Poniżej konkretne powody:
- Kto jest głównym bohaterem filmu? Bilbo? Skąd. Thorin? Gdzie tam.
Oczywiście Legolas.
- Legolas przebija wszystkie idiotyczne sceny akcji jakie widzieliśmy w filmach o Śródziemiu.
W trzeciej części trylogii jest kompletnie niezniszczalny, ratuje nie tylko Tauriel ale też i Thorina, a przede wszystkim to co robi wygląda jak niezamierzona parodia w której brak tylko Lesliego Nielsena.
Gdy widzi w oddali że Tauriel jest w niebezpieczeństwie, skacze z wysokiej wieży na głowę olbrzyma, któremu wbija w czaszkę miecz i steruje nim wykręcając miecz niczym joystick. Olbrzym uderza głową w wieżę, która przewracając się robi idealny most w kanionie.
Później gdy Bolg rozwala podłoże mostu, Legolas w slow motion WBIEGA PO SPADAJĄCYCH CEGŁACH. Wygląda to wprost przekomicznie.
Zgaduję że gdyby była taka potrzeba to Legolas byłby w stanie biec w powietrzu odbijając się od własnych stóp.
Cytując pewną opinię przeczytaną w internecie - "w końcu zabrakło mi już tylko tego by Legolas wystrzelił z łuku siebie samego".
W obu tamtych scenach zwyczajnie się zaśmiałem, bo wyglądało to jak chamska autoparodia.
- Alfrid. Typ o wyglądzie żula przebrany w damskie ciuszki stanowi tu nieśmieszny comic relief rujnujący swoją obecnością wiele scen. Jest niemal wszechobecny - widać że to zżynka z Piratów z Karaibów gdzie była podobna postać i najwyraźniej Peter Jackson uznał że będzie fajowo.
Gdy w ruinach spalonego przez Smauga miasteczka w dramatycznej scenie Bard próbuje zjednać sobie ludzi, Alfrid niszczy powagę swoją obecnością.
Co gorsza nie ma on żadnego znaczenia w fabule, nie przechodzi przemiany, ostatecznie okazuje się bezużyteczny. Jest jeszcze gorszy od Jar Jar Binksa w Mrocznym Widmie.
- scena walki z Sauronem. Co mógł tutaj spaprać Jackson?
Galadriela pochyla się nad "umierającym" Gandalfem, widać że łączy ich miłość. Dookoła stoją Nazgule, nadchodzi Elrond i Saruman. Pomijam że Saruman zamiast miotać czary walczy wręcz kijem, pomijam że na początku walki dwa nazgule skaczą przed nim jak jakieś stworki z Looney Tunes - to jeszcze nic takiego.
Ale W SAM ŚRODEK SCEN WBIJA NAGLE RADAGAST W SWOICH SANIACH CIĄGNIĘTYCH PRZEZ KRÓLIKI. Scena nadal próbuje być poważna - porażka.
- Bitwa jest idiotyczna niczym w Maleficent. Armia elfów i ludzi podchodzi pod bramę góry Thorina. Krótka rozmowa. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA KRASNOLUDÓW.
Krótka rozmowa, armie idą na siebie. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA DRUGIEGO PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA ORKÓW.
Czy ktokolwiek słyszał tam o zwiadzie? Czy ktokolwiek słyszał tam o czymkolwiek? Czy Peter Jackson był pijany?
- czerwie które pojawiają się znikąd i tak samo szybko znikają, choć logika podpowiada że byłyby idealnym narzędziem wojny dla orków
- mimo że Alfrid dostaje tonę czasu to jedna z najfajniejszych postaci w książce - Beorn - jest w filmie dosłownie 4 sekundy. W jednej scenie - jak zeskakuje z orła, spadając zmienia się w niedźwiedzia i zadaje jeden cios.
To tyle Beorna, przecież Alfrid jest ważniejszy.
- scena zabicia Smauga wyszła bardzo durnowato. Balista zostaje na samym początku zniszczona i Bard wykorzystuje swojego syna jako część kuszy - opiera bełt na jego ramieniu, podpierając się nogą.
Smaug podlatuje w slow motion, kamera w zbliżeniu na twarz syna który z pełnym dramatyzmem powoli kiwa głową, Bard strzela, Smaug ginie po tym jednym strzale.
A teraz jeszcze cięższe argumenty. Nie tylko scenariusz jest pełny dziur, idiotyzmów i kiczu. Dramatyzm wydarzeń z książki również wypadł fatalnie:
- wspomniana wcześniej scena jednoczenia ludzi przez Barda w zniszczonym przez smoka miasteczku - zrujnowana przez okropną postać Alfrida.
Dramatyczna scena walki z Sauronem zrujnowana przez Radagast wbijajęcego w sam jej środek na króliczych saniach.
- Tauriel bez przerwy pyskuje królowi elfów - swojemu władcy. Coś za co powinna być kara śmierci, on cierpliwie znosi.
Tauriel pieprzy trzy po trzy "ty nie wiesz co to miłość, ty nie rozumiesz czym jest prawdziwa miłość" i celuje do niego z łuku, będąc w miejscu gdzie zginęła żona króla elfów, który jest od niej 10 razy starszy.
