PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=662242}

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

The Hobbit: The Battle of the Five Armies
2014
7,2 250 tys. ocen
7,2 10 1 249626
5,5 53 krytyków
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii
powrót do forum filmu Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Poniżej konkretne powody:

- Kto jest głównym bohaterem filmu? Bilbo? Skąd. Thorin? Gdzie tam.
Oczywiście Legolas.

- Legolas przebija wszystkie idiotyczne sceny akcji jakie widzieliśmy w filmach o Śródziemiu.
W trzeciej części trylogii jest kompletnie niezniszczalny, ratuje nie tylko Tauriel ale też i Thorina, a przede wszystkim to co robi wygląda jak niezamierzona parodia w której brak tylko Lesliego Nielsena.
Gdy widzi w oddali że Tauriel jest w niebezpieczeństwie, skacze z wysokiej wieży na głowę olbrzyma, któremu wbija w czaszkę miecz i steruje nim wykręcając miecz niczym joystick. Olbrzym uderza głową w wieżę, która przewracając się robi idealny most w kanionie.
Później gdy Bolg rozwala podłoże mostu, Legolas w slow motion WBIEGA PO SPADAJĄCYCH CEGŁACH. Wygląda to wprost przekomicznie.
Zgaduję że gdyby była taka potrzeba to Legolas byłby w stanie biec w powietrzu odbijając się od własnych stóp.
Cytując pewną opinię przeczytaną w internecie - "w końcu zabrakło mi już tylko tego by Legolas wystrzelił z łuku siebie samego".
W obu tamtych scenach zwyczajnie się zaśmiałem, bo wyglądało to jak chamska autoparodia.

- Alfrid. Typ o wyglądzie żula przebrany w damskie ciuszki stanowi tu nieśmieszny comic relief rujnujący swoją obecnością wiele scen. Jest niemal wszechobecny - widać że to zżynka z Piratów z Karaibów gdzie była podobna postać i najwyraźniej Peter Jackson uznał że będzie fajowo.
Gdy w ruinach spalonego przez Smauga miasteczka w dramatycznej scenie Bard próbuje zjednać sobie ludzi, Alfrid niszczy powagę swoją obecnością.
Co gorsza nie ma on żadnego znaczenia w fabule, nie przechodzi przemiany, ostatecznie okazuje się bezużyteczny. Jest jeszcze gorszy od Jar Jar Binksa w Mrocznym Widmie.

- scena walki z Sauronem. Co mógł tutaj spaprać Jackson?
Galadriela pochyla się nad "umierającym" Gandalfem, widać że łączy ich miłość. Dookoła stoją Nazgule, nadchodzi Elrond i Saruman. Pomijam że Saruman zamiast miotać czary walczy wręcz kijem, pomijam że na początku walki dwa nazgule skaczą przed nim jak jakieś stworki z Looney Tunes - to jeszcze nic takiego.
Ale W SAM ŚRODEK SCEN WBIJA NAGLE RADAGAST W SWOICH SANIACH CIĄGNIĘTYCH PRZEZ KRÓLIKI. Scena nadal próbuje być poważna - porażka.

- Bitwa jest idiotyczna niczym w Maleficent. Armia elfów i ludzi podchodzi pod bramę góry Thorina. Krótka rozmowa. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA KRASNOLUDÓW.
Krótka rozmowa, armie idą na siebie. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA DRUGIEGO PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA ORKÓW.
Czy ktokolwiek słyszał tam o zwiadzie? Czy ktokolwiek słyszał tam o czymkolwiek? Czy Peter Jackson był pijany?

- czerwie które pojawiają się znikąd i tak samo szybko znikają, choć logika podpowiada że byłyby idealnym narzędziem wojny dla orków

- mimo że Alfrid dostaje tonę czasu to jedna z najfajniejszych postaci w książce - Beorn - jest w filmie dosłownie 4 sekundy. W jednej scenie - jak zeskakuje z orła, spadając zmienia się w niedźwiedzia i zadaje jeden cios.
To tyle Beorna, przecież Alfrid jest ważniejszy.

