"Hiszpanka" - to produkcja paskudna pod każdym względem. To rzekome dwugodzinne filmowe widowisko zamyka się w ramach gwałtu na polskiej publice.
Żeby nie być gołosłownym "Hiszpanka to takie Gwiezdne Wojny 1918 roku" - mówi reżyser. - Jest w niej szlachetna uduchowiona wróżka (...), jest młody książę czystego serca (...), jest stary król - budowniczy (...), jest waleczny awanturnik (...), jest zły Mag - Dr. Abuse, jest jego Zły Cień, potężniejszy od niego bo opętany ideologią (...).
Trudno znaleźć słowa by powiedzieć jak olbrzymie nieporozumienie to jest. Drętwe aktorstwo, fabularne piekło i truskawki ze śmietaną jako symbol polskiego patriotyzmu. Narracja kuluje a cały ten twór to jakiś słaby żart. A gdy podczas konferencji prasowej jako przykład rodzącej się historii na naszych oczach porusza się katastrofę smoleńską a cała ekipa wraz z władzami Poznania jest przekonana, że zrobiło arcydzieło - brakuje słów. Chroń Boże kino od tego filmu. Hiszpanka to doskonały tytuł na chorobę, która wkrótce zaleje kina w całej Polsce.