Tauriel grozi że zabije Thranduila, na co on rozcina jej łuk i przykłada miecz. Przychodzi Legolas. Odbija miecz ojca i w skrócie mówi że jest po stronie Tauriel i ma się odpieprzyć.
- Ginie Kili, nad nim płacze Tauriel. Legolas jako wieczny stalker stoi i patrzy się na nich z miną Pattinsona ze Zmierzchu, pozbawioną emocji.
- Thranduil mówi do Legolasa, swojego syna - twoja matka zawsze cię kochała. Stoją w miejscu gdzie matka Legolasa zginęła.
Legolas wzrusza ramionami, mina niezmiennie obojętna.
Thranduil mówi by wrócił do królestwa, Legolas mówi że nie bo kieruje się tym co mówi serce czyli prawdziwą miłością do Tauriel, odchodzi wzruszając ramionami, Thranduil zwiesza głowę jak jakieś cielę.
Dosłownie Tauriel jest tu jak Kirsten Steward a Legolas jak Robert Pattinson w Zmierzchu, zaś potężny Thranduil, wielki władca elfów jest jakimś leszczem.
- Śmierć Kiliego - Bolg rzuca Tauriel po ścianach, Kili rzuca się na ratunek i zostaje przez Bolga rzucony jak szmata na ścianę, Bolg uderza go jakimś buzdyganem czy maczugą i Kili patrzy na Tauriel z wzrokiem "ja umieram" choć nie było krwi czy obrażeń sugerujących że powinien zginąć.
Kili znika i jedyną osobą jaka w ogóle o nim pomyśli jest Tauriel, reszta krasnoludów zdążyła o nim zapomnieć.
- Fili miał pecha że odbiegł od wszystkich krasnoludów i scenarzysta zaprowadził go w miejsce gdzie akurat był oddział orków i Azog.
Azog podnosi Filiego w powietrze, 10 metrów niżej Thorin i Kili (jeszcze żywy) i reszta krasnoludów patrzy w górę.
Azog zrzuca Filiego z 10 metrów, Fili upada, umiera (równie bezboleśnie i PG-13 jak później Kili). Jego brat Fili patrzy na niego z obojętnością Legolasa. Thorin patrzy ze spokojem. Nikt się nie emocjonuje.
*************************************************************
Przypomina mi się drugi Władca Pierścieni i jak dobrze tam były wątki dramatyczne poprowadzone. Jedna scena, gdzie król Rohanu idzie na grób syna. Trzyma kwiat w ręce, mówi że żaden rodzic nie powinien oglądać śmierci swojego dziecka i PŁACZE. Smutna muzyka, Gandalf mówi kilka słów na cześć jego syna. TO DZIAŁA
Od ręki, bez nawet sekundy przemyślenia mogę zaproponować podobną scenę z krasnoludami.
Walka w ruinach czy tam w miasteczku - jeden pies.
Pełno orków, wszyscy są coraz bardziej osaczeni.
Tauriel jest z kilkoma elfami którzy giną i są przyciskani do muru przez oddział orków.
Nieco wyżej Kili toczy osobną walkę. W oddali przebija się Thorin z kilkoma komratami i woła Kiliego by przybiegł do nich zanim zostanie otoczony przez orków. Kili jednak biegnie do Tauriel, woląc zginąć razem z nią niż zostawić na pewną śmierć. Po prostu giną.
Później walka krasnoludów z orkami, każdy krasnolud ma po dwóch orków obok siebie. Orkowie nie padają na jednego hita, są solidnymi przeciwnikami i nie jest łatwo ich ubić. Widać pot i krew płynące z krasnoludów po wyczerpującej walce.
Pojawia się Azog i rzuca na Filiego. Fili się broni ale widac że nie ma szans. Azog wytrąca mu broń, rozłupuje częśc pancerza po czym zakrwawionego Filiego przebija mieczem.
Thorin krzyczy i w szale rzuca się na Azoga. Wzniosła muzyka, Thorin na berserku zrozpaczony i wściekły (Fili i Kili to jego siostrzeńcy - ostatnia rodzina jaką ma).
Walka jest ciężka i krwawa. Thorin wygrywa ale jest tak ciężko ranny że bliski śmierci.
Idzie przez pobojowisko, Bilbo stoi dalej nie chcąc się wcinać.
Thorin idzie pół przytomny i oszołomiony w stronę gdzie walczył Kili.
Mija krasnoludy które patrzą na niego ze smutkiem, podchodzi do zwłok Kiliego i płacze. Tak jak płakał Theoden nad swoim synem.
Thorin spogląda w stronę Samotnej Góry i w jednym spojrzeniu widać, że traci właśnie swoje marzenie i rodzinę - z własnej winy.
Chciwość kosztowała go królestwo i śmierć rodziny gdy był już tak blisko (to była puenta tragiedii Thorina w książce).
Pada nieprzytomny.
Później na łożu śmierci prosi o wybaczenie Bilba - nazywając go przyjacielem. Śmierć Boromira przy Aragornie - rings a bell?