- scena zabicia Smauga wyszła bardzo durnowato. Balista zostaje na samym początku zniszczona i Bard wykorzystuje swojego syna jako część kuszy - opiera bełt na jego ramieniu, podpierając się nogą.
Smaug podlatuje w slow motion, kamera w zbliżeniu na twarz syna który z pełnym dramatyzmem powoli kiwa głową, Bard strzela, Smaug ginie po tym jednym strzale.

A teraz jeszcze cięższe argumenty. Nie tylko scenariusz jest pełny dziur, idiotyzmów i kiczu. Dramatyzm wydarzeń z książki również wypadł fatalnie:

- wspomniana wcześniej scena jednoczenia ludzi przez Barda w zniszczonym przez smoka miasteczku - zrujnowana przez okropną postać Alfrida.
Dramatyczna scena walki z Sauronem zrujnowana przez Radagast wbijajęcego w sam jej środek na króliczych saniach.

- Tauriel bez przerwy pyskuje królowi elfów - swojemu władcy. Coś za co powinna być kara śmierci, on cierpliwie znosi.
Tauriel pieprzy trzy po trzy "ty nie wiesz co to miłość, ty nie rozumiesz czym jest prawdziwa miłość" i celuje do niego z łuku, będąc w miejscu gdzie zginęła żona króla elfów, który jest od niej 10 razy starszy.
Tauriel grozi że zabije Thranduila, na co on rozcina jej łuk i przykłada miecz. Przychodzi Legolas. Odbija miecz ojca i w skrócie mówi że jest po stronie Tauriel i ma się odpieprzyć.

- Ginie Kili, nad nim płacze Tauriel. Legolas jako wieczny stalker stoi i patrzy się na nich z miną Pattinsona ze Zmierzchu, pozbawioną emocji.

- Thranduil mówi do Legolasa, swojego syna - twoja matka zawsze cię kochała. Stoją w miejscu gdzie matka Legolasa zginęła.
Legolas wzrusza ramionami, mina niezmiennie obojętna.
Thranduil mówi by wrócił do królestwa, Legolas mówi że nie bo kieruje się tym co mówi serce czyli prawdziwą miłością do Tauriel, odchodzi wzruszając ramionami, Thranduil zwiesza głowę jak jakieś cielę.
Dosłownie Tauriel jest tu jak Kirsten Steward a Legolas jak Robert Pattinson w Zmierzchu, zaś potężny Thranduil, wielki władca elfów jest jakimś leszczem.

- Śmierć Kiliego - Bolg rzuca Tauriel po ścianach, Kili rzuca się na ratunek i zostaje przez Bolga rzucony jak szmata na ścianę, Bolg uderza go jakimś buzdyganem czy maczugą i Kili patrzy na Tauriel z wzrokiem "ja umieram" choć nie było krwi czy obrażeń sugerujących że powinien zginąć.

Kili znika i jedyną osobą jaka w ogóle o nim pomyśli jest Tauriel, reszta krasnoludów zdążyła o nim zapomnieć.

- Fili miał pecha że odbiegł od wszystkich krasnoludów i scenarzysta zaprowadził go w miejsce gdzie akurat był oddział orków i Azog.
Azog podnosi Filiego w powietrze, 10 metrów niżej Thorin i Kili (jeszcze żywy) i reszta krasnoludów patrzy w górę.
Azog zrzuca Filiego z 10 metrów, Fili upada, umiera (równie bezboleśnie i PG-13 jak później Kili). Jego brat Fili patrzy na niego z obojętnością Legolasa. Thorin patrzy ze spokojem. Nikt się nie emocjonuje.

