tutaj tylko potwierdza. bo zaiste, trzeba mieć wyjątkowej jakości a z chowu ekologicznego, ażeby podchwytywać i na mainstream przepisywać rimejk yoji kuri albo michaela snowa.
no dobra, wiadomo, nie obywa się bez bajerków ni kuglarstwa z dzieleniem ekranu na stu czworo jak u greenawaya - po prawdzie chciałbym zobaczyć rimejk tego filmu nakręcony właśnie przez petera greenawaya - aczkolwiek jest w nim jakaś a płynąca z cichego bezruchu miejsca siła, która każe mi na film spojrzeć niemal jak na testament reżysera.
w obliczu stałej obecności tytułowego miejsca to, w co grają ludzie, wydaje się takie bez znaczenia.
odpowiadając kieślowskiemu, zemeckis mógłby powiedzieć - kochany panie krzyśku, nieważne po co stawia pan kamerę, ważne gdzie. wystarczy ją tylko w odpowiednim punkcie obserwacyjnym postawić, a sensy wyłonią się same.
wpisywanie ruchu w bezruch kamery, podporządkowywanie wszystkiego co się dzieje kamerze, poprzez samo tylko umieszczenie jej na pozycji świadka, odbiera rangę powagi temu w co grają ludzie, czyniąc wszystko relatywnie ważnym.
świadkowanie odwiecznym tańcom wielu rzeczywistości na powszedniej arenie jednej egzystencji sprawia, że uprzestrzenniamy się, znikamy w tym jednym, wtapiamy w pejzaż pustki.
przynjuejdżuję sobie, ale w tu (here) wpisane jest wieczne teraz (now), a tu i teraz to nigdzie (nowhere).
zdumiewająca elokwencja buddyjskiego milczenia miałaby na ten temat wiele do powiedzenia jak bezpodstawnie mniemam - tylko któż jej ośmieli zapytać?
nothing takes place but the place itself, ot i cała filozofija.