Każdy jest w stanie wykreować coś podobnego a jest to przecież jakieś tysiąc razy lepsze od tego co zaserwował Peter Jackson.
Ten film jest na poziomie Ataku Klonów i Mrocznego Widma... niemal wszystko co się da jest dokumentnie spieprzone.
Oczywiście jest kilka dobrych scen. Martin Freeman i Richard Armitage grają znakomicie, Ian McKellen jak zawsze trzyma wysoki poziom.
Parę scen z Thorinem zostło zrobionych dobrze. Szkoda tylko że te dobre elementy są w przytłaczającej mniejszości wobec powyższych zarzutów.
Niemniej cała reszta jest po prostu niedopuszczalna. Peter Jackson miał do dyspozycji najbardziej mięsistą, najciekawszą część książki Tolkiena plus gigntyczny budżet. To co zrobił przerasta ludzkie pojęcie.
No ja tu piszę o reżyserze, a nie o tym co ma czuć widownia.
A przynajmniej spora jej część która jest mniej lub bardziej zawiedziona filmem.
Jeśli dla Ciebie te wady które wymieniałem świadczą o szacunku do widowni to nie ma problemu. :)
No właśnie dla mnie nie świadczą. Skąd w ogóle mogę wiedzieć czy PJ okazał brak szacunku (do czasu kiedy sam tego nie powie "mam was gdzieś , specjalnie wam spartoliłem film") , może się po prostu "wypalił". Też przecież na pewno nie jesteś ciągle idealny.
Może być tak jak mówisz. Mi się mimo wszystko zdaje że po prostu Peter Jackson wyrobił sobie markę i przestał słuchać doradców, producentów i scenarzystów.
Jakby nie patrzeć zaczynał od horrorów zahaczających o kino klasy B, oparte na kiczu.
Gdy kręcił Władcę nie był jeszcze na tyle znany by móc o wszystkim decydować.
Dokładnie ten sam przypadek co z Georgem Lucasem i jego starą i nową trylogią.
Wydaje mi się że jest wręcz odwrotnie.... to partolenie przez Lucasa czy PeJotka jest właśnie spowodowane słuchaniem producentów itp. PeJotek kręcił świetne swoje horrory według swojej wizji tak też robił i Lucas w swoich pierwszych filmach. W tych czasach producenci decydują o tym jaki film ma być , spartolili przez to już nie jedną serie (ot chociażby 3 część Spidermana Reimiego, która musiała być zrobiona tak jak chcieli prodki, i co wyszło to wyszło)
Mi się zdawało że Jackson i Lucas to reżyserzy którzy mają wiele dobrych ale też wiele złych pomysłów.
Obaj na przykład nigdy nie mieli wyczucia do pokazywania relacji międzyludzkich, do subtelnego zarysowywania postaci, albo do dialogów.
Obaj mają tendencję do kiczowatych i nieprzemyślanych pomysłów.
Wiele momentów w starych Gwiezdnych Wojnach i Władcy Pierścieni wygląda ewidentnie jakby ktoś wymusił na G.L. i P.J. swój pomysł.
Trudno mi uwierzyć że wraz ze sławą - po której stali się dla wytwórni kurami znoszącymi złote jaja - nagle stracili własne jaja i nie potrafili zawalczyć o swoje racje z producentami.
Nie stracili jaj tylko raczej zapał .... no i producenci są bardziej chciwi ....,przez to kiedyś pozwalano na kręcenie filmów z kat. R a teraz to wszystko w PG13
Oczywiście, kręcenie na greenscreenie, wszechobecne CGI i PG13 jest dużą wadą.
Ale scenariusze tych filmów też są po prostu fatalne.
Nie wiem jak Peter Jackson - zawsze zdawało mi się że do Śródziemia podchodził z pasją.
Lucas natomiast do nowej trylogii podszedł jak wyrachowany biznesmen, którego nie obchodziło czy film będzie dobry czy nie. Wystarczy zobaczyć kilka wywiadów albo rozmów z planu, podejście Lucasa jest porażające.
Potrafił wychwalać pod niebiosa postać Jar Jar Binksa albo rozmowy z romansu Anakina i Padme nazywać "poezją, bo się rymuje".
W "Hobbicie" Hollywood spotyka się z fabułą, która ma już ładnych parę lat na karku, i musi zostać ponaciągana do wymagań przeciętnego widza z naszych czasów. Szkoda, że odbywa się to w tak amatorski sposób, gdzie ewidentnie nikt nie przemyślał, aby te zmiany w jakiś sposób wpasować w klimat książki mimo wszystko.
Jaki wpływ na aktorstwo Kinskiego, a właśnie to na tym portalu oceniamy, ma to że był pedofilem gwałcącym córkę? Gibson to znęcający się nad żoną alkoholik i antysemita, co nie znaczy że jest złym aktorem. Zapoznaj się z biografiami Chaplina czy Sellersa, oni też święci nie byli. Nie można mieszać życia osobistego i kunsztu aktorskiego.
A Kinski jest prawdopodobnie najbardziej oryginalnym aktorem w historii kina.