*************************************************************

Przypomina mi się drugi Władca Pierścieni i jak dobrze tam były wątki dramatyczne poprowadzone. Jedna scena, gdzie król Rohanu idzie na grób syna. Trzyma kwiat w ręce, mówi że żaden rodzic nie powinien oglądać śmierci swojego dziecka i PŁACZE. Smutna muzyka, Gandalf mówi kilka słów na cześć jego syna. TO DZIAŁA

Od ręki, bez nawet sekundy przemyślenia mogę zaproponować podobną scenę z krasnoludami.
Walka w ruinach czy tam w miasteczku - jeden pies.
Pełno orków, wszyscy są coraz bardziej osaczeni.
Tauriel jest z kilkoma elfami którzy giną i są przyciskani do muru przez oddział orków.
Nieco wyżej Kili toczy osobną walkę. W oddali przebija się Thorin z kilkoma komratami i woła Kiliego by przybiegł do nich zanim zostanie otoczony przez orków. Kili jednak biegnie do Tauriel, woląc zginąć razem z nią niż zostawić na pewną śmierć. Po prostu giną.

Później walka krasnoludów z orkami, każdy krasnolud ma po dwóch orków obok siebie. Orkowie nie padają na jednego hita, są solidnymi przeciwnikami i nie jest łatwo ich ubić. Widać pot i krew płynące z krasnoludów po wyczerpującej walce.
Pojawia się Azog i rzuca na Filiego. Fili się broni ale widac że nie ma szans. Azog wytrąca mu broń, rozłupuje częśc pancerza po czym zakrwawionego Filiego przebija mieczem.
Thorin krzyczy i w szale rzuca się na Azoga. Wzniosła muzyka, Thorin na berserku zrozpaczony i wściekły (Fili i Kili to jego siostrzeńcy - ostatnia rodzina jaką ma).
Walka jest ciężka i krwawa. Thorin wygrywa ale jest tak ciężko ranny że bliski śmierci.
Idzie przez pobojowisko, Bilbo stoi dalej nie chcąc się wcinać.
Thorin idzie pół przytomny i oszołomiony w stronę gdzie walczył Kili.
Mija krasnoludy które patrzą na niego ze smutkiem, podchodzi do zwłok Kiliego i płacze. Tak jak płakał Theoden nad swoim synem.

Thorin spogląda w stronę Samotnej Góry i w jednym spojrzeniu widać, że traci właśnie swoje marzenie i rodzinę - z własnej winy.
Chciwość kosztowała go królestwo i śmierć rodziny gdy był już tak blisko (to była puenta tragiedii Thorina w książce).
Pada nieprzytomny.

Później na łożu śmierci prosi o wybaczenie Bilba - nazywając go przyjacielem. Śmierć Boromira przy Aragornie - rings a bell?

Każdy jest w stanie wykreować coś podobnego a jest to przecież jakieś tysiąc razy lepsze od tego co zaserwował Peter Jackson.

Ten film jest na poziomie Ataku Klonów i Mrocznego Widma... niemal wszystko co się da jest dokumentnie spieprzone.

Oczywiście jest kilka dobrych scen. Martin Freeman i Richard Armitage grają znakomicie, Ian McKellen jak zawsze trzyma wysoki poziom.
Parę scen z Thorinem zostło zrobionych dobrze. Szkoda tylko że te dobre elementy są w przytłaczającej mniejszości wobec powyższych zarzutów.

Niemniej cała reszta jest po prostu niedopuszczalna. Peter Jackson miał do dyspozycji najbardziej mięsistą, najciekawszą część książki Tolkiena plus gigntyczny budżet. To co zrobił przerasta ludzkie pojęcie.