Herzog mimo wszystko (a tego wszystko było sporo) traktował go jako przyjaciela, a Nastassja Kinski - jego córka - mówiła że był wspaniałym ojcem.
No ale niedawno wyszło wyznanie drugiej córki i cóż - jest to po prostu okropne.
Jednak nie znaczy to że wyrzucę do kosza wszystkie filmy Herzoga - Nosferatu, Aguirre, Fitzcarraldo, Woyzeck, albo Za Garść Dolarów Więcej, Doktora Żywago, czy Człowieka Zwanego Ciszą.
Ale cóż, faktycznie jest to dość niezręcznie i jak minie miesiąc (limit komentarzy) to przerzucę się na stałe do nowego konta.
Legenda Kinskiego upadła. Nastassja Kinsky nie wychowywała się z ojcem co uchroniło ją od zaznania jego zboczenia. Lecz gdy jej siostra postanowiła opowiedzieć o swojej teaumie, ta ją wsparła.
Porównanie antysemityzmu do pedofilii jest kuriozalne.
Antysemityzm świadczy o uprzedzeniach, braku kultury i zwyczajnym chamstwie.
Pedofilia to zbrodnia nad zbrodniami !!!
Absolutnie nikogo nie namawiam do palenia na stosie kolekcji filmów Herzoga . To, że uważał on Kinskiego za przyjaciela mogło wynikać z niewiedzy, albo ( co niestety bardziej prawdopodobne) z cichego przyzwolenia. Bo takie były czasy.
Takie sprawy zamazują wszystkie inne dokonania człowieka.
Co ciekawe w swoim filmie dokumentalnym "Mój najlepszy szatan" (chyba Mój najlepszy wróg byłoby lepszym tłumaczeniem) Herzog pokazuje Kinskiego ostatecznie jako dobrego człowieka.
Sam też miałem go za udręczoną duszę, geniusza zamkniętego w umyśle szaleńca. Szczególnie biorąc pod uwagę jego tragiczną historię.
Co oczywiście przekreśliły wyznania Poli Kinski.
Przykra historia, człowiek jest skreślony. Role natomiast zostają i jeśli w ogóle warto o nim wspominać to tylko w kontekście filmów.
Z niektórymi argumentami jestem w stanie się zgodzić. Rzeczywiście w filmie można znaleźć wiele idiotycznych scen, przy tym będących jakby nie na miejscu. Oglądałam Hobbita, traktując go jako odrębny element, nie porównywałam z wielką trylogią WP, nie oczekiwałam, że Peter Jackson przebije samego siebie. I chociaż czasem miałam wrażenie, jakbym oglądała jakiś wydłużony do maksimum trailer gry, to swoim bajkowym klimatem Hobbit ujął moje serce. Mimo wszystkich niedociągnięć, jakie można temu filmowi zarzucić, doceniam pracę i pasję, jaką Peter włożył w tę produkcję.
Ile ludzi, tyle opinii, więc nie macham ręką i doceniam Twoją opinię :)
Weź się chłopie wyśpij po maratonie, obejrzyj sobie jakiegoś cam xvid i oceń film jeszcze raz. Twoja krytyka nawet nie tyle mija się z celem co jest momentami śmieszna.
Proszę o kontrargumenty ponieważ prezentujesz teraz sobą zerowy poziom.
A nie chciałbym uznać Cię za zaślepionego fanboja.
Pierwszy kontrargument jest taki, że film jest wizją PJa. Pewnie, gdybym ja miał takie środki, czy Ty, zrobiłbym film inaczej. Może lepiej, może gorzej. Nawet niedorzeczne robakołaki występują u Tolkiena! Elfy są ponoć tak lekkie, że nie zostawiają śladów na trawie, na śniegu, whatever. Zatem nie widzę nielogiczności w tym, ze na Legusia nie działa grawitacja. Co innego, że te sceny drażnią. Większą niedorzecznością jest romans krasnoluda i elfki. Alfrid? No dobra, mogę się zgodzić, jest go za dużo. Ale popatrz ile scen jest poucinanych. W wersji reż, nie będzie go tak dużo. Beorna bedzie więcej, to już jest potwierdzone info.
Jedyne w czym mogę się zgodzić, to durnowata scena zabicia Smauga. No ale czy to nie wina Tolkiena czasem? Ustrzelić smoka z łuku. W filmie to nie przejdzie, Hejtowałbyś, gdyby go ustrzelił z łuku bo wyszłoby jeszcze bardziej idiotycznie.
Ale popatrzmy wprawdzie w oczy. Czy we Władcy też nie roi się od niedorzeczności? Ginący Aragorn, zakochana Eowina, brak porządków w Shire. Powrót Króla zapewne również wydawał się słaby po wersji kinowej. Dopiero wersja reżyserska stała się imho przebojem
To że film jest wizją PJa nie jest żadnym kontrargumentem. Równie dobrze możnaby powiedzieć że Kac Wawy nie można krytykować bo jest ona wizją reżysera.
Wizja podlega ocenie.
Robołaki - nie powiedziałem że są niedorzeczne. Natomiast niedorzeczne jest to że orkowie zrezygnowali z robołaków w dalszej części bitwy. Czy one nie pomogłyby by im wygrać?
Co do Legolasa to jest interesujące, bo z jednej strony jest tak lekki że może skakać po spadających cegłach, a z drugiej potrafi popchnąć dwa razy większego i 10 razy bardziej umięśnionego Bolga jedną ręką na ścianę.
Jednak co do samych scen - wyglądają one po prostu absurdalnie. To raz że nie możesz się odepchnąć od spadającej cegły gdyż W TYM MOMENCIE ODBIJASZ SIĘ OD POWIETRZA.
Dwa że scena wygląda zwyczajnie kiczowato.
"Ale popatrz ile scen jest poucinanych."
No to czemu ucięli sceny z Beornem, pogrzeb Thorina, koronację Daina, czy jak podejrzewam inne sensowne sceny a zostawili Alfrida?
Ja zgadzam się z Tobą że wersja rozszerzona może być zdecydowanie lepsza od kinowej (wytną to co najgorsze a wkleją to co w ogóle nie powinno być wycinane) jednak póki co oceniam wersję kinową.
Ustrzelenie z łuku... cóż, jest to najgorsza rzecz jaką napisał Tolkien. Jeśli miałbym mu cokolwiek zarzucić to właśnie moment z Bardem - w książce pojawia się on znikąd, jednym strzałem zabijając smoka który zagrażał całemu światu. Tania i kiepska zagrywka.
Gdy Jackson zamienił łuk na balistę to było moim zdaniem świetne posunięcie - bo balista jest w stanie zranić taką wielką bestię.
Ale już mniejsza że Smaug zginął od jednego ciosu.
Sama scena jest po prostu kiepska, z ujęciem synka kiwającym dramatycznie i Bardem strzelającym z jego ramienia. Słabo to wyszło.
Pierwszy i drugi Władca Pierścieni stoją na poziomie nieosiągalnym dla Hobbitów.
Tam część dramatu i relacje między postaciami były zrobione bardzo umiejętnie - dzięki czemu były one strawne również dla starszych osób. Vide chociażby wzruszająca scena Theodena opłakującego swojego syna czy śmierć Boromira.
Tam postacie poboczne były zrobione umiejętnie - porównaj sobie Grimę Żmijowy Język z Dwóch Wież z Alfridem - toć to niebo a ziemia!
Po drugie mniej CGI, więcej realizmu. Paradoksalnie w tym starszym o wiele lat filmie walki były bardziej emocjonujące.
Ale przede wszystkim - we Władcy Peter Jackson trzymał swoje głupie pomysły na wodzy.
To dokładnie taka sytuacja jak George Lucas w starych i nowych Gwiezdnych Wojnach.
Powrót Króla sam w sobie był bardzo dobrym filmem i również dużo lepszym od Hobbita. Jedną rzeczą jaka naprawdę mnie w nim irytuje to duchy rozwalające armię Saurona w kilka sekund.
Możnaby się czepiać Legolsa wbiegącego po Olifancie ale raz że tam nie było to dla niego tak łatwe, dwa że tam musiał się naprawdę wysilić by powalić Olifanta. A trzy że wszystko to było podane z humorem - choćby Gimli rzucający do Legolasa na widok padająego Olifanta "liczy się jako jeden".
Dokładnie. We " Władcy " Gandalf zabija Orków ... kosturem, wali nim w łeb Namiestnika Gondoru, Legolas serfuje na tarczy, strzelając jednocześnie z łuku, strzela dwoma strzałami, w pojedynkę pokonuje Mumakila, Orkowie i Trolle podróżują w świetle słonecznym ( podobnie zresztą jak w " Hobbicie " ), Aragorn spada z urwiska na hienie, Pippin znajduje Merrego na polu bitwy ... w nocy ( nie wiem, po co to zmienili ), Gollum, zrzucony przez Froda w przepaść nie powinien już żyć, Drzewiec sprawia na początku wrażenie mściwego trolla, a nie mądrego Pasterza Drzew, w DP mamy krew podczas walk z Orkami, która to w magiczny wręcz sposób znika z DW i z PK. Itp. itd.
Argumenty porównawcze. Inaczej próby obrony spełzły by na niczym. Cóż wy byście zrobili bez Lotra?
A szanowny kolega zauważył, że w Bitwie jest coś tak bardzo książkowego, jak spotkanie się na placu boju Thorina i Daina? Może nie tyle nawet ksiażkowego, co zgodnego z uniwersum Tolkiena. W Powrocie Króla np na placu boju mieli się spotkać Eomer i Aragorn i wpaść sobie w ramiona. Widział to ktoś w Powrocie Króla? Bo ja nie. Jest za to rehabilitacja w Bitwie Pięciu Armii.
Nic nie przeszkadza. Pokazuje tylko czego nie było we Władcy (choć być powinno), a co jest w Hobbicie. Nie chciałem argumentów porównawczych, to ci taki podałem.