ocenił(a) film na 5
klogg123

no może nie całkiem dobra, a nie aż tak zła jak mówią, dopiero od początku bitwy to katastofa totalna

ocenił(a) film na 2
klaus_kinski

Z ciężkim sercem, ale zgadzam się z Twoją opinią. Od samego początku nie byłam zachwycona pomysłem podzielenia "Hobbita" na 3 filmy, ale postanowiłam dać mu szansę. Niestety, 1-a jak i 2-a część mnie nie zachwyciły, ale sądziłam, że w B5A P.J. wróci na dobre tory filmowania (trailer wyglądał bardzo obiecująco). I znowu gorzkie rozczarowanie. Beznadziejny wątek elfki i krasnoluda (Tolkien w grobie się przewraca!), za mało Bilba, za dużo Legolasa i jego wygibasów, drętwe dialogi. Smutne to, bo film miał potencjał. I z innej beczki: dlaczego na tym forum nie można nic skrytykować? Filmu, gry aktorskiej itp. by od razu nie zostać zmieszanym z błotem, zwyzywanym od trolli? Czytam te komentarze i widzę, że z niektórych wylewa się taka złość, zajadłość, że odechciewa się komentowania czegokolwiek. Trochę więcej tolerancji. Ilu ludzi, tyle opinii. I nawet jeśli mamy inną, to nie musimy od razu wszczynać wojny na słówka :)

ocenił(a) film na 3
klaus_kinski

Ten film mnie mentalnie zgwałcił. Zgadzam sie z powyższym i strasznie się uśmiałam czytając Twoją opinię. Dzięki, aż mi lepiej xD

ocenił(a) film na 3
klaus_kinski

Pięknie napisane. Sam miałem podobne myśli podczas projekcji i tylko załamywałem ręce gdy pojawiała się scena głupsza od poprzedniej.
Też lubię Tolkiena i nie wiem jak ludzie mogą tak bezrefleksyjnie bronić tego filmu.
Ogólnie co do nowej trylogii, to mówiąc lekko sprośnie, zamiast wzwodu był wielki zawód ;)

ocenił(a) film na 8
klaus_kinski

Zauważ,że wszystko jest celowe i Jackson sam z siebie kpi np. w scenie,gdy wielkie robaki wywiercają tunele, przez które wmaszerowuje potem armia orków. Na ten widok Dain krzyczy (cytowane z pamięci, więc prawdopodobnie brzmienie inne,ale znaczenie to samo): "No bez jaj!". Albo wtedy, gdy Dwalin biegnie z Thorinem pokonać najemne gobliny, "tylko jakieś 2 setki". PJ dociska pedał absurdu przez co może i wpada w pułapkę auto parodii, ale dzięki takim scenom sprytnie rozładowuje wiele scen (czyżby podejrzane u Marvela). Powaga idzie pod rękę z bezczelnym żartem, kicz z podniosłością

użytkownik usunięty
klaus_kinski

Niestety 100% racji - ten film to połączenie Rambo IV ze zmierzchem. Brakowało jeszcze właśnie tego. Rambo wyskakującego gdzieś zza pagórka w którejś scenie i rozwalającego wszystko co się rusza. No i jak już pisałem - John zestrzelił z łuku tylko helikopter.

Emocje sztuczne tak bardzo że aż rażą - dialogi jakbym słyszał prezydenta, a miny nadęte jak dudy. A kiedyś Jackson umiał pokazywać naprawdę je - w "Majestic" np - potrafiła wzruszyć prosta scena kiedy Henry cieszył się z powrotu "syna". Emocje można pokazać bez miny bohatera w stylu: "teraz macie płakać". W "WTC" Stone'a przywalony gruzami Policjant mówi: "Nie...mogę...umrzeć.......nie skończyłem jeszcze kuchni", a łzy poleciały nawet takiemu głazowi jak ja, może dlatego że to autentyczna historia, nie wiem.

Niestety zgadzam się że Hobbit to kompletna porażka - pod każdym względem.

ocenił(a) film na 1
klaus_kinski

Trudno się z tym nie zgodzić. Bitwa Pięciu Armii to jeden z najsłabszych filmów fantasy ostatniej dekady. Nazywam to teenage-fantasy, do postawienia obok Pottera czy Zmierzchu.