Dorzucam jeszcze wzmiankę o robakołakach:
"Tell me what you want done, and I will try it, if I have to walk from here to the East of East and fight the wild Were-worms in the Last Desert."
― Bilbo Baggins, from The Hobbit, "An Unexpected Party"
Wy tu się wszyscy nieźle błaźnicie, bo wam legendarium Tolkiena jest widać obce, a po Hobbicie spodziewaliście się niewiadomo czego.
Być powinno mimo wszystko, bo dla fabuły jest istotne. Jeśli rugamy Hobbita za nieksiążkowość i wybujałą fantazję PJa, to popastwmy się też nad Władcą. Challenge accepted?
Jak chciałeś 6 filmów z WP trzeba było przedyskutować to z producentami a nie psioczyć dekadę po premierze.
Z Hobbita 300 stronnicowej bajeczki zrobiono trylogię, w której wciąż nie dano rady ując koronacji czy pogrzebu, a zamiast tego skupiono się na Alfridzie (nędznej imitacji Grimy), latającym Legolasa czy zbędnym romansie.
Wolę zmiany niż totalne olewanie wątków - które z racjonalnego punktu widzenia i przez wzgląd na czas poświęcony na powyższe pierdoły - spokojnie znalazły by miejsce.
A gdybym Ci powiedział, że to wszystko jest w wersji rezyserskiej, ale teraz rzadko się robi filmy dłuższe niż 2 godziny + pare minut i wytwórnia obcieła czas?
Jackson już za czasów WP robił kinówki dla mas i reżyserskie dla 'fanów'. Teraz nie jest inaczej, z tą różnicą, że kinówki są jeszcze bardziej dla mas/
Liczą się fakty a nie obiecanki cacanki. Zwiastun z 2011 roku zapowiadał arcydzieło, a dostałem tolkiena w oprawie transformersów.
Niestety ale w lotrze sceny z rozszerzonej edycji nie są konieczne, i film jest genialny i bez nich. W dwójce hobbita wycięto sceny w puszczy, sceny z Beornem, a zamiast tego mamy jakiś romans... I na siłę wepchnietego Legolasa, który powinien pojawić się na 4 minuty. W trójce to juz w ogóle porażka. Wycięto scenę pogrzebu, nawet wzmianki o nowym królu, wepchano postać Alfrida który dostaje więcej czasu, psujac klimat, niż chociażby taki Beorn który odegrał ważną role w powieści, a w filmie dostaje 7 sekund ?? Film miał być powazniejszy a mamy więcej humoru niż w poprzednich częściach, i absurdalne akcje Legolasa, który nie pojawia się nawet w ksiazce... Wydawaloby sie ze ludzie ktorzy stracil przed chwila dom czy sama bitwa, to raczej powazniejsze sprawy i nie ma tam miejsca na wiele humoru... No Jackson pomyślał inaczej.. No nie wiem co strzelio mu do głowy. Na szczęście sceny Thorin-Bilbo, czy Dol Gudur trzymają wysoki poziom.
Koronacji NIE MA w książce, a o pogrzebie jest krótka wzmianka.
W WP brakuje o wiele istotniejszych rzeczy dla fabuły filmu, jak Stary Las, wierzba, kurhany,Eomer w bitwie o Helmowy Jar, posiłki ściągające do Minas Thirit, ciemności aż do przybycia Rohańczyków, księcia Imrahila, itp.
Szkoda, że Jackson zamiast rozwijać wątki z książki, woli pokazywać latającego Legolasa.
Taka dyskusja będzie się ciągnęła w nieskończoność.
Przerzucanie się argumentami w porównywaniu 6 różnych filmów nie ma zbyt dużego sensu.
Myślę że lepiej rozmawiać o samym III Hobbicie.
A co jest dziwnego w tym że Gandalf uderzył w łeb kosturem Namiestnika Gondoru?
Miał w niego strzelić błyskawicą?
Kiedy Drużyna Pierścieni ucieka w Morii przed goblinami i Balrogiem to czuć napięcie i niebezpieczeństwo.
Gdy drużyna Thorina ucieka przed goblinami w ich jaskinich to czuję się jak w Mario Bros czy podobnej grze komputerowej. Bombur skacze goblinom po głowach, gobliny nie stanowią najmniejszego zagrożenia, będąc zabijane tysiącami, a upadek z wysokości kilkuset metrów na litą skałę nikomu nie robi krzywdy.
Sceny akcji we Władcy są zrobione na poziomie, sceny akcji w Hobbicie to zwyczajna kpina.
Chodzi o to, że Gandalf NIE POWINIEN robić czegoś takiego i dla mnie ta scena jest po prostu żenująca. Ogólnie, we WP nie ma dla mnie takiego rycerskiego etosu, nie ma rycerzy klękających przed królem, bijących mieczami o tarczę, itp.
" Władca Pierścieni " jest kręcony w innej konwencji, jest to film niemalże historyczny, ponadto sam materiał źródłowy jest zupełnie inny, ma znacznie większy ciężar gatunkowy, niż " Hobbit "
Problem z " Hobbitem " nie polega na tym, że z " cienkiej książki " zrobiono trzy długie filmy, tylko to, że sama książka jest znacznie mniej ciekawa, niż WP, wiele postaci wyskakuje jak filip z konopi, itp. Moim zdaniem, filmy wzbogacają tę opowieść, dodanie wątku Pierścienia, Białej Rady, Dol Guldur i Saurona czyni z niego prolog do WP, a nie zwykłą opowiastkę o wyprawie po skarby.
No to już pierwszy problem Hobbita, bo trzy filmy zrobiono nie z pasji a tylko dla pieniędzy.
Jeśli chodzi o ciężar opowieści... Spójrz na scenę w której Theoden opłakuje swojego syna. Albo na śmierć Boromira czy Gandalfa które już przeszły do klasyki.
W Hobbicie śmierć Thorina, Filiego i Kiliego powinna być bardziej wzruszająca - przecież to jest osobista tragedia Thorina który przez chciwość stracił królestwo. Zawiódł swoich poddanych i własną rodzinę.
W filmie śmierć Filiego i Kiliego jest tak fatalnie pokazana że nie budzi żadnych emocji, a wątek Thorina również pozostawia wiele do życzenia.
Wyobrażasz sobie żeby podczas walki Aragorna z Nazgulami albo walki Gandalfa z Balrogiem nagle przyjechał Radagast w króliczych saniach?
We Władcy takich głupot nie było i walki były epickie.
W Hobbicie takie postacie rujnują epickość walk i dramatyzm wielu scen.
We Władcy jest pełno głupot, tylko fanboje z klapkami na oczach tego nie widzą, albo nie chcą tego zobaczyć.
Mnie właśnie filmowy Władca nauczył tego, żeby inaczej patrzeć na filmową adaptację i żeby oglądać je na luzie, bez spinki, rozróżniając to, czym jest książka a czym jest film.
Tak w ogóle, zacietrzewieni Polacy żalą się na brak logiki, na sceny akcji, itp. ale zapominają chyba o tym, czym jest kino.
Czego Wy oczekujecie po filmach rozrywkowych? Chcecie myśleć tylko o tym, czy to jest możliwe? Idziecie do kina po to, aby oglądać odzwierciedloną w 100% rzeczywistość, czy żeby popuścić wodze fantazji?
Ja idę do kina aby się dobrze bawić, bez myślenia o tym, czy dana scena, sekwencja jest możliwa, czy tak mogło być, itp. Kino zawsze przekraczało granice wyobraźni, zawsze naginało rzeczywistość, prawa fizyki, gdyż to jest kino, a nie rzeczywistość. Kiedyś Kevin Costner mówił, że widz oczekuje od aktora, aby ten naginał rzeczywistość i żeby był nadczłowiekiem, to pomaga widzowi się odstresować i dowartościować. Mówicie o głupotach " Hobbita " ale podobne głupoty występują w szeroko pojętym kinie rozrywkowym od lat, całe amerykańskie kino akcji jest nimi wyładowane po brzegi i to nie są wady, to jest po prostu magia kina.
Obejrzyjcie sobie " Pogromców Mitów ' a zobaczycie, jak wiele scen z klasycznych już filmów jest niemożliwe i powstało tylko i wyłącznie dzięki filmowej magii.
Stek bzdur.
Bitwa Pięciu Armii popełnia błędy scenariuszowe na poziomie przedszkola. Pokażę na konkretnych przykładach:
- walka z Sauronem. Walka jest epicka i podniosła. Gandalf leży umierając na środku, Galadriela go opłakuje.
W sam środek walki wjeżdża Radagast na saniach ciągniętych przez króliki. Czy możesz w środe powaznej sceny wrzucić postać rodem z Looney Tunes?
Ta scena jest KICZOWATA i GŁUPIA.
- ruiny miasta nad jeziorem i Bard podnoszący ludzi na duchu. Panosząca się postać Alfrida rujnuje powagę sceny - ona też jest KICZOWATA i GŁUPIA.
- Legolas skacze na głowę olbrzyma wbijając mu miecz w czaszkę, sterując mieczem jak dżojstikiem. Olbrzym uderza głową w wieżę która tworzy idealny most.
Ta scena również jest KICZOWATA i GŁUPIA.
"Tak w ogóle, zacietrzewieni Polacy żalą się na brak logiki, na sceny akcji, itp. ale zapominają chyba o tym, czym jest kino.
Czego Wy oczekujecie po filmach rozrywkowych? Chcecie myśleć tylko o tym, czy to jest możliwe? Idziecie do kina po to, aby oglądać odzwierciedloną w 100% rzeczywistość, czy żeby popuścić wodze fantazji?"
Aha czyli gdyby jakby nagle Bilbo zaczął latać, Thorin przechodził przez ściany - to również mam to kupić bez żadnego wyjaśnienia?
Cały Twój akapit to zwyczajne brednie.
Film określa pewne prawa w jakich działa. Nie możesz nagle w Ojcu Chrzestnym sprawić że Vito Corleone zaczyna fruwać bo to GŁUPIE.
W Bitwie Pięciu Armii Legolas wbiega po spadających cegłach co jest równoważne z LATANIEM, bo skacze on po powietrzu. Zresztą również Azog wyskakuje z wody... odbijając się od... wody? Przebijając przez lód bez żadnego problemu choć wcześniej musiał 20 razy łupać w niego gigantycznym korbaczem.
Teraz - w Pustkowiu Smauga było kilka takich scen. Nawet we Władcy mogła się zdarzyć jedna czy dwie.
Ale w Bitwie Pięciu Armii WSZĘDZIE są takie sceny.
Peter Jackson zalewa nas kiczem i głupotą.
A nie dość że film jest kiczowaty i głupi to dramatyzm w 90% scen jest zepsuty bezpośrednio przez Petera Jacksona w najgłupszy możliwy sposób, przypominając choćby Alfrida czy durnowatą walkę Legolasa, albo Thorina, fatalne sceny śmierci Filiego i Kiliego.
Jest wielka różnica między drobnym naginaniem praw by robić dobre sceny akcji a między łamaniem wszelkich praw by robić głupie i kiczowate sceny akcji.
A to robi właśnie Bitwa Pięciu Armii.
damm, ja juz po 1 i 2 części byłem załamany ilością głupich scen.
-Bombur niczym Garen z Lola
-beznadziejne efekty specialne(orkowie i gobliny)
-walki jak z gier komputerowych
-smok dający się robić jak dziecko w 2 części
-muzyka z WP ratująca scieżkę dzwiękową
-prawie wszystko było robione na green screenie
A teraz mówisz ,że jescze gorzej w 3 części. To ja już się boję tego co zobacze....
Dokładnie. Jest jeszcze gorzej.
A nadal nie wspomniałem o wszechobecnym greenscreenie.
Albo o tym jak Gandalf przestrzega wszystkich przed doskonale wyszkolonymi orkami, którzy później będąc ubrani w zbroje płytowe giną - wszyscy - od jednego ciosu.
Nawet Bilbo idąc widzi pięciu orków to podnosi sobie kamyki i każdego zabija jednym rzutem.
Wiadomo że pod niektórymi względami jest lepiej - w końcu to najciekawsza część ksiażki - jednak moją cierpliwość już tym filmem Peter Jackson wyczerpał.
Z Władcy pamiętam tylko 3 rzucające się w oczy błędy związane z fizyką:
-legolas vs mumakil
-legolas wskakujący na konia z gimlim w 2 części
-drabiny z helmowego jaru które po przekroczeniu środka ciężkości po stronie zamku nie miały prawa sie przewrócić do tyłu.
Co nie zmienia faktu, ,ze bitwy były epickie. Bitwa pod hełmowym jarem, Minas Tirith, Amon Hen,Moria. Tam czułem ,że bohaterzy toczą bój z prawdziwymi wrogami. Widziałem ich zmęczenie, pot. Tam gdzie się dało zawsze używano świetne kostiumy. Do tego sporo makiet i rysunków. Dzięki tym zabiegom świat nie wydawał sie taki sztuczny. Na planie hobbita gandalf nawet nie bral kieliszka od prawdziwej postaci(jak w filmie) tylko z talerza.... Sam aktor skarżył się na green screena i brak prawdziwej interakcji z pozostałymi aktorami. Słowa Viggo o obu trylogiach:
The second movie already started ballooning, for my taste, and then by the third one, there were a lot of special effects. It was grandiose, and all that, but whatever was subtle, in the first movie, gradually got lost in the second and third. Now with The Hobbit, one and two, it’s like that to the power of 10."
Dokładnie, jak przypominam sobie walkę Aragorna z Lurtzem - kurdę no niby zwyczajna walka a Aragorn niemal tam zginął.
To było coś.
Tam jak Drużyna Pierścienia biegła przez Morię to czuć było zagrożenie i napięcie.
A w Hobbicie brakowało mi tylko muzyki z Mario Bros.
Zaś Legolas którego nic się nie ima, ani zmęczenie, ani grawitacja, zwyczajnie gra mi na nerwach.
Nie tylko dlatego że wbiega w górę w powietrzu skacząc po spadających swobodnie cegłach, nie tylko dlatego że steruje trollem wbijając mu miecz, najwyraźniej tworząc splot nerwowy co pozwala kontrolować go niczym za pomocą dżojstika.
Bo w dodatku gra na jedną minę a dostaje najwięcej czasu - łazi we wiecznym friendzone za Tauriel i zlewa własnego ojca nawet gdy ten mówi mu o jego zmarłej matce.
Teraz też porównaj jaką grozę swoim wyglądem budził Lurtz, a jaką Bolg... Śmiech na sali.
Lurtz jak totalnie naćpany psychopatyczny morderca... Traci rękę i zostaje przebity mieczem, a mimo wszystko wbija sobie go jeszcze bardziej by zbliżyć się w kierunku Aragorna. A nie jak niby wielki i potężny Azog, który płacze jak baba po utracie ręki. Oczywiście rozumiem że 99% ludzi by tak zareagowało, ale przecież mowa tutaj o straszliwym i wielkim wojowniku-potworze. To fantastyka, Azog to nie zwykły plebs.